WYWIAD Z RADRIKIEM- „Attache kulturalnym Jamajki”, uznanym selektorem reggae, redaktorem pisma Reggaebeat, prezenterem radiowym, organizatorem imprez z jamajską muzyką. O szczecińskich korzeniach rasta. O imprezach reggae w naszym mieście. W co wierzy, co czuje na scenie, jak patrzy na świat szczecińska ikona jamajskiego brzmienia. O tym wszystkim poniżej- zapraszam do lektury.
„zawsze mi zależało na tym, by ludzie przyszli i potańczyli z zamkniętymi oczami, żeby ich gdzieś zabrać, dać im się tak głęboko zrelaksować”
Maciej Pieczyński: Co sprawiło, że przerzuciłeś się z elektroniki na szeroko rozumianą Jamajkę? Zacząłeś od ska, potem elektronika, a teraz właściwie przede wszystkim roots reggae. Lubisz jeszcze czasem wracać do poprzednich fascynacji?
Radrik:To nie do końca jest tak, bo reggae było zawsze, tylko że po prostu w pewnym wieku pojawia się potrzeba grania już tylko tego co się kocha najbardziej... To są inne fascynacje muzyczne. Bo z jednej strony zawsze było reggae i taka uliczna muzyka, a z drugiej strony bardzo mnie fascynowała elektronika. Takie klasyczne elektro, cała szkoła Maurizio, elektro z Detroit i tak dalej. W pewnym wieku po prostu zdecydowałem się zainwestować w taką muzykę na zewnątrz, prezentując ją na imprezach, pomagając w produkcji, współuczestnicząc w jej tworzeniu. Jednocześnie cały czas słuchałem reggae i gromadziłem reggae (jak tu na półce widzisz) od dziesięciu lat przynajmniej. Zawsze pamiętam, że przy jakichś tam rozmowach mówiłem: „Będę grał reggae tak czy owak, tylko to jeszcze nie jest czas”. Po prostu musiałem dojrzeć. Dla mnie to jest tak duża sprawa, głęboka i poważna rzecz, że jeśli ktoś czuje od razu takie powołanie, to ja mu zazdroszczę. Ja musiałem przejść ileś etapów, żeby wreszcie zrozumieć, że tak, już jest czas, już od tej pory tylko jamajska muzyka. Ale nawet kiedy grałem elektronikę, to dużo osób mówiło, że jest w tym graniu sporo jamajskiego brzmienia.
M. P. : Mimo, że ocierałeś się praktycznie o klubową muzykę, skoro na Twojej drodze pojawił się taki wykonawca jak dj Tiga...
Radrik: Nie było to do końca klubowe granie, raczej specjalistyczna niszowa elektronika:-) Nic w stylu Manieczek, bo mnie to nie interesowało. Gdy grałem elektronikę, to zawsze mi zależało na tym, by ludzie przyszli i potańczyli z zamkniętymi oczami, żeby ich gdzieś zabrać, dać im się tak głęboko zrelaksować i jednocześnie, żeby to były jakieś ciekawe dźwięki. A od pewnego czasu nie było już innego wyjścia- trzeba było zacząć grać reggae:-). Już tej muzyki było tyle w moim życiu, że nastąpiła „masa krytyczna”:-).
M. P. : Czy fascynuje Cię wyłącznie selekcja muzyki czy też djing? A jeśli djing, to może planujesz wydać jakiś mixtape?
Radrik: Moje mixtape`y pojawiają się tak mniej-więcej raz na pół roku, ale jest ich po kilka egzemplarzy. Trafiają do kilku znajomych osób.
M. P. : A dla szerszej publiki coś planujesz?
Radrik:Wiesz co, jeszcze nie nadszedł czas, ja jestem zwolennikiem teorii, że żadnego procesu nie należy przyspieszać. Kiedy będę czuł, że mam na tyle płyt, na tyle dobrych pomysłów i że po prostu czuję się na siłach, by to jakoś ciekawie zmiksować, to po prostu to zrobię. Sam siebie nie popędzam, popędzają mnie za to ludzie często: „nagraj coś, nagraj coś”. Dlatego od czasu do czasu stoję przed patefonami przez kilka dni i godzinkę jakiejś muzyki przygotowuję dla znajomych. Ale na taki poważny mixtape to jeszcze nie czas.
„Rasta występuje przeciwko chciwości; jeśli masz więcej, niż ci naprawdę potrzeba, to po co ci to”
M. P.: Gdzie widzisz bardziej swoją przyszłość - w dziennikarstwie czy w muzyce?
Radrik: Zdecydowanie najbardziej widzę siebie jako selektora. Bo to jest hobby. Dziennikarstwo, organizacja imprez - w te wszystkie rzeczy jestem zaangażowany, ale to są tylko dodatki, a głównym motorem wszystkiego jest to, że po prostu kupuję te czarne płyty i nimi poruszam, żeby było ludziom przyjemnie.
M. P. : Nazywany jesteś „attache` kulturalnym Jamajki”... Jak to odbierasz? Czy to rzeczywiście jest dla Ciebie jakaś misja, by promować w Polsce muzykę, a może i kulturę jamajską?
Radrik: Najlepsze jest to, że ja sam ten tytuł wymyśliłem:-). To miał być żart. „Samozwańczy attache kulturalny Jamajki” hehe. Cieszę się, że to wróciło. Wiesz, jeżeli się gra reggae i, tak jak rozmawialiśmy przed wywiadem: im głębiej w las tym więcej drzew. Jak grasz i kupujesz muzykę, czytasz o artystach, uczysz się o niej, no to automatycznie dowiadujesz się też o kulturze i to się przydaje potem np. przy pisaniu artykułów, czy nawet gdzieś na jakimś clashu czy na imprezie. Za żadnego wielkiego znawcę się zresztą nie uważam. Jest jeszcze dużo do zrobienia w kwestii uczenia się o jamajskiej kulturze i muzyce nad Wisłą, Odrą i Bugiem...
M. P. :A jak odbierasz np. rastafarianizm? Religię, filozofię?
Radrik: Rasta to jest jakiś tam drogowskaz, ale nie uważam się za rastamana.
M. P. :W końcu dreadów nie masz...
Radrik:To też, aczkolwiek Morgan Heritage mieli utwór o tym, że można być rasta i bez dreadloków...
M. P. :Jak hip hop bez szerokich spodni.
Radrik:Eee, np. takie oldschoolowe składy hip hopowe nosiły tak obcisłe spodnie jak dobry zespół metalowy:-). A wracając do rasta, myślę, że jest to dobry pomysł na życie, ale nie jestem radykalny jak Bobo Shanti. Nie będę namawiał do palenia Watykanu, zachęcał do przemocy czy dzielenia ludzi wg ich poglądów czy orientacji seksualnych. Rasta uczy szacunku, pokory. Podoba mi się, że rasta traktuje świat w naturalny sposób. Bardzo podoba mi się w rasta to, że jest to religia, która zwraca dużą uwagę na ziemię, na poszanowanie ziemi...
M. P. : I zieleni?...
Radrik: Oo, to już jest osobny temat... Zwrócenie uwagi na ziemię, na potrzebę ochrony tego, co mamy, a nie zawzięte piłowanie gałęzi na której wszyscy siedzimy. Rasta występuje przeciwko chciwości; jeśli masz więcej, niż ci naprawdę potrzeba, to po co ci to? Zgromadź tyle, ile ci potrzeba, nie potrzeba ci wcale więcej, podziel się z innymi. Nie dotyczy to tylko spraw materialnych, ale i duchowych - jeśli coś wiesz, coś umiesz, podziel się tym. Jeśli coś masz czy wiesz, to zawsze pamiętaj o tym, że są ludzie, którzy potrzebują tego sto, tysiąc razy bardziej od ciebie. I to jest aż tak proste. Ja rozumiem to właśnie w taki sposób.
M. P. : Ciekawa, pozytywna interpretacja rasta... Niektórzy traktują tę filozofię bardziej „bojowo”. Kolejne pytanie- kogo w najbliższym czasie planujesz sprowadzić do Szczecina?
Radrik: Jest już lipiec, a więc sezon „małosolny”. Nic się większego nie zdarzy przez najbliższe dwa miesiące, ale jesienią na pewno zorganizuję kilka rzeczy. Żeby nie zapeszyć, nie mówię, że na sto procent się to uda, ale bardzo bym chciał zaprosić do Szczecina MC Talliba. To jest bardzo zdolny wokalista, który wytycza właśnie jakąś nową ścieżkę w polskim reggae`owym śpiewaniu. Przy tym ma taką młodzieńczą energię i zapał, który bardzo cenię i szanuję. Chciałbym zaprosić też któryś z soundsystemów, które się zaprezentowały na tegorocznym ogólnopolskim clashu – rastamani z RassBass, a może JamVibes z Łodzi - miłośnicy jamajskiego oldchoolu. Jest też Rainbow Hi fi ze Śląska, ekipa, która jest, jak to się mówi na Jamajce, „Up to the time”, czyli gra wszystko to, co najnowsze. A gdybym miał możliwość, to bym chciał zrobić tu tyle rzeczy, że mógłbym mówić o nich przez trzy godziny.
„trzeba zawsze iść do przodu, „look forward”, nie przejmując się trudnościami, próbować”
M. P. : A czy ciężko jest kogoś sprowadzić do Szczecina? W końcu dla niektórych to peryferyjne miasto...
Radrik:Na pewno staram się robić wszystko by, jeśli chodzi o reggae, Szczecin nie był miastem prowincjonalnym, odległym od nurtu głównego. Frekwencja mogłaby być o wiele lepsza, a nie jest. Dzieje się tak z racji wielu ograniczeń, jak np. mała ilość studentów, a już przede wszystkim dosyć mała ilość ludzi zainteresowanych tematem. Nie chcę też nikogo dręczyć zbyt wysokimi cenami biletów, co też jest jakimś hamulcem. Czasem trzeba dużo się nakombinować, by coś zorganizować. To w sumie ciężka praca, ale gdy potem idę na taką imprezę, sprowadzony przeze mnie artysta taki jak np. Pablopavo czy RasLuta stoi obok z mikrofonem, a ja gram i ludzie się dobrze bawią, to serce rośnie. A więc warto organizować. Myślę, że trzeba zawsze iść do przodu, „look forward”, nie przejmując się trudnościami, próbować.
M. P. :Jak polepszyć promocję reggae w Szczecinie? Dlaczego, choć jest to przecież taneczna muzyka, wciąż nie ma mocnej pozycji na szczecińskiej scenie muzycznej?
Radrik: Kiedy kilka lat temu było zwykłe radio ABC, to kiedy mówiło się o imprezie, to docierało to do wszystkich. Ludzie nie muszą przejść przez Bramę Portową i plac Kościuszki, by zobaczyć plakat, nie muszą wchodzić na specjalne strony internetowe, nie muszą czytać lokalnej prasy, ale radia słuchają. Tak więc za czasów ABC z promocją imprez reggae było dużo lepiej. Informacja o imprezach musi przebijać się do mediów powszechnych, codziennych i nawet tam musi być często powtarzana. Jest Radio Szczecin, które choć ma w sumie inną grupę docelową, to mówi się tam o imprezach, bo jest i audycja Club Selekta i reggaowy Pozytywny Eter (tutaj szacunek dla Tomka „Bajabajka” i Matusa za to, co robią). Ale kiedy nie ma tego mocnego głosu, który powie, że jest impreza, to nie ma też mocnego oddźwięku.
M. P. :Jesteś organizatorem Szczecin Reggae Allstars. Widzisz w naszym mieście jakieś zespoły czy soundsystemy, które mogłyby zabłysnąć w skali kraju i dołączyć do panteonu razem z Vavamuffin, Habakuk, Bass Medium?
Radrik: Jest już w tej chwili taki legendarny sound należący do panteonu polskiej sceny soundsystemowej. To KołtunSound i Szym I, którzy organizowali jeden z pierwszych sound clashy w Polsce, teraz trochę mniej aktywni. Szacunek! Z rzeczy nie do końca soundsystemowych to Vespa, w skali kraju bardzo znany zespół ska. Jest też reggaowy Chant, zespół porównywany z najlepszymi klasycznymi jamajskimi wykonawcami, ogromny talent, czarny koń ze Szczecina. Jest jeszcze - ale to ze Świnoujścia - Jamajsky Natural. Jest Skambomambo. Zespół rokujący nadzieję, ale jeszcze trochę wody w Odrze musi upłynąć zanim wypłyną szerzej, musieliby grać więcej koncertów. Wracając do soudsystemów. Bardzo aktywni są Olah & Bandulu Sound. Mam wrażenie, że reggae rozwija się w naszym mieście, tak jak i w całym kraju i na całym świecie. Wręcz mówi się o tym, że nastąpiła globalizacja muzyki jamajskiej. I to się odczuwa też tutaj, choć w mniejszej skali.
„Muszę być, jak porządny soundboy gotowy na wszystko, by zaatakować właśnie takim brzmieniem, jakiego akurat ludzie będą chcieli”
M. P. : Z jednej strony na imprezach eksperymentujesz często- jak np. na Love Sen C Musik, gdzie na jamajskich riddimach puszczałeś przeboje r`n`b, z drugiej strony zaś na innych imprezach - jak na Oborze Rekords - bawiłeś ludzi wyłącznie tradycyjnym roots reggae. Do tego niezbyt często puszczasz polską muzykę reggae. Masz więc może jakąś filozofię selekcji?
Radrik: Te, jak to nazywasz eksperymenty, to są tzw blendy, to ktoś robi za mnie, i ja to dostaję już gotowe na winylu, remiksy po prostu. Aczkolwiek stojąc ostatnio za patefonami zrobiłem sam taki „domowy” remiks Damiana Juniora Gonga. Co do filozofii selekcji... Ja uważam, że trzeba pamiętać i o tym, z kim się gra, i o ludziach, dla których się gra. Pozostając wiernym swojemu stylowi, jednocześnie starać się puścić coś takiego, co ich poderwie do tańca, co sprawi, że nie będą żałować tych paru złotych wydanych na imprezę i wrócą na kolejną. Reggae nie jest raczej muzyką dla dzieci, które przyjeżdżają samochodami za kilkaset tysięcy na imprezę, tylko dla tych, którzy mają więcej w głowie, a jeszcze więcej w sercu. Szanuję to. I dlatego staram się mieć zawsze płyty takie, które są w temacie gościa, z którym aktualnie gram. Jak gram z Oborą, to więcej klasyki, jak gram sam, to wszystko biorę, a jak...
M. P. :Jak z Pablopavo to więcej dancehallu?
Radrik: Na przykład. Staram się mieć dość elastyczną selekcję. Oprócz tego zawsze biorę taki własny zapas płyt, takich na każdą okoliczność. Wolę być, jak porządny soundboy gotowy na wszystko, by zaatakować właśnie takim brzmieniem, jakiego akurat ludzie będą chcieli.
M. P. :Jest może jakaś impreza, może audycja, którą grałeś, a którą szczególnie wspominasz?
Radrik:Dużo było takich momentów... Na pewno pamiętam jeszcze z czasów elektroniki, jak graliśmy z Offpopem gdzieś pod Lipskiem w Niemczech, na takiej undergroundowej imprezie plenerowej. Tam, mimo że jakieś inne zespoły czekały na występ po nas, nie pozwalano nam zejść ze sceny przez godzinę dłużej niż mieliśmy grać, była wariacka zabawa.
Z reggae na pewno zapamiętam swój pierwszy clash w Częstochowie. Na pewno będę bardzo miło wspominał wszystkie imprezy Szczecin Reggae Allstars, bo jest w nich jakiś taki specyficzny duch. Mam też sentyment do imprez w nieistniejących już niestety Schodach. Tam często udawało się wykrzesać z ludzi taką atmosferę otwartą zupełnie, gorącą i szaloną, czyli to, o co w tej zabawie chodzi.
M. P. :A jakie rady dałbyś młodym szczecinianom, którzy może chcieliby pójść w Twoje ślady, osiągnąć coś czy to w dziennikarstwie, czy to w muzyce?
Radrik: Trzy słowa: praca, praca, praca.
M. P. : Jaki jest Twój ulubiony wykonawca, ulubiony kawałek?
Radrik:Ostatnio podoba mi się Alborosie, włoski wykonawca reggae’owy - absolutnie genialny. Uwielbiam reggaową klasykę, jamajski funk, soul i reggae nasączone tymi gatunkami. Lubię w reggae gatunek zwany lovers rock, czyli piękne piosenki o miłości. Mam też bzika na punkcie remiksów, np. Mary J.Blige, Destinys Child, Busta Rhymes czy Jackson’s Five na reggae`owym podkładzie.
M. P. : A słuchasz czegoś poza reggae czy elektroniką?
Radrik:Szacunek tutaj składam mojemu przyjacielowi Calvinowi, bo w sumie on mnie zaraził graniem. U niego w domu chyba tak naprawdę pierwszy raz stanąłem za patefonami. On zawsze mi coś ciekawego nowego przynosi. Od pewnego czasu dużo dubstepu i halfstepu. To nowa, bardzo głęboka i skoligacona z dubem muzyka, która coraz bardziej idzie w stronę roots reggae i brzmień wczesnego cyfrowego dubu brytyjskiego, takiego oldschoolowego jak np. Zion Train. Słucham też- jak przed wywiadem rozmawialiśmy- muzyki afrykańskiej, szczególnie klasycznego afrobeatu z lat siedemdziesiątych, jakieś etiopskie funkowe nagrania.
M. P. :Czym zajmujesz się poza selekcją i dziennikarstwem?
Radrik:Z zawodu jestem dyrektorem kreatywnym w agencji interaktywnej BYSS:-).
M. P.:A pasje? Poza reggae...
Radrik:Jeżdżę rowerem. Lubię kino - ostatnio głównie filmy z lat 70-tych, np. te na temat afery WaterGate i czasów kryzysu zaufania do USA, jakie nastąpiły po tej aferze, jak choćby „Wszyscy Ludzie prezydenta”. Poza tym ogromny szacunek dla filmów gangsterskich takich jak. „Człowiek z blizną”.
M. P. : Na koniec spytam, jakie jest największe marzenie, cel, dążenie „attache kulturalnego Jamajki”?
Radrik:Najbardziej to bym chciał mieć święty spokój i tyle zgromadzonych środków płatniczych, bym mógł się zajmować tylko reggae, a najlepiej zajmować się tym reggae na jakiejś ciepłej wyspie. Nie mówię, że na Jamajce, ale tam, gdzie jest dookoła morze i gdzie jest ciepło. Mieć tam soundsystem i sklep z płytami, wstawać sobie o godzinie 9-tej, chodzić do pracy do sklepu, do którego i tak nikt nie chodzi:-). Siedzieć przed tym sklepem, a wieczorami grać imprezy. To oczywiście odległe marzenie... Tak zupełnie poważnie chciałbym po prostu, żeby Szczecin jeszcze bardziej się reggaowo rozwinął. Zależy mi na tym, żeby to jeszcze bardziej rozwinąć, żeby to dało jakiś efekt. Kto wie, może już teraz gdzieś tu wyrasta jakiś nowy Gentleman, Alborosie, albo Pablopavo? Wszystko jest możliwe.
M. P. : Dzięki za rozmowę, powodzenia życzę, pozdrawiam w imieniu Portalu.
Komentarze
1