„Ten utwór przekracza granicę wszystkiego, co dotychczas osiągnięto dzięki ludzkiej sztuce i wyobraźni.” Tak o beethovenowskim Kwartecie smyczkowym nr 14 cis-moll op. 131 powiedział Robert Schumann. Tę właśnie kompozycję można było usłyszeć w drugiej części środowego koncertu w Filharmonii w Szczecinie w wykonaniu zespołu Lutosławski Quartet. W pierwszej dwa utwory niemieckiego mistrza przedstawił pianista, który w tym sezonie jest artystą rezydentem w tej instytucji, czyli Marcin Masecki!

Zwiastun przyszłorocznych wydarzeń

W przyszłym roku cały świat będzie świętował 250. rocznicę urodzin Ludwiga van Beethovena. Na pewno w wielu salach koncertowych jego muzyka będzie brzmiała bardzo często. W Szczecinie melomani mogli uczestniczyć w zwiastunie tych wydarzeń, ponieważ już 11 grudnia Marcin Masecki (artysta rezydent Filharmonii w Szczecinie w sezonie 2019/2020) z towarzyszeniem Marcina Markowcza i Macieja Młodawskiego (muzyków zespołu Lutosławski Quaertet) wykonał Sonatę c-moll op. 13 Patetyczną oraz Trio fortepianowe D-dur op. 70 nr 1 Geistertrio tego wielkiego kompozytora.

Na początek klasyczny hit

Zanim usłyszeliśmy jego grę, artysta wprowadził widzów w program wieczoru, opowiadając o poszczególnych utworach. Wspomniał przy tym m.in. o testamencie heiligenstadzkim, czyli liście napisanym przez 31-letniego Beethovena do swych braci, w którym opisał swoje zmagania ze stanem postępującej głuchoty. Sam, nagrywając w 2015 roku płytę „Beethoven. Ostatnie sonaty fortepianowe” używał zatyczek do uszu, aby w przybliżeniu doświadczyć tego, jak kompozytor odbierał dźwięki, kiedy tworzył te właśnie utwory.

Masecki nazwał Sonatę c-moll op. 13 jednym z największych hitów muzyki klasycznej. Jego wykonanie tego utworu było precyzyjne i dosadne. Wydobył całą monumentalną moc tej wspaniałej kompozycji, dokładając jeszcze do tego ekspresyjnych niunsów brzmieniowych.

Niezwykły fortepian

Trio fotrepianowe D-dur op. 70 w jego interpretacji również wzbudziło uznanie publiczności (oczywiście towarzyszący mu dwaj muzycy zdecydowanie się do tego przyczynili). Co ciekawe, Masecki grał na dość niezwykłym instrumencie tzn. fortepianie Carla Hintze, który przez wiele lat stał we foyer w poprzedniej siedzibie Filharmonii przy pl. Armii Krajowej. Teraz zyskał niejako drugie życie, ponieważ został odrestaurowany. Dokonał tego Paweł Kwiatkowski, stroiciel Filharmonii w Szczecinie, który podczas występu udzielał pianiście ostatnich wskazówek co do jego użytkowania...

Idealna puenta

Po przerwie Lutosławski Quartet w pełnym składzie przedstawił Kwartet smyczkowy nr 14 cis-moll op. 131, utwór dedykowany przez autora baronowi Josephowi von Stutterheim, co było wyrazem jego wdzięczności za pomoc, jakiej tenże udzielił bratankowi Ludwiga, Karlowi. Mogliśmy odczuć cały majestat tej wielowątkowej, wyprzedzającej swoją epokę kompozycji, która w wykonaniu tak renomowanej grupy niewątpliwe spełniła rolę „wisienki na torcie”, idealnie puentując całe wydarzenie.

Marcin Masecki wyszedł jeszcze na scenę po tym utworze, by wraz z muzykami kwartetu pożegnać się z widzami. Powróci do Filharmonii 26 stycznia, ale w zupełnie innym repertuarze. Zagra wówczas ze składem Jazz Band Młynarski - Masecki i wykona utwory z albumu „Płyta z zadrą w sercu”.