Miał przyjechać do Szczecina w listopadzie ubiegłego roku wraz z TM Stevensem. Wtedy się nie udało, ale cierpliwość fanów została wynagrodzona. Eric Gales zagrał we Free Blues Clubie wczoraj (12 października) i było to bezsprzecznie jedno z najlepszych wydarzeń muzycznych tego roku w Szczecinie !
Super trio
Obok mistrza na scenie pojawili się jeszcze Eric Czar, (współpracujący długo z Joe Bonamassą) i bardzo ceniony za swą grę na bezprogowej gitarze basowej oraz perkusista TC Tolliver (który grał m.in. z Gene`m Simmonsem czy zespołem Vasaria). Zanim jednak to super trio weszło do akcji widzowie zobaczyli jeszcze krótki występ gospodarzy klubu czyli Free Blues Bandu. Andrzej Malcherek i jego ekipa rozpoczęli swój występ od utworu „Cream”, dedykowanego Jarkowi Śmietanie, a natępnie zaaplikowali publiczności jeszcze kilka autorskich kompozycji, kończąc półgodzinny set utworem „Again”.
Kariera z przygodami
Eric Gales to gitarzysta uważany za jednego z najlepszych muzyków rythm and bluesowych świata. Pochodzi z Memphi, a pierwsze lekcje gry dawali mu starsi bracia. Już mając cztery lata. Starał się wykonywać solówki Jimiego Hendrixa, Alberta Kinga czy Muddy Watersa. Jego kariera rozpoczęła się więc bardzo wcześnie, ale nie zawsze przebiegała gładko i bezkonfliktowo. W 2006 roku Eric znalazł się zakładzie karnym, gdzie miał do odbycia karę trzech lat pozbawienia wolności za posiadanie narkotyków i nielegalne użycie broni. Przymusowy odwyk wkrótce później, i nagranie płyty „Relentless” (w 2010 roku) to wydarzenia, które dodały mu sił do odwrócenia złej passy. Teraz dużo koncertuje (w lipcu był w Polsce na długiej trasie z Seltonem Cole i Krzysztofem Zawadzkim) i nagrywa kolejne płyty (w tym roku wydał już dwie).
Program wczorajszego występu wypełniły przede wszystkim utwory nowsze. „Make It There” ze wspomnainego, przełomowego albumu „Relentless” został wykonany na wstępie (tuż po wybuchowej, gitarowej introdukcji). Z tego wydawnictwa Eric wybrał jeszcze „On wings of rock and roll” , natomiast z wydanego zaledwie kilka tygodni temu albumu „The Ghost Notes” utwór „Grandaddy Blues” (wówczas to sięgnął po gitarę akustyczną). Te i inne kompozycje zagrane zostały z wielką ekspresją i feelingiem. Eric niemalże unosił się nad sceną, maksymalnie "eksploautując" gitarę.
Oczywiście Hendrix
Oczywiście tego wieczoru zabrzmiały też nowe wersje rockowych standardów – głównie z dorobku Hendrixa („Voodoo Chile”, „Purple Haze”, „Who Knows ”), ale również Blue Oyster Cult, AC/DC i Led Zeppelin. Zacytowany został także Ludwig van Beethoven, a konkretnie jego słynna miniatura „Dla Elizy”. Eric śpiewał prawie we wszystkich numerach, ale w hendrixowskim „Changes” pozwolił by wokalnie sprawdził się TC Tolliver. Poza tym zaprosił też na scenę swą żonę, która wsparła muzyków swym głosem w jednej z pierwszych kompozycji. Donna Gales oglądała prawie cały występ, więc artysta co pewien czas kierował do niej jakieś słowa. Zmieniał też teksty utworów w „Purple Haze” na przykład śpiewajac „Scuz Me, While I Kiss... My Wife”.
Hebanowy gryf
Zachęcał też publikę do wspólnego śpiewania refenów, a nawet poprosił na scenę jednego z najmłodszych widzów o imieniu Wojtek (razem wykonali fragment jednego z utworów). Poza tym z dumą zaprezentował także czarną gitarę z hebanowym gryfem, wykonaną przez Saint Blues Guitar Workshop, sygnowaną jego imieniem i nazwiskiem. Top był jeden z kilku instrumentów na których grał tego wieczoru. Oczywiście dał także czas pozostałym muzykom by zagrali kilkuminutowe solówki. Wtedy można było jeszcze bardziej docenić ich umiejetności.
Tuż po, prawie dwugodzinnym występie, Eric zasiadł przy stoliku z płytami i rozdawał autografy oraz pozwolił fanom na pamiątkowe zdjęcia. Cały czas był uśmiechnięty i jeszcze długo fani korzystali z możliwości porozmawiani z nim.
Komentarze
0