Przyjechał do nas z zespołem z okazji nowej płyty. Na prezent. Jego piątkowy koncert to jak miłe spotkanie przy herbacie. Żeby odetchnąć, by weekend dobrze się zaczął, by uśmiechnąć się po tygodniu ciężkiej pracy. We Free Blues Clubie zapełniła się tylko część stolików, ale dodało to całości uroku.
Kameralnie, ale bardzo klimatycznie. Na początku Janek Samołyk przytoczył czyjeś słowa: „Łączy nas Odra i dobra muzyka”. Taka to właśnie więź międzymiastowa, proszę Państwa. Na scenie, muzycy z uśmiechami na twarzach
kołysali się w rytm własnych piosenek. Publiczność przy stolikach wpatrywała się w nich spokojnie, niektórzy popijali przy tym gorącą herbatę.  
 
„Jak dobrze czuć ten spokój”
 
Było trochę akustycznie, trochę po angielsku, trochę nie, były historyjki przed śpiewaniem. Miejscami bluesowo, skoczniej, innym razem mniej dynamicznie. Były skrzypce i wokal na zmianę. A wszystko zaczęło się od „Pokaż palcem”. Muzyka od tego wrocławskiego zespołu to jak lek na ukojenie nerwów. Słowa piosenek przyjemne dla ucha, czarowne i zgrabne, mądre i delikatne. Chce się wtedy myśleć o czymś sympatycznym, może nawet sentymentalnym. Siedzi się na twardym drewnianym krześle, za oknem hula wiatr, ale to nic. Jest spokojnie, bo Janek, bo ładne piosenki. Żwawiej zrobiło się przy „Problemach z wiernością” – wokalista zaprosił słuchających do „kręcenia tyłkami na krzesłach” (przypadek?!) i trzeba przyznać, że ten utwór został przyjęty bardzo entuzjastycznie. Ach, to nasze dzisiejsze społeczeństwo! Szczecińska publiczność zdała się z prezentu Janka Samołyka zadowolona. 
 
Autor: Diana Marczewska