Reaktywacja Moonlight wielu fanów tego zespołu ucieszyła, innych jednak zaniepokoiła. Dziewięć lat przerwy w działalności, to przecież tak długi czas, że istniały obawy, iż obecny Moonlight, to tylko blada kopia tego sprzed lat. „Nate” czyli najnowszy album tej grupy, ten osąd bezsprzecznie weryfikuje.
Główni sprawcy wskrzeszenia
Pierwszym ważnym wydarzeniem w historii Moonlight, po reaktywacji był występ na Castle Party w Bolkowie w ubiegłym roku. To była odważna decyzja, bo publiczność tego najważniejszego w Polsce festiwalu muzyki gotyckiej, niekoniecznie mogła zaakceptować nowe oblicze grupy. Tym bardziej, że Daniel Potasz i Maja Konarska, czyli główni sprawcy wskrzeszenia Moonlight, postanowili nie angażować perkusisty, a zamiast niego „gra automat”. Tamten występ w Bolkowie został dobrze przyjęty, więc czwórka muzyków (skład uzupełniają Marek Pokorniecki- gitara i Paweł Gotłas – bas) zdopingowana tym zaczęła grać na żywo częściej i przygotowywać materiał na płytę.
Piosenki i inne dźwięki
Efektem tych działań jest album „Nate” z dwójką maluszków na okładce - czyli coś w rodzaju ponownych narodzin zespołu. Pierwsze dźwięki ‘’Bio”, utworu otwierającego album, to taka cyfrowa introdukcja, która później wplątuje się w gitarową „substancję”. Początek jest więc trochę niejednoznaczny. Najbardziej pasuje tu chyba określenie synth-rock, ale kolejne utwory są jednak dość zróżnicowane i trudno upierać się przy jednej etykietce. W drugim („Off”) do głosu Mai dołącza wokal Łukasza Drapały z zespołu Chevy. To jedna z najbardziej piosenkowych kompozycji w całym programie, natomiast „Sex” rozpoczynają metalowe brzmienia, a wzbogaca go piękna wokaliza Anny Spice oraz orientalny motyw grany przez duduk. To jeden z moich faworytów na tej płycie.
Digitalne tło i żywe instrumenty
Potem jest jeszcze m.in. urokliwy, kołyszący zmysły Lili” , a ten nastrój kontynuowany jest w „Ciężarze”. Oprócz gitar, klawiszy i które dominują w większości utworów, instrumentarium poszerzone jest o flet, fortepian i kontrabas, które uszlachetniają digitalne tło w „Roads” i „Kołysance”. W sumie otrzymujemy czternaście utworów, wśród których trzy, to kompozycje sprzed lat, nagrane ponownie. Z tego co wiem Daniel Potasz rozważał nagrać więcej takich numerów i wypełnić nimi drugi dysk, podwójnego albumu, ale chyba dobrze, że do tego nie doszło. Pewnie odbiorcy uznaliby to za zbyt jawne podpieranie się dawnymi dokonaniami i sygnał braku nowych pomysłów.
Trzy kompozycje odświeżone
Ostatecznie znajdujemy na „Nate” trzy odświeżone „archiwalia”. To są numery: ‘’Kiedy myśli mi oddasz’’, ‘’Col’’ oraz ‘’Asuu’’. Po producenckim liftingu brzmią oczywiście bardziej współcześnie, a w dwóch z nich śpiewa obok Mai także Łukasz Szulborski (z Curcumy). Najbardziej przeobraził się utwór ‘’Asuu’ (z jego wokalem właśnie), znany z albumu ‘Candra” . W oryginale trwał 13 minut, teraz tylko cztery! Poza tym starzy fani ucieszą się chyba z wersji live utworu ‘’Meren Re dobranoc.’’, która jest umieszczona jako przedostatnia. Finał to bonus w postaci anglojęzycznej wersji ‘’Off.’. Nie mam wątpliwości, że wiele osób sięgnie po „Nate z powodów sentymentalnych, ale też jest szansa, że zainteresują się nią nowi fani...
Teksty to niemal w całości dzieło Daniela Potasza, ale w kilku momentach odnotowujemy też słowa Mai (utwór „Kołysanka”). Oficjalna premiera płyty nastąpi 19 stycznia 2018 roku, ale od pewnego czasu można ją zamawiać poprzez stronę internetową zespołu.
Komentarze
1