Jasiek potrzebuje pieniędzy. Wierzy, że są zapisane w testamencie matki, która 15 lat temu miała udar. Karol chce wyjechać na Wyspy Kanaryjskie. Ale na co dzień opiekuje się matką, która 15 lat temu miała udar. Zdaje się, że rozwiązanie ich problemów jest tylko jedno…
„Pół na pół” to komedia przepełniona czarnym humorem, którą stworzył hiszpański duet – Pep Anton Gómez i Jordi Sánchez. Nie brakuje w niej przezabawnych dialogów, jak i momentów skłaniających do głębszych rozmyślań. Marcowa premiera „Pół na pół” w Teatrze Polskim w reżyserii Tomasza Obary w pełni rozbawiła widzów.
Podzielić „sprawiedliwie” spadek
Karol dzwoni do Jaśka, swojego przyrodniego brata, by powiedzieć, że ich matka się nie rusza. Jasiek przyjeżdża do domu, z niedowierzaniem idzie do sypialni, by potwierdzić przypuszczenia brata. Po chwili jednak wraca i mówi: oddycha. Obaj są… głęboko rozczarowani. I tu zaczyna się cała komedia.
Nawet jeżeli w tym momencie matka nie umiera, to wciąż bardziej nie żyje niż żyje, jak zauważa Jasiek. Trzeba więc porozmawiać o podziale majątku. Są pieniądze zapisane na książeczce, jest i mieszkanie. Jasiek weźmie kasę, Karol zatrzyma mieszkanie. Po tym jak spłaci połowę Jaśkowi. Chociaż przecież mieszkanie jest Karola, bo jego rodzina mieszka w nim już od pokoleń. Widzowie są świadkami wielu niedorzecznych – ale jakże zabawnych! – wyliczeń. Salwy śmiechu wywołują ganianie się wokół sofy i zdające się nie mieć końca, do niczego nieprowadzące wymiany zdań, gdzie jeden drugiemu zadaje pytania, nie dając żadnej odpowiedzi.
Druga część spektaklu odkrywa przed widzami więcej przeszłości bohaterów, pozwala lepiej przyjrzeć się relacjom między braćmi a ich matką. Przed widzami – ale i przed jednym z braci – odkrywana jest tajemnica sprzed lat, która rzuca zupełnie nowe światło na rodzinne więzy. Ale i tu nie brakuje śmiechu i przezabawnych dialogów, w tym niezwykle oryginalnych pomysłów na „pomoc matce” i zakończenie jej obarczonej chorobą egzystencji.
Jak bardzo można skrzywdzić własne dzieci
„Pół na pół” to duża dawka śmiechu, podszyta jednak refleksjami nad poważniejszymi tematami. Bo o ile bawią próby „sprawiedliwego” podziału pieniędzy z testamentu, to w głowie rodzi się pytanie, czy o takich sprawach w ogóle wypada rozmawiać, kiedy autor testamentu żyje.
Pod osłoną śmiechu i komizmu znajduje się też kwestia trudnych relacji rodzinnych. I tu nie chodzi tylko o to, że jeden brat chce oszukać drugiego. Przed widzami toczą się dyskusje o tym, jak wychowanie wpływa na postrzeganie świata. Jakie konsekwencje ma mówienie dziecku przez matkę, że urodziła je tylko po to, by miał się kto nią zająć na starość? Do czego prowadzi torpedowanie związków dzieci?
I choć tych przykładów, jak – czasem może nawet i nieumyślnie – rani się swoje dzieci, w spektaklu jest jeszcze więcej, to jest to podane w otoczce komediowego humoru. Wciąż przede wszystkim się śmiejemy, dając sobie możliwość w późniejszym czasie na refleksję.
Jak ogień i woda
Na scenie można zobaczyć Michała Janickiego i Tomasza Obarę, którzy chyba lepiej nie mogli zagrać różniących się pod każdym względem braci.
Jasiek jest charyzmatyczny, nie przyjmuje odmowy, nie ma skrupułów. Jednak przez tę skorupę przebija się niepewny siebie człowiek, który dobrami materialnymi próbuje zaspokoić pustkę w sercu. Obara bardzo umiejętnie balansuje na tej granicy.
Z kolei Karol budzi współczucie. To on spędził całe życie, opiekując się schorowaną matką, a teraz jeszcze chce go okantować własny brat. Jest trochę zagubiony, trochę dający sobą pomiatać, trochę… próbujący zabić swoją matkę. I to wszystko Janicki zagrał na wysokim C.
Kontrast bohaterów podkreślają również kostiumy. Pewnym krokiem na scenie pojawia się cały na czarno Janek, z ciężkimi glanami na nogach, skórzaną kurtką na ramionach i z kaskiem w dłoni. Obok niego staje ubrany w powyciągany sweter, w rozklapanych kapciach Karol.
A w tle stary, drewniany kredens, stojąca lampa z abażurem typu dzwon z frędzlami – czyli ikoniczne elementy wystroju mieszkań zeszłego stulecia, które podkreślają to, że znajduje się w rodzinie od wielu pokoleń.
Za te kreacje odpowiada Katarzyna Banucha, która kolejny raz udowadnia, że jest wspaniałym kostiumografem i scenografem.
„Pół na pół” mnie rozbawiło i pozwoliło zobaczyć Janickiego w nieco innej odsłonie – wciąż komediowej, ale podszytej nutą tragizmu. I choć „Pół na pół” kilka lat temu było grane w Starej Rzeźni, cieszę się, że Obara powrócił do tego tekstu, bo gdyby nie to, ominęłaby mnie naprawdę ciekawa sztuka.
Komentarze
5