Gdzie i kiedy?
Teatr Kana
pl. św. Piotra i Pawła 4/5
sobota, 30 marca 2019, 19:00
Za ile?
25 - 30 zł
Teatr Kana zaprasza na zakończenie marca z „Gęstością zaludnienia”. Zagramy ten spektakl dwukrotnie w Szczecinie, w kwietniu zaś obejrzeć go będzie można w Tychach, Toruniu i we Wrocławiu. Zapraszamy serdecznie. Rezerwacje biletów na szczecińskie spektakle: kasia@kana.art.pl, zakup biletów online: www.kana.art.pl

"Gęstość zaludnienia" można obejrzeć:

30 marca, godzina 19:00 (z napisami w języku angielskim)

31 marca, godzina 17:00


„Gęstość zaludnienia. Historia wybuchu“

Najnowszy spektakl Teatru Kana jest narracją teatralną o mechanizmach pamięci i stosunku człowieka do przeszłości. Opowiada o katastrofie elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku. Przywołując doświadczenie dramatu tysięcy ludzi opisanych przez noblistkę Swietłanę Aleksijewicz – dramatu, który wydarzył się tuż za wschodnią granicą Polski – spektakl stanowi próbę zrozumienia kondycji człowieka po wybuchu, po wojnie, apokalipsie, katastrofie. Jest próbą odpowiedzi na pytanie: Jak odbudować swoje życie? Jak wyciągnąć pozytywne, konstruktywne wnioski z tragicznego doświadczenia? Sceniczna chóralna opowieść bada kondycję świata i psychiki człowieka po wybuchu, człowieka przygniecionego ciężarem trudnej przeszłości, funkcjonującego w chmurze obrazów i zdań – wspomnień, które przylepiły się do niego w trakcie długiej drogi i które przyniósł ze sobą aż do tutaj, teraz.

na podstawie „Czarnobylskiej modlitwy. Kroniki przyszłości” Swietłany Aleksijewicz, przekład: Jerzy Czech

adaptacja i reżyseria: Krzysztof Popiołek

scenografia: Anna Wołoszczuk

kostiumy: Piotr Popiołek

obsada: Bibianna Chimiak, Karolina Sabat, Dariusz Mikuła, Piotr Starzyński

technika: Piotr Motas, Adam Dzidziszewski, Tomasz Grygier

ilustracja muzyczna: „Midnight With The Stars” (muzyka i słowa: Campbell James, Connelly Reginald, Woods Harry M.), „Awake, Oh Awake My Joel” (muzyka: Hillman Jon), „Iron Sky” (muzyka i słowa: Chaplin Charles, Nelson Dawid John William, Nutini Paolo Giovanni), „Waltz” (muzyka: Ginko Evgeny)

zdjęcia: Bartek Warzecha

premiera: czerwiec 2017

czas trwania: 80 minut

Krzysztof Popiołek – reżyser. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, a także magister prawa. Współpracował z wieloma teatrami – m.in. w Krakowie, Warszawie, Szczecinie, Olsztynie, Wrocławiu, Gdańsku oraz na Łotwie. Jako asystent pracował z reżyserami: Krystianem Lupą, Michałem Zadarą, Barbarą Wysocką oraz Brianem Michaelsem. W 2011 roku odbył praktykę w teatrach brytyjskich (Bournemouth, Londyn) oraz wziął udział w organizacji City of London Festival, asystując dyrygentce Kelly Lovelady i australijskiej orkiestrze symfonicznej. Otrzymał stypendia Dyrektora Narodowego Starego Teatru im. H. Modrzejewskiej, Rektora PWST im. L. Solskiego w Krakowie oraz Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego. W latach 2014−2016 był asystentem naukowym w krakowskiej szkole teatralnej.

 

Fragmenty recenzji:

"Jak teatralnie opracować, zainscenizować, a później mądrze, pięknie, godnie zagrać arcydzieło literatury faktu, porażającą i traumatyczną Czarnobylską modlitwę... białoruskiej noblistki Swietłany Alieksijewicz? (...). Teatr Kana ma na to środki, jego twórcy mają za sobą szereg istotnych scenicznych doświadczeń, które sprzyjają spełnieniu tego marzenia. Czarnobylskie opowieści, starannie ułożone przez reżysera Krzysztofa Popiołka w rwaną, nieregularną narracyjną kompozycję na cztery głosy, wybrzmiewają właśnie tak strasznie i porażająco, jak trzeba, w akompaniamencie różnorodnego muzycznego tła i filmowych obrazów rzucanych na płaszczyzny dwóch ekranów na tylnej ścianie. Ożywczym przerywnikiem dla tego kasandrycznego czterogłosu są powracające natrętnie, kilkakrotnie powtarzane sekwencje frenetycznego, wyczerpującego, niepowstrzymanego tańca, który jest jakby zbawiennym objawem ożywczo-leczniczej pląsawicy przezwyciężającej choćby na moment nieuchronną traumę." (Juliusz Tyszka, „Nietak!t”)

"Formalnie to zbiór niezwykle osobistych monologów ofiar Czarnobyla. Świetnie udało się je połączyć w rytmiczną melodię, z przemyślanymi klamrami w postaci gestów czy powtórzeń. Bardzo dobrym pomysłem było wprowadzenie zapętlonej sceny żywiołowego tańca, który nie tylko rytmizował spektakl, ale pełnił także funkcję potrzebnej pauzy, a być może, z uwagi na ciężar opowieści, pewnego katharsis, nie tylko dla postaci, ale i dla widzów. (…) Propozycja młodego reżysera nie powtarza już ogranych scenicznych zabiegów przynależnych do modnego ostatnimi czasy teatru reportażu, lecz przydaje mu nową, świeżą i wyrazistą formę. Spektakl bardzo smutny, ale też mocno oczyszczający (katharsis nie tylko w scenie tańca)". (Daniel Źródlewski, „Prestiż”)

 

Patrząc wstecz

"Są choroby, których nie da się wyleczyć. Trzeba tylko siedzieć i głaskać po rękach."

"Co zostało ze starożytnej Grecji? Mity starożytnej Grecji."

"Siedemdziesiąt lat budowaliśmy komunizm, teraz budujemy kapitalizm. Modliliśmy się do Marksa, teraz do dolara. Pogubiliśmy się w historii."

Bohaterowie opowieści Aleksijewicz są pogubieni w czasie. Nieustannie porównujący siebie stąd i  siebie z kiedyś, pęknięci, niedokładnie poskładani, mają jednak zdolność przenikliwego spojrzenia. Problem w tym, że jest to spojrzenie Orfeusza, spojrzenie wstecz (w tym wypadku w głąb czaszki, w siebie). Ich oczy napotykają na bezwzględny wzrok utraconego czasu – Meduzy, która grozi powrotem. Boją się: że przeszłość bezpowrotnie minęła, że jest już nie do odzyskania. Dawno wystygły ich ciała, jeszcze schną głowy po tańcu ostatniego dnia lata – w świecie sprzed wybuchu. Kiedyś głowa pociła się na zewnątrz, dziś poci się od środka. I jeszcze - istnieje obawa, że przeszłość znowu może stać się przyszłością. Ci ludzie stali się nosicielami traumy, wyczulonymi na katastrofę. Są prorokami nowych zagrożeń.

Sceniczna chóralna opowieść bada kondycję świata i psychiki człowieka po wybuchu, człowieka przygniecionego ciężarem trudnej przeszłości, funkcjonującego w chmurze obrazów i zdań, które przylepiły się do niego w trakcie drogi i które przyniósł ze sobą aż do: teraz, tutaj.

Człowiek z pamięcią negatywną. Akapit pełen pytań



Jak przytulić człowieka smutnego? Jak wchłonąć nosiciela traumy do tkanki społecznej? Jak nie ominąć jego cierpienia? Jak nie ominąć człowieka, przygniecionego ciężarem przeszłości? Jak nie umniejszyć bólu? Jak wyciągnąć pozytywne wniosku z negatywnego doświadczenia? Jak go nie zostawić samego? Jak nie negować depresji? Jak być z cudzym smutkiem? Jak nie pogrążyć się  w przeszłości? Jak nie powiedzieć: rezygnuję z uczestnictwa w świecie? Jak nie pozwolić komuś tego powiedzieć? I wreszcie: jak nie pozwolić odejść?

Scena jako akwarium

"W mieszkaniach zostały akwaria… Z rybkami… I komunistyczne plakaty. 
Im promieniowanie nie zaszkodziło."

"Zostawiliśmy w domu chomika. Zamkniętego. Daliśmy mu jedzenia na dwa dni.
 A wyjechaliśmy na zawsze."

Wpatruję się w akwarium. W świat zredukowany do objętości zbiornika, który mogę ogarnąć spojrzeniem, do niewielu litrów wody, które wystarczają do przeżycia. To już? Tak niewiele? Tyle wystarczy? Patrzę: akwarium: dwa czasowniki: karmić i wydalać. Ruchy wody przypominają ruchy głowy, fale myślowe, którymi płynę do kiedyś. Nie mogę przebić szkła. A przecież coś tam musi być – dalej.

Poświęcam obecne chwile mojego życia przeszłości. Tracę te sekundy po to, żeby odbudować coś, co zostało stracone. Ostatnią linię łączącą mnie ze światem, który był przecież moim życiem. Nie być? Ale jak to? Czyli mogłoby mnie nie być? Tak po prostu: przestać? zniknąć? pozwolić odejść? Nie spróbować łapać ludzi, którzy – chciałoby się – jeszcze by do mnie mówili? Tak ważne nie są słowa, ale melodia głosu. Tamta melodia, spokojna melodia. Próbuję złapać kierunek. Potrzebuję punktu odniesienia. Potrzebuję cudzego życia jako kompasu – uważaj, tu jest mielizna, tu nie płyń. Tamte słowa stoją jak boje, krzyczą jak niepozamykane groby – uważaj, omiń to miejsce z daleka, nie wpadnij do tego dołu. Potrzebuję cudzych opowieści. Coś mi się wymknęło…

Moja głowa, ruchy mojej głowy, robią wycieczki – przymierzam do siebie skóry innych ludzi, noszę przez chwilę cudzy kostium, nie jako ozdobę, a jako wskazanie: uważaj. Nie strać kontroli nad swoim życiem. Przymierzam życiorysy, wypowiadam zdania, które być może nigdy by mnie nie spotkały. Których być może nigdy nie przyszłoby mi powiedzieć. Zdania, które nie powstałyby nigdy bez pomocy ciepłego oddechu, który je wypowiadał. Cudzego oddechu. Te słowa miały swoje ciepło. Te słowa już miały swój oddech.

Sprawdzam to ciepło, żeby wyobrazić sobie: ile rzeczy by mnie nigdy nie spotkało. Ilu słów nie przyszłoby mi nigdy wypowiedzieć. Wkładam między tamte słowa swoje oddechy, poszerzam swoje życie, poszerzam o cudze powietrze z tamtych słów, jest mnie więcej, poszerzam objętość płuc, głowy…

Lepiej, żeby to tu wybuchło – na tym czarnym skrawku, scenie, w akwarium – niż w moim życiu. Przypominam sobie zwycięstwa i porażki moich dziadków, pradziadków. Bo może jeszcze czemuś ma posłużyć ich dramat, bo może po coś jeszcze był – świat, który był.

słowo od Krzysztofa Popiołka