Sztuka, której siedmioosobowa obsada nie jest niczym przerastającym dla dwójki aktorów, podejmujących próbę odegrania przedstawienia. Dwoją się i troją, by wyszło poprawnie. Improwizują i dobrze na tym wychodzą…
W poniedziałkowe popołudnie (07.03), do jeden z sal Teatru Pleciuga, przybyło sporo mieszkańców miasta, by obejrzeć gościnny spektakl „Rozkład jazdy”. Dwójka znakomitych aktorów, Artur Barciś i Beata Fudalej, w bardzo zabawny sposób przekazują widzom prawdę o zawodzie aktorskim, który nie jest taki kolorowy, jak mógłby się wydawać. Jest mowa o tym, że artysta teatralny musi dorabiać przy dubbingach czy przy czytaniu rozkładów jazdy pociągów. A wykonywaną sztukę nazywają „chałturką”, pragnąc z jednej strony zagrać coś bardziej ambitniejszego, z drugiej wiedząc, że coś takiego dociera do widza.
Sztuka składa się z dwóch stałych elementów, jakimi są obejrzenie przedstawienia z perspektywy publiczności oraz po chwili podejrzenie tego samego „od kuchni”, zza kulis. To podglądanie jest kluczem do zrozumienia zachowania aktorów, wypowiedzianych przez nich kwestii. Jest to również chwila uzmysłowienia sobie znaczenia różnego rodzaju pomyłek i niedomówień, które pojawiły się w pierwszej części spektaklu.
Pan Artur i Pani Beata wcielają się w postacie, które prywatnie były ze sobą związane, lecz na skutek nieporozumień, rozstają się, nadal jednak pracując w tym samym teatrze. Zakończony związek staje się powodem kilku zabawnych akcji w ramach „niewinnej” zemsty. Jak mantrę powtarzają, że życia prywatnego nie wolno przenosić na deski teatralne, ale jak to bywa, nie zawsze się udaje wytrwać w postanowieniu. Mimochodem, ukrywając to pod pretekstami i różnego rodzaju aluzjami, nawiązują do swoich uczuć względem siebie.
Na sam koniec aktorka stwierdza, że szukała kogoś, kto by ją kochał. I znalazła, lecz wybranek, mając kłopoty z pamięcią, zapominał wiele rzeczy. Najpierw imiona przyjaciół aż w końcu sam nie wiedział, kim jest. Ona nie umiała sobie z tym poradzić i związała się z mężczyzną, który wszystko pamiętał. Każdą chwilę spędzoną razem oraz o wszystkich momentach kobiety spędzonych z byłym partnerem. Tak wszystko bardzo dobrze pamiętał, że nie był w stanie niczego wybaczyć.
Aktor szuka sensu codziennego życia, czytania rozkładów jazdy czy podkładania głosów. Dochodzi do wniosku, że te z pozoru niewiele znaczące czynności, są czymś więcej, jakimiś wskazówkami dla innych. W końcu gdyby nie jego głos wydobywający się z głośników na dworcach, ludzie nie wiedzieliby na jaki peron się skierować. Stwierdza, że w momencie czytania zapowiedzi nadjeżdżającego pociągu przez inną osobę, podróżni nie uwierzyliby w żadne słowo, mając zaufanie jedynie do głosu aktora. Znajduje on swego rodzaju „misję” w tym, co robi.
„Rozkład jazdy” to inteligentna komedia, w której nie wszystko jest takim, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. Aktorzy otwierają drzwi do swojego świata, który można podzielić na płaszczyznę zawierającą się na scenie oraz na życie poza teatralne. Ukazują skrywane tajemnicą ciekawostki teatru, starając się przybliżyć go innym ludziom.
Komentarze
0