Stoczniowcy – ich przyszłość, problemy, strajki – to temat coraz bardziej dla społeczeństwa drażliwy. Pytani Szczecinianie nie ukrywają oburzenia wobec postawy części byłych pracowników przemysłu budowy okrętów. Jest zrozumienie i współczucie wynikające z utraty zatrudnienia, ale uczucia te kończą się, gdy porusza się kwestię żądań i systemu zwolnień monitorowanych. Zaczyna wśród mieszkańców Szczecina dominować pogląd, że Stoczniowców traktuje się wyjątkowo, że dba się o nich lepiej, niż o innych obywateli, a oni sami na tym żerują, czekając na cud. Czy zasadne jest takie myślenie?

Co wyniknęło z upadku?

Gorycz i oburzenie wywołane upadkiem Stoczni Szczecińskiej Nowa to rzecz szeroko w mediach eksploatowana. I słusznie, bowiem aby pogrążyć tak olbrzymi zakład, trzeba posiadać rozliczne antytalenty w zarządzaniu. Faktem jest, że żaden z rządów, mimo obietnic, zapewnień etc., nie podołał i z roku na rok przemysł stoczniowy miał na swoim pokładzie coraz więcej wody. Na nic pożyczki i kredyty, skoro nie było osób potrafiących umiejętnie te fundusze zainwestować. Na nic strajki, petycje, prośby i groźby, skoro nie było komu tego dokładnie wysłuchać. Sytuacja przypominała rozmowę dwóch niesłyszących, którzy krzyczą do siebie, ale żaden z nich nie rozumie, co drugi chcę przekazać – w taki sposób wyglądała i nadal po części wygląda dialog Stoczniowców z politykami. Wraz z upadkiem Nowej obydwie strony zostały z pustką w rękach, z tymże rząd stara się tę wyrwę zamaskować, oferując byłym pracownikom wsparcie socjalne. Tymczasem druga strona podnosi sprzeciw, odsłania wyrwę, eksponując ją wszech i wobec, licząc na to, że uda się z tego procederu uzyskać jak najwięcej. I co ciekawe, niniejsze działanie nie okazuję się bezowocne.

DGA – czyli jak ze Stoczniowca zrobić wielozadaniowca

Każdemu kto traci prace jest się trudno przystosować do warunków panujących na rynku. Jeszcze gorzej wygląda sprawa z przekwalifikowaniem się oraz podjęciem nowych zadań po wielu latach sprawowania określonej funkcji w jednej firmie. Zrozumiałe, że człowiek w takiej sytuacji odczuwa lęk – jak ma być spokojny, skoro jego przyszłość wygląda niepewne? Obecnie wielu osób dotyczy ten stan: w listopadzie 2009 roku stopa bezrobocia w zachodniopomorskim plasowała się na poziomie 15,7%, a ilość ludzi bez zatrudnienia, zarejestrowanych w Powiatowym Urzędzie Pracy, wynosiła sto tysięcy. Większość spośród grona bezrobotnych szuka pracy we własnym zakresie, monitoruje serwisy z ogłoszeniami, zanosi CV do firm, dokształca się itd.. Jednocześnie starają się utrzymać na powierzchni, mając do dyspozycji niewielki zasiłek. Znacząco wpływa to na jakość życia, nie mówiąc już o zadowoleniu społecznym. O dziwo ludzie z tej grupy buntują się najmniej i twardo ścierają się z bieżącymi problemami. Sytuacja ma się jednak inaczej z byłymi pracownikami Stoczni Szczecińskiej Nowa.

Wraz z upadkiem pojawił się program: Wsparcie dla pracowników sektora budownictwa okrętowego dotkniętych negatywnymi skutkami restrukturyzacji. Inaczej ujmując, w życie wszedł projekt zwolnień monitorowanych. Co z tego wynika? Przede wszystkim należało podpisać tak zwaną umowę trójstronną, która zawierana była między Agencją Rozwoju Przemysłu, DGA i zwalnianym Stoczniowcem. Jak podaje Jarosław Lasecki – wicedyrektor w szczecińskim oddziale DGA – do programu przystąpiło 3587 osób. Pierwszą bonifikatą okazał się system wsparcia, który zapewniał sześć wynagrodzeń (na przestrzeni półrocza) w wysokości 2 500 brutto. W drugiej kolejności postawiono na przekwalifikowanie. Dla każdego kto umowę podpisał, przypisany został jeden kurs. Według informacji podanych przez wiceprezesa Laseckiego, przystąpiły do nich 2764 osoby, z czego dla 209 przeprowadzono szkolenia indywidualne. Koszt jednostkowy wynosił 3300 złotych na osobę. Postawiono na podejście wielopłaszczyznowe i zadbano o to, aby kształcić w różnych specjalnościach. Były stoczniowiec mógł więc przekwalifikować się na pracownika:

- bloku ogólnobudowlanego (m.in. zbrojarz, betoniarz, monter instalacji wodno-kanalizacyjnych),

- bloku mechanicznego i elektromechanicznego (m.in. tokarz, ślusarz, mechanik wachtowy, obsługa i programowanie obrabiarek sterowanych numerycznie),

- obsługi magazynów (m.in. operator wózków jezdniowych, magazynier z obsługą komputera),

- spawalnictwa (m.in. metoda TIG, MAG),

- sekcji usługowej (na podstawie zgłoszeń pracowników stoczni zamierzających prowadzić działalność gospodarczą: kurs masażu, kurs pedagogiczny, kucharz),

- bloku księgowości, kadr i administracji (m.in. kasjer walutowy, profesjonalna asystentka),

- informatycznego i zarządzania jakością (kursy komputerowe, audytor zewnętrzny).

Większość ze szkoleń już się zakończyła, obecnie trwają jeszcze dla dwustu trzynastu osób, a ich finalizacje planuję się na czerwiec 2010 roku.

Doradztwo zawodowe

Kursy to nie wszystko. Nie można przecież człowieka wykształcić i zostawić samego na rynku pracy. Z tego tytułu DGA poszło o krok dalej i zajmuje się doradztwem zawodowym. Dla każdego ze Stoczniowców, który podpisał umowę trójstronną, przewidziano trzy spotkania, na których zostanie określona dla niego ścieżka kariery. Łącznie poświęca się osiem godzin na osobę. Oprócz tego uruchomiono tak zwane Centrum Ofert Zatrudnienia, co jak słusznie podkreśla wiceprezes Lasecki, jest swoistą innowacją, ponieważ zrzesza ogłoszenia ze wszystkich serwisów, Urzędu Pracy oraz z zagranicy. Do tej pory zatrudnienie znalazło około pięciuset osób; część otworzyło własną działalność gospodarczą. Oczywiście nadal jest to kropla w morzu potrzeb, ale nie można mówić, że Stoczniowcy nic w swoją pustkę nie złowili.

Powrót do rzeczywistości

Wygląda to dosyć ładnie i zachęcająco. Jednak jak wydajny jest projekt realizowany przez DGA zweryfikuje najbliższa przyszłość. Już wiadomo, że po drodze napotyka trudności natury społecznej. Byli pracownicy Nowej to grupa zróżnicowana pod każdym względem. Ich zarobki plasowały się na poziomie 5000-6000, co przekłada się na teraźniejsze żądania płacowe. Realia są takie, że bardzo trudno jest obecnie zarobić takie pieniądze. Niestety nie wszyscy to rozumieją, przez co bardzo często odrzucają przyzwoite oferty pracy – nawet te z zagranicy, gdzie proponuje się do 15-17 euro za godzinę. Jeśli nie zmieni się mentalność w tej kwestii, to Stoczniowcy nadal będą tkwili w zawieszeniu, wiecznie niezadowoleni. Upadek Nowej to nie powód do radości, jednak biorąc pod uwagę zakres pomocy i to, że większość bezrobotnych liczyć może zaledwie na kilkaset złotych zasiłku, ewentualnie na szkolenie z ramienia PUP, trzeba przyznać, że cud po części się stał – społeczeństwo wspiera na tyle, na ile może. Część byłych pracowników sektora budowy okrętów to dostrzega i pytani o ocenę programu, odpowiadają z zadowoleniem, że to rysuje przed nimi dobre perspektywy.

Czy czekają na cud?

Po części tak. Chyba każdy ze Stoczniowców wciąż liczy na to, że Nowa wznowi pracę, a oni wrócą na dawne stanowiska. Niestety nic tego nie zwiastuje, dlatego trzeba w końcu pogodzić się ze stratą, zaakceptować pustkę, która powstała i doceniać wszelkie wsparcie, które od czasu upadku się pojawiło. Codziennie likwiduje się zakłady oraz miejsca pracy i ci ludzie nie mogą liczyć na tak szeroko zakrojoną pomoc. Powinno mieć się to na względzie ruszając na kolejny strajk.