Niewątpliwie mamy bardzo bogaty kulturalnie tydzień. Wybór ciekawych imprez jest duży, ale dla wielu osób to wczorajszy koncert w Filharmonii był najważniejszym wydarzeniem tych dni. W sali symfonicznej wystąpił Seong-Jin Cho z Korei, a tego pianisty melomanom nie trzeba przedstawiać.
Obszerne wprowadzenie słowne w wykonaniu Bogusława Rottermunda poprzedziło sam koncert, a kiedy koreański muzyk zasiadł za klawiaturą fortepianu rozpoczął występ od utworu Mozarta (Rondo a-moll, KV 511). Następnie przedstawił Sonatę c-moll, D. 958 Shuberta i oczywiście obie te kompozycje zachwyciły, jak sądzę, widzów, nawet jeśli większość z nich czekała z większym napięciem na drugą część wieczoru. Właśnie w niej artysta przedstawił 24 Preludia op. 28 Fryderyka Chopina, wydobywając z klawiatury Steinwaya dźwięki piękne, poruszające i przejmujące, choć pojawiły się komentarze, że... za mało polskie. Nie muszę dodawać, że publiczność mimo wszystko zgotowała pianiście wielki aplauz na stojąco. On natomiast odwdzięczył się prezentacją nadprogramowych utworów.
Najpierw Momentu muzycznego f-moll Schuberta, a na finał wybrał jedno z najbardziej znanych Chopinowskich dzieł - Poloneza As-dur op. 53. Taki epilog można nazwać wręcz artystycznym nokautem, bo w tym utworze polska dusza była już zdecydowanie obecna. Na facebookowym profilu wydarzenia ktoś nawet napisał, że "pianista autentycznie oddychał synchronicznie z chopinowską frazą".
Podczas koncertu Seong-Jin Cho otrzymał od Lesława Siemaszko pamiątkową grafikę, a niedługo po jego zakończeniu wyszedł do holu, by podpisywać płyty i inne materiały uszczęśliwionym melomanom.
Komentarze
0