Około 80 Szczecinian tegoroczne walentynki spędziło w Słowianinie na koncercie wrocławskiego zespołu Hurt oraz szczecińskiego Brewery Szein.
Impreza rozpoczęła się punktualnie. Na scenie pojawiło się trzech muzyków z Brewery Szein. Zaczęli grać bez emocji, ospale i monotonnie. Niewątpliwie ich zachowanie było spowodowane brakiem zainteresowania odbiorców, którzy siedzieli przy stolikach. Na parkiecie bawiły się zaledwie trzy osoby. Jednak gdy doszedł czwarty śmiałek, kapela rozkręciła się. Mówili więcej do nas i widać było, że cieszą się swoją muzyką. Zabrzmiały dwa covery - pierwszy z nich „Mała Maggie”, dawniej wykonywany przez Azyl P. oraz „Skóra” Aya-Rl, które zostały przyjęte z wielkim aplauzem. Grali niespełna 50 minut. Przez pół występu zastanawiałam się, co takiego jest w ich muzyce, że przyciągają nią ludzi. Dopiero pod koniec zrozumiałam, że to ciekawa kapela, inna niż wszystkie. Grają melodyjnego punk’n’rolla z dosadnymi tekstami, które bawią. To zespół dobry do posłuchania na koncertach, bowiem mało w nich sztuczności. Sądziłam, że nie będą pasować jako support, lecz myliłam się. Świetnie wprowadzili nas w „piąty wymiar”.

Podczas krótkiej przerwy scena została udekorowana. Pojawił się na niej globus oraz wielkie misie Haribo. Prosta scenografia, ale rozbudzająca za to wyobraźnię, tym bardziej, że Maciej Kurowicki wypowiedział takie zdanie: „Świat jest wielki, a my jesteśmy jego częścią”. Poczułam się, jakbym była nad ziemią, w kosmosie, a ludzie dookoła mnie jakby zamienili się w gwiazdy, które zaczęły mienić się odcieniami złota, gdy Hurt wszedł na scenę. Zaczęli od własnego przeboju „Mary Czary”, który rozruszał wszystkich zgromadzonych tego wieczoru w Słowianinie. Chyba nikt od pierwszej sekundy tej piosenki nie umiał ustać spokojnie. To, co się wydarzyło już na początku, było czystym szaleństwem. Pod sceną wszyscy skakali. Tuż za tą grupką stali nieco starsi, zaś po bokach kilku 40 a nawet 50-latków. Wszyscy tworzyli jedność, jak to powiedział wokalista Maciej Kurowicki. Repertuar pochodził głównie z ich dwóch ostatnich płyt („Nowy Początek” i „Czat”), ale nie zabrakło na szczęście ich starszych piosenek, z większym pazurem, bardziej zadziornych, utrzymanych w punk-rockowym klimacie („Jesteś Mały”, „Stare Numery”, „Na Skos Na Wspak”, „Serki Dietetyczne” z udziałem managera Niedźwiedzia oraz „Nienormalny”). Teksty piosenek tej wrocławskiej kapeli poruszają tematy codzienne, ukazują rzeczywistość, są często przesiąknięte goryczą i smutkiem, jednak nie odczuwa się tego. Na tym polega magia Hurtu. Wokalista śpiewając: „Zobacz sam, jaka ona jest sama. Zobacz sama, jaki on jest sam” miał ciągle uśmiech na twarzy. Podobnie zachowywali się pozostali członkowie grupy, a szczególne Smoła (basista), który nie umiał zachować powagi. Nie zabrakło też walentynkowych akcentów za sprawą między innymi piosenki „Nowy Początek”:„Kiedy Cię widzę, czas się zmienia z zimowego na letni. Dzień jest dłuższy, a debet na koncie mojej samotności mniejszy”, a także dzięki „Brzask Brzoza Brzytwa Brzeg”:„ Ty i ja - super moc - dwa światy w jednym zbiorze”. Przekazali nam wiele ciepła, miłości i optymizmu.

Już po raz trzeci byłam na koncercie Hurtu. Jednak wcześniej nie zwracałam uwagi na tę kapelę. Grali koncerty z zespołami, które chciałam zobaczyć, więc przy okazji zaznajomiłam się z ich muzyką. Później sięgnęłam po ich płyty, po kilkukrotnym przesłuchaniu zrozumiałam ich przesłanie i odkryłam wielki potencjał. Jak mylne jest wrzucanie ich do wielkiego wora punk-rockowego, tym bardziej, że ich ostatnie wydawnictwo utrzymane jest w nowym, odświeżonym rockowo-alternatywnym z nutką elektroniki stylu. Ten walentynkowy wieczór w Słowianinie był eksplozją radości. Muzycy udowodnili, że można bawić się świetnie z publiką, która liczy niecałe 100 osób. Nie było żadnych barierek i dymu typowego dla koncertów, ponieważ chcieli widzieć każdą twarz, która promieniała przy ich muzyce. I potwierdzili to, że początek się nie kończy, grając na zakończenie „Mary Czary”.