Kiedy przechadzała się tego dnia po Kaskadzie, prawie nikt jej nie rozpoznał...Wieczorem w hali Azoty Arena, Selah Sue, była już zdecydowanie w centrum uwagi. Wczoraj ta belgijska wokalistka zakończyła trasę po Polsce, bardzo dobrym występem w Szczecinie.
Zanim jednak Selah weszła na scenę, widzowie którzy przybyli tam punktualnie, mogli zakosztować półgodzinnego wstępu w wykonaniu  lokalnych muzyków. Szansę zaprezentowania swoich utworów otrzymała Jona Ardyn wraz z zespołem (Marcin Jahr -perkusja, Szymon  Orłowski - bas, Kamil Barański- klawisze, Agnieszka Pietrzak-wokal, skrzypce). Szczecińska artystka przedstawiła kilka utworów (m.in. "350"), w których pobrzmiewają wpływy soulu, popu, funku czy soft jazzu. Śpiewała po polsku i po angielsku i  także sięgnęła po altówkę w dwóch fragmentach.
 
Selah, jak pamiętamy odwiedziła już nasze miasto (trzy lata temu). Wtedy wystąpiła w Filharmonii (w poprzedniej jej siedzibie). Chociaż udało jej się w tak nierockowym miejscu stworzyć dobry, emocjonujący show, to jednak zdecydowanie warto było zobaczyć ją ponownie. Na scenie w hali zaprezentowała się jeszcze lepiej, a co najważniejsze wykonała utwory z najnowszego swego wydawnictwa - albumu "Reason". Właśnie dwa utwory z tej płyty - "Alive" i tytułowy, to był początek występu.
 
Potem Selah zaśpiewała "Black Part Love" z repertuaru Lauryn Hill, a jako czwarty w set liście figurował przebój, który otworzył jej drogę do popularności - "This World". Wczoraj został przedstawiony w rozbudowanej wersji, eksponujacej mocny, czarny głos Selah. Ona sama wykorzystała ten czas także po to by przedstawić towarzyszących jej muzyków czyli Joachima Saerensa (klawisze, sample), Jordi Geuensa (perkusja), Erika Rademakersa (bas) i Yannicka Werthera (gitara). Ten ostatni kilka razy podczas całego występu wzbogacił utwory swoimi solówkami. To co jeszcze uatrakcyjniło cały przekaz, to precyzyjne wyreżyserowane światła, które uwypuklały dramaturgię całego występu. 
 
Wokalistka wielokrotnie testowała wymowę słowa "Szczecin", zachęcała widzów do śpiewania refrenów i ogólnie emanowała radością z tego co robi i że może się tym dzielić z innymi. Szczególnie wymownie w tym kontekście zabrzmiał utwór "Together" (niejako w opozycji do przebojowego "Alone") Artystka w tej częsci wieczoru sięgnęła też po gitarę akustyczną by zagrać bardzo dla niej ważny utwór "Always Home" , a ostatnim numerem, który został przedstawiony w podstawowym programie był "Crazy Sufferin' Style". Oczywiscie jednak roztańczona publiczność wymogła jeszcze na muzykach powrót na scenę.
 
Kiedy Selah się na niej pojawiła, najpierw zapytała czy są jakieś życzenia co do dodatkowych utworów. Kilka głosów zapropnowało "Explanations" ale Selah zdecydowala się na dwa inne tytuły. "Fear Nothing"  i  niezwykle wybuchowy "Raggamuffin" zabrzmiały zatem na koniec, ale fani mieli jeszcze później szansę na zdobycie autografow, pamiątkowe zdjęcia...To był długi wieczór.