Wstrząsające nagranie, na którym widać „dywan” ze szczurów
Życie mieszkańców jednego z domów przy al. Wojska Polskiego to prawdziwy koszmar. Jedna z mieszkanek ma dokarmiać dzikie szczury w swoim mieszkaniu. Na nagraniach udostępnionych w mediach społecznościowych widać rozsypane na środku pokoju otręby, paszę oraz fragmenty mięsa, które w mgnieniu oka znikają pochłaniane przez ogromną liczbę szczurów.
Już gdy wchodzi się na klatkę schodową willi, czuć trudny do opisania odór. Mieszkańcy mówią, że tak jest codziennie, a najgorzej, gdy zrobi się ciepło.
– Na filmiku, który nagrałem, to może jest jedna czwarta tych szczurów, które widziałem – słyszymy od jednego z lokatorów. – Jest jedzenie, jest miseczka, to dla nich stołówka, do której przychodzą. To nie jest incydentalna sytuacja, tylko sąsiadka po prostu je dokarmia – stwierdza mężczyzna i dodaje: – My nie wiemy, ile ich jest, ale żyjemy w budynku, gdzie mogą ich być setki. Bez przerwy słyszymy drapanie, chrobotanie, widzimy szczury na podwórku, na klatce schodowej, w piwnicach.
Jak opowiadają nam mieszkańcy, sytuacji niebezpiecznych jest całkiem sporo.
– Ostatnio zauważyłem szczura w karmniku dla ptaków, podszedłem z kijem i zacząłem go strącać. Okazało się, że w środku były cztery i one po prostu wybiegły. Na podwórku leżał worek z ziemią ogrodową, który też został rozgryziony, a nasza sąsiadka mówi, że został rozerwany rękoma. Przecież widać, że ktoś to rozgryzł. Tak samo na klatce schodowej. Kolega kiedyś wychodził z mieszkania od nas i mówi, że na parterze klatki gryzą się szczury, po czym wbiegają do dziury i leje się krew. To jest obrzydliwe i niebezpieczne, bo przecież szczury przenoszą rozmaite choroby – relacjonuje nasz rozmówca.
Sąsiadka twierdzi, że szczurów… nie ma. Sanepid jest bezradny
Relacje mieszkańców z sąsiadką są trudne, kobieta nie daje sobie wytłumaczyć, że jej zachowanie jest niebezpieczne.
– Tych sytuacji jest kilkanaście. Sąsiadka wyrzuca śmieci na podwórko, szczury biegają dookoła, a ona udaje, że nic się nie dzieje. Na klatce schodowej śmierdzi – mówi nasza rozmówczyni.
Na miejsce wielokrotnie wzywano już policję, straż miejską i powiatową stację sanitarno-epidemiologiczną. Działanie służb nie zawsze satysfakcjonuje lokatorów.
– Pan z sanepidu powiedział, że on szczurów nie widzi. On myślał, że zostanie przez nie powitany chlebem i solą – mówią mieszkańcy.
– Ona mówi im, że szczurów nie ma albo, że były, ale już nie ma. Mówi, że wyłoży trutkę na szczury, ale jak ją wykłada, to zaraz później szybko zabiera i problem nie znika. Nie chce też nikogo od deratyzacji wpuścić do domu, więc tak naprawdę możemy tylko się domyślać, ile tych szczurów tutaj jest. Może setki, może tysiące – mówią zdesperowani mieszkańcy.
Z kobietą mającą dokarmiać gryzonie przez chwilę udało nam się porozmawiać.
– Szczury były, ale nie ma. Poszły sobie. Jak przyszłam, to nie było żadnych szczurów – słyszymy.
– Ale w pani domu nie pachnie za dobrze? – dopytujemy. – Bo mój pies ma chory pęcherz – stwierdza sąsiadka, zaprzeczając temu, co widać na udostępnionych naszej redakcji nagraniach.
Mieszańcy budynku przyznają, że zawiadomienie mediów jest aktem desperacji z ich strony, bo mieszkanie w takich warunkach jest nie do wytrzymania.
– Nie ma jak zaprosić gości, co chwilę mam wrażenie, że te szczury widzę. Koszmar – dodaje mieszkanka lokalu położonego nad lokalem zamieszkanym przez kłopotliwą sąsiadkę.
Do tematu będziemy wracać.
Komentarze
18