Do niebezpiecznej sytuacji doszło w ubiegłym tygodniu przy ul. Włościańskiej na Pomorzanach. Uciążliwy sąsiad, zajmujący się na co dzień zbieraniem śmieci i gromadzeniem ich w mieszkaniu i piwnicach, wywołał pożar. Mieszkańcy – blisko 15 rodzin – ewakuowano w środku nocy. Nie wiadomo, co było powodem zaprószenia ognia. Widok mieszkania starszego mężczyzny przeraził jednak strażaków – góra śmieci sięgała aż po sam sufit. – Ten człowiek to dla nas utrapienie. Jedyne o czym marzymy, to żeby nie było już go w tym bloku. On jest dla nas zagrożeniem – mówią zgodnie mieszkańcy budynku. ZBiLK przyznaje, że wie o problemie i stara się go rozwiązać. Okazuje się jednak, że sprawa jest bardziej niż skomplikowana.


„Smród był straszny. Rozbierał się do majtek na klatce schodowej, otwierał drzwi i wczołgiwał się do mieszkania”

Jak mówią sąsiedzi zbieracza, pożar, do którego doszło w ubiegłym tygodniu, przelał czarę goryczy. Po wielu latach uciążliwego sąsiedztwa twierdzą zgodnie: ten człowiek jest niebezpieczny. Zapowiadają także skierowanie sprawy do służb pomocowych, by współlokator został wyeksmitowany z bloku i by udzielono mu odpowiedniej pomocy. Mężczyzna ma blisko 80 lat. Nie pije alkoholu, ale do swojego mieszkania znosi ogromne ilości śmieci. Latem „kolekcja” sąsiada niemiłosiernie śmierdzi, a wszystkie rzeczy, które nie mieszczą mu się w lokalu, przenosi do piwnicy. Jak mówią sąsiedzi, ten człowiek jest agresywny wobec osób zwracających mu uwagę.

– Od lat borykamy się z tym problemem. On znosił śmieci, ale nikt nie wiedział, że tych śmieci jest aż tyle. Zaczęło być tego coraz więcej, smród był odczuwalny. Hałasował, psuł zamki w piwnicach i przynosił śmieci nawet do innych piwnic niż tylko swoja – opowiadają mieszkańcy bloku przy ul. Włościańskiej i dodają: – Smród był straszny. Rozbierał się do majtek na klatce schodowej, otwierał drzwi i wczołgiwał się do mieszkania. Zawieszaliśmy woreczki zapachowe na schodach, wszystkie okna były otwarte, żeby to się wietrzyło. Na klatce zostawiał wypakowane śmieciami torby.

Sprawa wielokrotnie była zgłaszana do służb porządkowych. Po pożarze, do którego doszło 6 stycznia, lokatorzy oczekują, że kłopotliwy sąsiad zostanie usunięty z budynku.

– Usłyszeliśmy krzyki nad ranem, że się pali. Ewakuowano 15 rodzin. Odcięto nam gaz, odcięto nam prąd, dym unosił się na wyższych piętrach, cała klatka schodowa jest zasmolona. To się mogło skończyć tragedią i my się naprawdę boimy – mówią mieszkańcy w rozmowie z portalem wSzczecinie.pl.

Umowa najmu wypowiedziana już w 2013 roku. Najemca złożył zawiadomienie do prokuratury o… nękanie

Zarząd Budynków i Lokali Komunalnych zna sprawę i próbuje rozwiązać problem. Sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana, niż się wydaje.

– ZBiLK dołożył wszelkich starań, aby sprawę rozwiązać i odzyskać mieszkanie. Umowę najmu wypowiedziano już w sierpniu 2013 r. Powodem było zadłużenie lokalu. Niestety, od tego czasu postępowanie sądowe bardzo się przeciągało. Najemca wykorzystywał wszystkie możliwe środki prawne, aby odwlec eksmisję. Złożył nawet doniesienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez urzędników, które rzekomo miało polegać na nękaniu poprzez wezwania i pouczenia, by zmienił swoje zachowanie. Działania najemcy spowodowały, że sprawa przeszła przez wszystkie instancje, odwoływał się od wszystkich orzeczeń. Dopiero po sześciu latach zapadł wyrok, w którym nakazano dłużnikowi opróżnienie i wydanie gminie lokalu przy ul. Włościańskiej. Jednocześnie sąd ustalił, że pozwanemu przysługuje prawo do lokalu socjalnego i tym samym wstrzymał wykonanie eksmisji do czasu złożenia dłużnikowi oferty najmu takiego lokalu – informuje Tomasz Klek, rzecznik Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych.

Kiedy najemca odmówił wyprowadzki do lokalu socjalnego, sprawa ponownie trafiła do sądu. Klauzula wykonalności eksmisji została wydana w 2020 roku, ale… niemożliwe jest jej wykonanie, ponieważ na czas pandemii zawieszono wszystkie eksmisje. ZBiLK zamierza ponowić ofertę lokalu socjalnego dla kłopotliwego sąsiada. Powrót na ul. Włościańską jest niemożliwy, gdyż spalone mieszkanie nie nadaje się do zamieszkania.

MOPR: odmawia usunięcia śmieci, tłumacząc, że to surowce wtórne, z których się utrzymuje

Sytuacja kłopotliwego lokatora z Pomorzan znana jest także Miejskiemu Ośrodkowi Pomocy Rodzinie.

– Pan Edward nie jest osobą ubezwłasnowolnioną i korzysta tylko z pomocy finansowej ośrodka. Ma przyznany bezterminowo zasiłek stały, opłacane ubezpieczenie zdrowotne. Dodatkowo otrzymuje w razie potrzeby wsparcie w formie zasiłków celowych np. na zakup żywności czy leków. Pan Edward jest osobą trudną w kontakcie, nieufną, niechętnie podpisuje dokumenty. Trudno jest go zachęcić do współdziałania z pracownikiem socjalnym. Natomiast jego wypowiedzi są logiczne i rzeczowe – mówi rzecznik MOPR Maciej Homis. – Pan Edward kategorycznie odmawia wpuszczenia pracowników MOPR, jak i innych instytucji do swojego mieszkania. Wiemy natomiast, że gromadzi w nim odpady i wielokrotnie był namawiany przez pracowników do ich usunięcia. Za każdym razem odmawia, mówiąc, że gromadzi surowce wtórne, które później sprzedaje i z tego się utrzymuje – dodaje Homis.

Mężczyzna odmówił możliwości ubiegania się o miejsce w ośrodku pomocy.