Zakochany w sobie, obsesyjny perfekcjonista. Tak można nazwać głównego bohatera „Nici widmo”. Daniel Day-Lewis został za nią nominowany do Oscara, a film otrzymał jeszcze pięć nominacji – m.in. za kostiumy, muzykę i dla najlepszego reżysera. Warto zatem najnowsze dzieło Paula Thomasa Andersona zobaczyć jeszcze przed galą w Los Angeles... Można to zrobić w szczecińskim „Pionierze”.

Fani mogą być zaskoczeni

Fani Andersona mogą być zaskoczeni. To pierwszy film tego twórcy z akcją poza Ameryką. Kameralny dramat może też nieco znużyć wielbicieli „Magnolii” czy „Wady ukrytej”, wypełnionych intensywnymi, nie raz brutalnymi, emocjami. Tym razem otrzymujemy bowiem subtelniejsze, bardziej wycyzelowane w tonowaniu nastrojów widowisko. W duchu Viscontiego i innych klasyków.

Artysta dewastator

Podobno postać Reynoldsa Woodcocka jest inspirowana biografią Cristóbala Balenciagi, hiszpańskiego projektanta modowego. Również ekscentrycznego i bezwzględnie realizującego swoje pomysły. Anderson znakomicie zarysował psychologiczny profil człowieka, który swoje wizje artystyczne przedkłada ponad wszystko, „dewastując” psychicznie swoje otoczenie. Day-Lewis natomiast wypełnił ten szablon pełnokrwistą kreacją, jedną z najlepszych w swej karierze...

Krawiec ekskluzywnych salonów

Akcja „Nici Widmo” rozgrywa się w Londynie, w latach 50. Woodcock jest krawcem ekskluzywnych sfer, prowadzącym własny dom mody. U niego zaopatrują się w stroje najbardziej wpływowi mieszkańcy miasta, biznesmeni, arystokraci, bogacze. Administracją kieruje jego siostra Cyril (Lesley Manville), a on wymaga całkowitego spokoju, gdy pracuje. Spod jego rąk wychodzą arcydzieła – suknie idealnie skrojone, olśniewające wzorami, dopasowane idealnie do potrzeb kobiet, które chcą być dobrze ubrane.

Przebić pancerz uczuć

Prywatnie Reynolds jest „zdeklarowanym kawalerem” (tak o sobie mówi), traktującym kobiety jak istoty potrzebne mu jako modele, z chłodem i dystansem. Kiedy jednak poznaje Almę (Vicky Krieps), coś powoli się zmienia w jego zachowaniu. Ona jest kelnerką, która dotąd nie miała dostępu do świata, w którym on przebywa. Szybko jednak poznaje rządzące nim zasady. Jest śmiała, inteligentna, piękna i postanawia przebić pancerz skrywający uczucia Reynoldsa... „Nić widmo” nie jest jednak zwyczajnym melodramatem, historią miłości, która odmienia i uzdrawia. Gra, która się toczy w apartamentach Woodcocka jest bardziej skomplikowana, a przewaga jednej ze stron nieuchwytna i trudna do zaznaczenia.

Wyrafinowana rozgrywka

Kaprysy mistrza sprawiają jej przykrość i ranią ją, ale Alma nie rezygnuje ze swych zamierzeń. „Za dużo w tobie ruchu” - mówi on, gdy ona przy śniadaniu zbyt głośno kroi pieczywo. Spierają się prawie o wszystko. On skarży się siostrze, że młoda piękność wprowadziła do jego domu zamieszanie, że zakłóciła działanie tak dotąd sprawnie działającego mechanizmu... Jednak Alma jest konsekwentna i nieustępliwa. Zdaje sobie sprawę ze swej siły i potrafi ją wykorzystać.

Ta wyrafinowana rozgrywka jest głównym wątkiem filmu, zilustrowanego zróżnicowaną i pięknie zmieniającą nastroje muzyką Jonny`ego Greenwooda (znanego z zespołu Radiohead). Znajdziemy w nim też jednak ciekawe, obyczajowe epizody. Noworoczny bal na uniwersytecie, ślub zagubionej bogaczki (w tej roli Harriet Sansom), której Reynolds zabiera suknię po uroczystości, to efektowne sekwencje, ubarwiające ponad dwugodzinną, przeważnie dość spokojną, narrację.