Film, do którego stworzył muzykę Trent Reznor nie może być przeciętny, a jeżeli jeszcze jego reżyserem jest David Fincher (znany choćby za sprawą takich dzieł jak „Gra” czy „Siedem”), to chyba lepszych rekomendacji już nie trzeba. .. Od 15 października w szczecińskim „Multikinie” można zobaczyć ostatnią produkcję tego twórcy - „The Social Network”

Można by uznać podjęcie tematu początków facebooka za koniunkturalny zabieg, obliczony na komercyjny sukces. Wszak, użytkowników tego portalu społecznościowego jest tak wielu, że jeśli tylko 1/100 zdecyduje się zobaczyć „The Social Network” to już będzie to oznaczało ogromną frekwencję w kinach. Fincherowi chyba jednak nie zależało na tym. Jego film jest rekonstrukcją zdarzeń, które doprowadziły do tego, że Mark Zuckerberg ( w tej roli Jesse Eisenberg) stał się najmłodszym w historii miliarderem, ale istotą scenariusza jest ukazanie motywacji i moralnych  konsekwencji zachowania głównego bohatera. Dążąc bowiem do stworzenia swojego internetowego imperium jednocześnie traci jedynego przyjaciela. Poza tym, choć sam jest twórcą największego komunikatora ułatwiającego nawiązywanie znajomości, prywatnie nie radzi sobie zupełnie w tej dziedzinie. Pierwsza scena filmu - rozmowa z jego ówczesną dziewczyną Ericą (Rooney Mara) – daje nam obraz umysłu Marka. Jego ambicje są bardzo „podkręcone”, tak bardzo zależy mu na tym by zostać docenionym, że uczucia osoby mu bliskiej traktuje niemalże instrumentalnie. Także w kolejnych fazach opowieści jest człowiekiem przekonanym o swojej wyjątkowości, często aroganckim, a przy tym posiadającym specyficzny system wartości. Dowiódł tego, że jest geniuszem informatycznym (stworzenie kodu źródłowego strony zajęło mu czternaście dni), ale nie uzyskał powodzenia w sferze kontaktów personalnych.

Fincher tym razem wybrał do obsady mniej znane twarze Jedynie Justin Timberlake w roli Sean Parkera, twórcy Napstera, który w pewnym momencie włączył się w proces powstawania Facebooka, jest niewątpliwie bardzo  rozpoznawalny. Film jest dynamiczny, ciekawie skonstruowany (poszczególne wydarzenia poznajemy oglądając krótsze i dłuższe retrospekcje, które wybiegają od głównej narracji dotyczącej dwóch procesów sądowych, w których uczestniczy Mark) i zilustrowany bardzo dobrą muzyką, o czym wspomniałem już na wstępie. To na pewno jedno z najlepszych dzieł w swoim gatunku, w tym roku.