Bardzo dużo dobrego powiedzieć można o drugiej odsłonie zwiastunu Odra Rock Festival. Impreza była bardzo udana, szkoda tylko, odbywała się w cieniu bolesnej straty.

 

Dosyć gęsto zapełniony Free Blues Club przywitała informacja o opuszczeniu nas przez wieloletniego współpracownika lokalu, Marka „Macanudo” Deby, który zmarł 11. stycznia. W związku z tą przykrą okolicznością, koncert dedykowano właśnie jemu.

Miejsce na scenie jako pierwszy zajął Remigiusz Szuman. Występ gościa z Wielkopolski okazał się, zgodnie z oczekiwaniami, dobrze wpisywać w tradycję polskich bardów. Niebanalna gra, zaangażowane teksty oraz bardzo luźny sposób bycia pozwoliły artyście bardzo szybko wkupić się w łaski publiczności. Muzyk dostawał owacje w zasadzie przy każdej nadającej się ku temu okazji, nawet przy okazji sięgania po piersiówkę. Koncert bardzo mi się podobał i chętnie znowu zobaczę pana Remigiusza przy najbliższej okazji.

Następnie przyszła kolej na Premedytację. Kapela, która coraz częściej występuje w naszym mieście po raz kolejny udowodniła, że prezentuje ciekawą muzykę. Wrażenie jak zawsze robiła forma wokalna Sebastiana, za serce chwytały klimatyczne solówki gitarzystów. Szkoda tylko, że publiczność zdawała się nie być przygotowana na tak szybkie przejście z tego, co miał do pokazania poprzednik do zdecydowanego grania z pogranicza rocka i metalu. Oklaski były, ale jakby pozbawione przekonania. Warto wspomnieć, że Premedytacja zagrała piosenkę „Więcej Piwa!”, która znajduje się na płycie Born in Szczecin, która wydana została z pomocą naszego portalu. Album ściągnąć można tutaj.

Duży entuzjazm towarzyszył Drapieżcom, następnym z uczestników imprezy. Duży luz, post-grunge’owa muzyka i bezpretensjonalne teksty wywołały bardzo ciepłą reakcję audytorium. Dość powiedzieć, że zespół jako pierwszy został poproszony (skutecznie zresztą) o bis. Koncert przeleciał szybko i przyjemnie, dokładnie tak, jak powinien.

Nie ukrywam, że najbardziej sobotniego wieczora wyczekiwałem drugich po Premedytacji reprezentantów Szczecina, zespołu RebelHouse. Tym bardziej ucieszyło mnie to, że  buntownicy mnie nie zawiedli. Kapela grała w niesprzyjających warunkach – dwóch młodocianych entuzjastów pogo na samym początku wywróciła na wokalistę statyw od mikrofonu przerywając mu solówkę i skutecznie eliminując go na chwilę z występu. Dodatkowo publika nie do końca wydawała się rozumieć (czy też po prostu lubić) rodzaj muzyki prezentowany przez artystów. Pomimo takich, a nie innych okoliczności RebelHouse dali z siebie wszystko. Na scenie dało się wyczuć ducha Phila Anselmo czy też Zakka Wylde’a. Podobał mi się zwłaszcza cover „Oni Zaraz Przyjdą Tu” z repertuaru Nalepy. Przerobione twórczo, nie odtwórczo.

Występy w ramach koncertu zakończył zespół Nikt, który ubieły rok uznać może za udany. Zespół powrócił z nową, dobrą płytą. Dużo energii i charyzmatyczny wokalista wystarczyli, by zaktywizować publiczność. Najlepiej wypadł obowiązkowy cover Illusion („Nikt”). Zabawa pod sceną była przednia i nikt, wliczając w to zespół, nie zamierzał siebie oszczędzać. I to było slychać.

Jak ocenić Road To Odra Rock Festival vol.2? Bardzo wysoko. Wszyscy wykonawcy wypadli naprawdę okazale. Było wszystko to, czego oczekiwać można od bardzo ogólnie pojętej muzyki rockowej. Szkoda tylko, że publiczność w druzgocącej większości spędziła całość koncertu na stojąco. Nie zakłócało to odbioru sztuki, ale szkoda było artystów, którzy zazwyczaj wolą obcować z bardziej zaangażowanymi widzami. Z niecierpliwością czekam na kolejne koncerty.

Po właściwej części wieczoru przyszła kolej na specjalny koncert Free Blues Band, który nie był wcześniej planowany. Wszystko w hołdzie dla Macanudo. Koncert pełen emocji, jednak obejrzany raczej w towarzystwie samych znajomych – ludzie w większości opuścili lokal zaraz po występie Nikt.