To było ciekawe doświadczenie… W ramach sekcji mistrzowskiej festiwalu Kontrapunkt można było poznać twórczość francuskiego artysty, Philippe'a Quesne. 25 maja w Ogrodach Śródmieście odbył się „Maulwürfe. Koncert Kretów”, a dzień później w Teatrze Współczesnym została zaprezentowana inscenizacja „Farm Fatale”.

Nietypowa, fatalna farma

Philippe Quesne ponad dwie dekady temu założył zespół pod nazwą Vivarium Studio, w którego skład wchodzą aktorzy, plastycy i muzycy. Z ich udziałem Quesne tworzy i reżyseruje spektakle w przestrzeniach o charakterze „wiwarium”, służące obserwacji społecznych mikrokosmosów. W „Farm Fatal” takim miejscem doświadczeń jest wiejskie gospodarstwo. To farma dość nietypowa, ponieważ zawiaduje nią grupa… strachów na wróble. 

Groteskowe kukły, które imitują postaci ludzi, budzą respekt, ale są też obiektem żartów. W tym spektaklu strachy są… artystami. Wchodząc na scenę, niosą bele siana i śpiewają: „Idę na farmę, żeby uprawiać pszenicę”. Po chwili jeden z nich odtwarza nagranie śpiewu ptaków. To paradoks, ponieważ strachy na wróble zawsze miały za zdanie je odstraszać, a teraz, kiedy nie ma na świecie ani jednego żywego osobnika, bardzo za nimi tęsknią. Sissi (Julia Riedler) nie może znieść tych nostalgicznych myśli i wyłącza nagranie.

Piracka stacja radiowa

Później strachy na wróble opowiadają historie o farmerach, dla których pracowały. Żadna z nich nie ma happy endu. Większość z właścicieli farm odebrała sobie życie, ponieważ rolnictwo uprzemysłowione i glifosat doprowadziły do ruiny finansowej ich gospodarstwa. Przeżyły tylko… genetycznie zmodyfikowane superkrowy. Kiedy wymierały owady, wymierały też ptaki. Może dla strachów jedynym wyjściem też jest samobójstwo? 

Obecnie ich głównym zajęciem jest tworzenie audycji radiowych. Tymczasem na farmę dociera francuski strach na wróble, który mówi, że jest słuchaczem tej pirackiej stacji. To były aktywista, uczestnik protestów przeciwko zanieczyszczeniom i rabunkowej gospodarce człowieka.

Ostatnia królowa pszczół i Beatlesi

Choć spektakl Quesne’a przedstawia dystopijną przyszłość, to wiele w nim humoru. Globi (Stefan Merki) znajduje jedyną pozostałą na świecie królową pszczół o imieniu Margrit i przeprowadza z nią wywiad dla programu radiowego (m.in. na temat jej wyprawy na Tasmanię w poszukiwaniu ostatnich przedstawicieli gatunku). W tle inny strach gra na klawiszach utwór Beatlesów „Let it be”, a rozmowa kończy się wykonaniem przez cały „straszny” zespół piosenki „Stand by me”. Dużo w tej inscenizacji muzyki i zabawy (jest też parodia pewnej słynnej francuskiej piosenki). 

W ostatnich scenach strachy na wróble okazują się „strażnikami” ogromnej ciężarówki, w której przechowują świecące jaja. To w nich powoli rodzi się nowe życie i nadzieja na lepszy świat… 

Quesne dotyka zarówno politycznych, jak i ideologicznych kwestii w kontekście ekologii i zmian klimatu. Głównymi walorami przedstawienia są raczej prosta, a na pewno pomysłowa scenografia i gra różnymi konwencjami teatralnymi. Publiczność nagrodziła aktorów długim aplauzem, także ta estetyka okazała się trafiona.

Ostatni punkt tegorocznego Kontrapunktu to premiera spektaklu „Gong!” w Pleciudze, 1 czerwca.