Baltic Folk & Roots to na pewno jedno z ciekawszych wydarzeń kulturalnych jakie zorganizowano ostatnio w Szczecinie Pierwszego dnia jego trwania- 12 września - w klubie XIII Muz wystąpiły trzy zespoły folkowe – Rivendell, Hoboud oraz Pievos, a wczoraj – 13 września „Słowianin” został przygotowany na inwazję bardziej ekstremalnych dźwięków. Dominował bowiem folk-metal.

Pierwszy na scenie zainstalował się łużycki zespół DeyziDoxs. Tworzy go sześć osób. Daniel Bětnar – wokalista dysponujący dobrze wyszkolonym growlingiem, zapowiadał początkowo utwory właśnie w języku serbsko-łużyckim, ale po pewnym czasie przeszedł na angielski zdając sobie sprawę, że dzięki temu zostanie zrozumiany przez większą liczbę osób. Panowie grają death-metal w stylu zbliżonym do dokonań Cannibal Corpse czy Amon Amarth. Ważnym elementem ich utworów są na pewno partie klawiszy, które obsługuje ciemnoskóry Brunck. Wojciech Ossowski z radiowej Trójki, który pełnił role kierownika artystycznego festiwalu i zapowiadał poszczególne koncerty powiedział, że co prawda nie jest to muzyka, którą można nazwać ludową, ale jest … fajna. Poza tym zwykle z Łużyc przyjeżdżają do Polski zespoły pieśni i tańca, kultywujące tamtejsze tradycje, a tym razem otrzymaliśmy dowód, że w tej społeczności także takie grupy działają i tworzą. Zespół wykonał utwory Arija, Labyrinth, Njesycomny Sön, Indication, Itawi, Darling My Dear, Turn The Tables, Von Den Quellen, Swěra, Wokomik Jenički i na pewno był to intersujący wstęp do całego wieczoru.

Svartsot z Danii , który zagrał jako drugi to już formacja wykorzystująca mi.in. tradycyjne instrumenty ludowe. Stewart C. Lewis grający na flecie bezsprzecznie nadaje muzyce tej istniejącej od czterech lat grupy swoistego kolorytu. Svartsot na koncie ma album „Ravnenes Saga” wydany przez Napalm Records (firmę, w której są takie znane zespoły jak Grave Digger, Summoning czy Stuck Mojo). Właśnie utwory z tego albumu stanowiły podstawę set listy występu - Tvende Ravne ,Skovens Kæll Nidvisen, Spillemandens Dåse , Havets Plag, Jagten, Havfruens Kvad i Skønne Møer, Jotunheimsfærden oraz Gravøllet to numery, które usłyszeliśmy, a pomiędzy nimi zabrzmiały także trzy nowe numery - Højen Pa Glødende Pæle, Drekar Æthelred den Rådvlilde. Niewątpliwie była to dawka bardzo mocnego, ale bynajmniej nie schematycznego grania.

Kiedy przyszła kolej na główny punkt programu czyli fiński Moonsorrow zmieniło się oświetlenie na scenie, zdominowane przez czerwone barwy. Także twarze muzyków grupy wymalowane był na ten kolor. Najpierw usłyszeliśmy intro, wzbogacone o szum wiatru i dalekie odgłosy burzy....Grupa ta stacjonująca w Helsinkach, to już bardzo doświadczeni muzycy. Ich kariera rozpoczęła się w 1995 roku, a uprawiany styl określany jest jako viking metal. Śpiewający Ville Sorvali i czwórka jego kolegów zagrali ponadgodzinny koncert przedstawiając przekrojowy materiał, na który złożyły się także utwory z klasycznej już płyty Voimasta Ja Kunnsiasta (czyli Honor i Chwała) jak np. Sankaritarina (po polsku „Opowieść wojownika) oraz Pakanajuhla (Pogańskie Święto) z albumu Suden Uni (Wilczy Sen). Oczywiście nowsze kompozycje też były wykonane. W składzie tego wieczoru zobaczyliśmy Janne Perttilä równolegle grającego w grupie Rytmihäiriö i wspomagającego Moonsorrow na trasie. To był pierwszy występ tej zasłużonej formacji w Polsce. Mam nadzieję, że jeszcze się u nas pojawią, bo na pewno warto doświadczyć ich muzyki na żywo, a mam wrażenie, że nie wszyscy zainteresowani mogli dotrzeć tego dnia do „Słowianina”