Specjalne karty wykluczają kontakt kucharzy z pieniędzmi, a klienci nie uświadczą barowego „oooogórkowa do odbioru”, bistro ma być takim barem mlecznym trzy półki wyżej. Do tego piekarnia z francuskimi piekarzami i nazwą wbrew pozorom bez błędu!

Na kulinarnej mapie Szczecina od ponad tygodnia mamy nowy lokal. „Bistro na językach” to – jak przyznaje właściciel lokalu, Janusz Kowaliński – taki bar mleczny trzy półki wyżej. Zjemy smacznie, ale w przyzwoitej cenie. Pomysł na Bistro w tym miejscu pojawił się już kilka lat temu, ale dopiero dziś – po czasach kasyna i banku w tym miejscu – możemy tutaj zjeść.

Estetyka i smak

Właścicielom lokalu zależy przede wszystkim na tym, by było smacznie, niedrogo i ładnie. I tak też zaczęła się ich droga w tworzeniu bistra. Najpierw musieli pomieszczenie po kasynie dokładnie wysprzątać, zaaranżować wystrój w taki sposób, by praca była przyjemna dla pracowników i klientów, którzy odwiedzają lokal. Ma być smacznie, ale w żadnym wypadku domowo! Bo właściwie co to znaczy „domowo”? Jedzenie ma być dobre, tanie i estetycznie podane.

Bistro oferuje menu sezonowe, które będzie się zmieniało co trzy miesiące, będą także abonamenty.

Od września zaczynamy naszą ofertę abonamentową, będzie ona od godziny 12 do 15. I będą specjalnie pod abonamentowe karty dania w jeszcze trochę lepszej cenie i konkretnie robione poza kartą menu. Menu zawsze będzie trzymiesięczne, ponieważ wchodzą sezonowe warzywa i owoce i ono będzie od tego zależne, a poza tym zawsze oprócz menu będą dania spoza karty. - mówi Magdalena Mrozowska-Sachryń, zarządca Bistra Na Językach.

Gotujesz? Pieniędzy nie dotykasz

Interesującym rozwiązaniem jest także kwestia płatności. Przy wejściu dostaniemy specjalną kartę, która nas identyfikuje. Tam nabijane jest wszystko co zamówimy. Gdy zamówimy danie, na które musimy chwilę poczekać dostaniemy specjalne urządzenie, które zacznie wibrować, gdy nasz posiłek będzie gotowy.

Zależało nam przede wszystkim na tym, by osoby, które wydają jedzenie, nie miały kontaktu z pieniędzmi, bo to nie idzie w parze. - tłumaczy Magdalena Mrozowska-Sachryń. Pomysł na takie rozwiązanie został przywieziony z podróży po świecie, taki sposób płatności jest praktykowany w wielu miejscach.

Zespół w bistrze jest młody i dobrze przygotowany. Chociaż każdy jest odpowiedzialny za dane stanowisko, pracownicy potrafią obsługiwać każde. Jak tłumaczy zarządca Bistra, nie może być tak, że kogoś zabraknie i nikt nie będzie potrafił np. użyć ekspresu. Obsługa także nam doradzi – bo każdy z nich próbował potraw, które są w ofercie bistra. 

 

A wieczorem wino i bagietka

Bistro jest czynne od 12.00 do 22.00 w tygodniu i od 13.00 do 22.00 w niedzielę. Dlaczego takie pory? Za dnia ma to być lokal dla wszystkich, którzy chcą się posilić, dobrze zjeść nie płacąc za to ogromnych sum. Wieczorem bistro ma przyciągać młodych ludzi, którzy szukają miejsca, w którym można usiąść z przyjaciółmi przy dobrej muzyce, karafce wina, bagietce i po prostu pogadać. Wina sprowadza z Francji Julien Calmu, który na co dzień zarządza piekarnią, bagietki z tej właśnie piekarni wychodzą. W lokalu dobrze mają się czuć wszyscy, niezależnie czego oczekują od bistra.

To był chyba pierwszy dzień, przyszło małżeństwo, dobrze po 70 nie chcieli jeść, tylko zauważyli, że to nowe miejsce, zamówili espresso. Szczena mi opadła, kto w Polsce powyżej 70 roku życia pije espresso? Byli wspaniali, odważyli się wejść, wypić to espresso, proszę sobie wyobrazić, że siedzieli ponad godzinę i oni ze sobą cały czas rozmawiali.- opowiada Magdalena Mrozowska-Sachryń.

Ta piekarnia jest Francuzką

Obok bistra piekarnia „Francuzka”. W żadnym wypadku nie może być mowy o błędzie. Owszem, piekarnia jest francuska, ale nazwa jest nawiązaniem do córki właściciela, Agaty Kowalińskiej, która piekarnią zarządza. Agata Kowalińska wiele lat spędziła we Francji, zakochana w Paryżu od zawsze pragnęła założyć prawdziwą francuską piekarnię, udało się w Szczecinie. Agata nazywana jest przez innych Francuzką, ale jak sama tłumaczy nazwa jest stąd, że nie przychodzimy do czegoś, ale do kogoś, przychodzimy do Francuzki po wypieki. W piekarni znajdziemy dwóch Francuzów, którzy wyrabiają pieczywo. Niektóre receptury są oryginalne, inne dostosowywane do polskich potrzeb.

Alexandre Pleros – główny piekarz – kiedyś był dyrektorem banku. Zmienił zawód i postanowił podążać za własnym marzeniem – za tym, by od podstaw stworzyć francuską piekarnię.

Przyciągnęły mnie trzy projekty. Pierwszy na Bali, drugi w Kanadzie, a trzeci w jeszcze egzotyczniejszym kraju, w Polsce, w Szczecinie. - mówi Alexandre Pleros.
Jak sam tłumaczy, do Szczecina zawitał ponieważ urzekły go opowiadania o projekcie. Teraz razem z Julienem i Agatą tworzy piekarnię, a mieszkańcy Szczecina mogą odwiedzić Francuzkę, wpadając na niezwykłe wypieki.

To Aleksander wszystkie francuskie receptury zaadaptował na polskie potrzeby. Cały czas je dopieszczamy, ulepszamy, rozmawiamy z klientami. - mówi Agata Kowalińska. Piekarnia jest czynna codziennie od 6:30 do 20:00, zaś w weekend od 8:00 do 18:00.

W piekarni odmiennie niż w bistrze – tanio nie będzie, ma być natomiast inaczej niż w szczecińskich piekarniach. 
Ceny są ciut wyższe niż u konkurencji, ale wynika to z tego, że mamy ofertę i produkty, które są inne niż w szczecińskich piekarniach. Pracujemy na polskich i francuskich mąkach wysokiej jakości, mamy ekipę z Francji, chcemy też przyciągnąć specyficzny typ klienta. – tłumaczy Agata Kowalińska.

Inaczej, nie znaczy gorzej.

Bistro i piekarnia to zdecydowane nowości na naszej mapie kulinarnej, które już przyciągnęły mieszkańców ładnym wystrojem, smacznym jedzeniem. Jasny lokal, stoliki, a na każdym z nich skrzynki z ziołami – z których możemy rwać zioła, gdy nam ich zabraknie na talerzu. Właściciel chce zdobyć serca mieszkańców innością, czy to mu się uda?

Bistro Na Językach mieści się przy ul. Grodzkiej 2 (naprzeciwko biurowca Brama Portowa).