„Kocha, lubi, szanuje” to komedia romantyczna, ale nie schematyczna. Słowo miłość jest w niej co prawda odmieniane przez wszystkie przypadki, ale jest w tym jakiś cel. Zresztą już sama ścieżka dźwiękowa (z udziałem m.in. Goldfrapp, Thievery Corporation i Davida Byrne`a) znamionuje że jest to film niestandardowy. Można go zobaczyć m.in. w szczecińskim Multikinie.

 

           Kolejny miły małżeński  wieczór... Cal Weaver (Steve Carell)  wraz ze swą żoną Emily (Julianne Moore), wertuje  restauracyjne menu. Rozmawiają o błahych sprawach, gdy nagle ona stwierdza, że tym o czym teraz marzy jest... rozwód. Cal jest zdruzgotany tą informacją. Dowiaduje  się, że  decyzja Emily jest następstwem jej spotkań  z niejakim Davidem Lindhagenem. To nazwisko będzie teraz wymieniane wielokrotnie. Cal zaczyna bowiem  spędzać samotne wieczory w barach głośno opowiadając innym gościom tych lokali o tym, co go spotkało po 25 latach szczęśliwego związku. I pewnie by tak jeszcze do dziś  publicznie wylewał swoje żale i zatapiał je w alkoholu, gdyby na jego drodze nie stanął ... Jacob Palmer (Ryan Gosling). Ten młody, atrakcyjny mężczyzna to lekkoduch o doskonałych manierach, znawca kobiet, postanawia pomóc zrozpaczonemu koledze odegrać się na płci żeńskiej.  Korzystając z jego rad i instrukcji, Cal szybko orientuje się, że poderwanie atrakcyjnej dziewczyny w klubie, nie jest tak trudne jak mu się dotychczas wydawało...

           Oczywiście perypetie głównego bohatera i jego rodziny, nie kończą się na tym słodkim rewanżu. Jego syn Robbie przeżywa bowiem nieodwzajemnioną miłość do starszej od siebie koleżanki, a  uczuciowe rozterki dotykają właściwie wszystkich. Emily nie bardzo dogaduje się bowiem z Davidem, a  nawet Jacob zostaje niespodziewanie postrzelony przez Amora. Twierdzenie Robbiego, że „miłość jest do bani” zdaje się być bardzo bliskie prawdy i wszelkie próby by tej tezie zaprzeczyć kończą się niepowodzeniem. Jednak cierpliwi widzowie przekonają się, że wytrwałość i rozsądek zostaną jednak nagrodzone. Jeżeli więc potrzebujecie  rozrywkowego filmu, ale  z mądrym przesłaniem i  z dobrą obsadą, to „Kocha, lubi, szanuje” powinien spełnić wasze oczekiwania.  

           Co prawda znajdziemy w nim jeden fragment  bardzo przypominający kiepską  telenowelę (mam na myśli niefortunne przyjęcie w ogrodzie Weaverów, podczas  którego zjawia się wielu niespodziewanych gości)  ale szybko o nim zapominamy.  Także nawiązanie do klasycznej książki  Hawthorne`a  „Szkarłatna litera” (czy w amerykańskich szkołach nie ma innych lektur ?), do której odwołują się scenarzyści co drugiego filmu, nieco irytuje.  Ogólny bilans jest jednak dodatni, a zatem film Glenna Ficarry może trafić na zaszczytną (niezadługą) listę komedii romantycznych, na których dobrze bawi się nie tylko ona, ale także on.