Zrozpaczone kobiety, które tęsknią za nieogolonymi, brutalnymi, pachnącymi cygarem przedstawicielami męskiego gatunku, a którym wmawia się, że w świecie nastąpił zanik męskości wśród mężczyzn, a ostatniego macho widziano w Meksyku 5 lat temu, mogły się przekonać wczoraj (24 stycznia 2009 roku) w Słowianinie, że to tylko plotka. Na własne oczy widziałam czterech ociekających testosteronem supersamców, którzy na scenie pokazali to, co mają najlepszego.
Ach te Dicki!
Zespół z Trójmiasta zaczął grać w kompletnych ciemnościach, aż członkowie (to słowo jest tutaj bardzo znaczące) poprosili o światło. Choć po ciemku było bardziej tajemniczo, co wzbudzało oczywiście niebotyczne pożądanie, to jednak brakowało walorów estetycznych, jakimi niewątpliwie są nagie torsy Dicków, ich makijaż i ruch sceniczny. Gdy już można było nie tylko słuchać, ale i zobaczyć, rozpoczął się szalony, swawolny, uwalniający zwierzęcą energię koncert.
Dick4Dick wystąpili w zmienionym, bo pomniejszonym o jednego członka składzie, tłumacząc, że rozmiar ma duże znaczenie, i że tak gra się o wiele lepiej. Tym samym powrócili do korzeni.
Różne sposoby wzbudzania pożądania
Na początku zagrali utwory ze swojej nowej płyty „Grey Album”, którą już ponoć niedługo zastąpi świeższy krążek, obecnie nagrywany przez muzyków. Można było więc usłyszeć wiele gatunków muzycznych. Wizualizacje również stanowiły nieodłączny element uatrakcyjnienia występu, i tak już atrakcyjnych do granic wytrzymałości, supersamców. Do piosenki glam rockowej „I Know You Need My Rock’n’Roll” wyświetlono klip, ta samo zresztą jak do energicznego kawałka „Another Dick”.
Dickowie przeprosili za zmienione wersje piosenek albumowych, obiecując zwrot kosztów biletów rozczarowanych słuchaczy. Nie wszystkim fanom grupy mogło się w końcu spodobać chociażby elektroniczne „Technology”, które rozpoczęli w stylu hip-hopowym.
Ukłon w stronę tubylców muzycy złożyli w numerze, który na potrzeby koncertu zatytułowali „Death in Szczecin”.
Ogółem można było usłyszeć ostre, hard rockowe i electro - punkowe rytmy, obok tanecznych, w stylu disco i popu. Była także odrobina spokojnych fragmentów.
Nie samą muzyką się żyje
Obecne były także gadżety, które zwiększały intensywność doznań. Wet Dick korzystając z kamerki, w jednym z bisów, przedstawił ponętny ruch sceniczny własnego języka.
Widać, że muzycy świetnie się bawią, grając. Jednak w ich twórczości zwraca uwagę również pomysłowość w komponowaniu utworów, aranżacjach, a także kreatywność, a jednocześnie obstawanie przy swojej wizji wizerunku. W szalonej oprawie widać tak naprawdę konsekwentne realizowanie własnego pomysłu na zespół.
Panowie tryskali samczą energią, wodząc na pokuszenie szczecińskie niewiasty. Ich humor udzielił się publiczności.
Skład zespołu:
Krystian Wołowski (Nygga Dick) - bass
Michał Skrok (Bobby Dick) - gitara, wokal
Adam Hryniewicki (Dick Dexter) - perkusja, wokal
Maciej Szupica (Wet Dick Jr) - instrumenty elektroniczne, wizualizacje
Adam Kamiński (Rocky The Dick) - instrumenty klawiszowe
Komentarze
3