Ten temat często jest obecny w kulturze. Zazwyczaj w komediach, w których ci, którzy są teoretycznie „na ostatniej prostej”, pokazują, że mogą jeszcze wiele zdziałać. Tak było choćby w filmie „Praktykant” z udziałem Roberta De Niro. Spektakl „Dom niespokojnej starości” w Teatrze Współczesnym (w reżyserii Michała Buszewicza) także ukazuje osoby w wieku 60+, jednak jest to zdecydowanie bardziej złożone dzieło.
Spis Treści

Wypełnić pustą przestrzeń

Helena (w tej roli Beata Zygarlicka) traci męża i zostaje sama w dużym domu. Postanawia więc skrzyknąć znajomych, którzy są w podobnej sytuacji, by wspólnie wypełnić opustoszałą przestrzeń i stworzyć mniej lub bardziej wspierającą się wspólnotę. Czy pogodzenie różnych charakterów będzie jednak możliwe? 

W scenie, w której lokatorzy tej „wspólnoty mieszkaniowej” odgrywają słynną akcję z „Toy Story”, czyli trwają w kompletnym bezruchu, czkając na reakcję asystenta osób starszych (Konrad Beta), wspólny cel zostaje osiągnięty perfekcyjnie. Generalnie jednak każda z osób ma swoje indywidualne predyspozycje i oczekiwania. Początkowo dominuje pomysłodawczyni całej akcji, która jest przecież właścicielką mieszkania, więc chce wyznaczyć zasady tego „cohousingu”.

Apetyt na bliskość i duchowość

Później na pierwszy plan wychodzi Maryla (tę postać znakomicie kreuje Anna Januszewska). Kobieta emanuje ogromną energią, co przejawia się wielkim apetytem na bliskość, romanse i kontakty. Prawie bez ustanku jest „w biegu”… Wanda (Grażyna Madej) to bardziej zdystansowana postać, trochę tajemnicza, a Felicja (Ewa Sobiech) stoi jeszcze bardziej obok, gdyż medytuje i stawia przede wszystkim na duchowość…

Na pokładzie tego statku jest też trzech panów. Rupert (Robert Gondek) często sprzeciwia się wobec ogólnych założeń i kwestionuje to, co inni ustalają. Julek (Jacek Piątkowski) próbuje dotrzymać kroku Maryli i sprostać jej oczekiwaniom, co jest zadaniem bardzo wymagającym. Tomek (Paweł Adamski) jest fanem krzyżówek, ale trudno mu znaleźć spokojny kąt, by je rozwiązywać bez zaglądających mu przez ramię i podpowiadających hasła. Jednak z czasem, mimo wszystko, integruje się z pozostałymi osobami.

Na scenie widzimy także młodsze pokolenie. Oprócz asystenta Szymona, to także Sabina (Adrianna Janowska-Moniuszko), Zosia (Magdalena Wrani-Stachowska) i jej mąż, Tobiasz (Maciej Litkowski). Odwiedzają oni tytułowy dom i oglądają m.in. spektakl, który przygotowują jego mieszkańcy w ramach zajęć aktywizujących. Ten teatr w teatrze to bodaj najbardziej komiczny fragment całej inscenizacji, bo przebrani w baśniowe i superbohaterskie kostiumy seniorzy z wielkim trudem wypowiadają swoje kwestie…

Wideo narratorzy

Interesującym dodatkiem są projekcje wideo, w których seniorzy amatorzy stają się narratorami poszczególnych bohaterów. To efekt konsultacji eksperckich, które reżyser zorganizował w ramach prób i przygotowań do spektaklu (tak samo było w przypadku poprzedniego spektaklu Buszewicza „Edukacja seksualna”). Grupa szesnastu seniorów uczestniczyła w tych działaniach, a sześcioro z nich stało się narratorami, którzy własnymi słowami interpretują zachowania i motywacje bohaterów, przywołując różne niepokoje i wątpliwości z tym związane.

Grupa lokatorów nie jest komuną hipisowską, lecz stroje poszczególnych postaci są „malownicze”. Barwy podkreślają cechy osobowości postaci. Zdecydowanie zwracają uwagę kolorowe ubrania z twistem, faktury jeansu, jedwabiu i wyszydełkowane elementy, a po oczach bije na przykład różowy pas Julka…

Manifest witalności

Istotną rolę w spektaklu odgrywa muzyka skomponowana przez Aleksandrę Grykę – odtwarzana i grana na żywo. Orkiestra „funeralna” (puzon, trąbka, tuba i perkusja) bezsprzecznie urozmaica cały przekaz i puentuje niektóre sceny. W finale widzimy natomiast nagranie, w którym Chór Collegium Maiorum ZUT pod dyrekcją Szymona Wyrzykowskiego wykonuje pewien bardzo dobrze znany utwór pewnej popowej wokalistki, który można odczytać jako manifest witalności na przekór wszystkiemu.

Sprzeciw wobec narzucania ról

„Dom niespokojnej starości” jest bowiem spektaklem, w którym właściwie nie ma sentymentalizmu, czułostkowości. Jest realizm z dużą domieszką fantazji. To dzięki niej odchodzenie jest łatwiejsze. Sceny, które je ukazują są subtelne, łagodne, a nawet humorystyczne (mowa pożegnalna Tomka i akcja z prochami). To także spektakl o tym, że warto (w każdym wieku) wyrażać sprzeciw wobec wtłaczania nas w schematyczne role. Wciąż warto wybierać nieoczywiste ścieżki, by nadal przeżywać życie i czerpać z niego, choć wydawałoby się, że pewnych rzeczy już nie wolno, nie wypada itp.

Spektakl miał premierę 22 lutego. Na Dużej Scenie ponownie będzie można go zobaczyć w kwietniu.