John Porter to chyba najdłużej mieszkający w Polsce artysta zagraniczny, który wciąż jest popularny i ceniony. Koncertuje i nagrywa już od ponad 40 lat, ale w Szczecinie ostatnio nie bywał, więc nie dziwi fakt, że 14 września widownia w sali Starej Rzeźni została wypełniona w całości chętnymi, by zobaczyć go na żywo.

Dynamiczny wstęp

Zapowiedziany był koncert solo, dlatego sądziłem, że będzie to akustyczny, raczej spokojny występ. Tymczasem już pierwsze uderzenia w struny gitary, podłączonej do wzmacniacza przekonały mnie, że nie tylko ballady znajdą się w set liście wieczoru. John Porter zaczął tak jak wiele występów w swej karierze (i tak samo jak płytę live „Magic Moments” z 1983 roku), czyli od mocnej, dynamicznej kompozycji – „Caravana Lover”. Bezsprzecznie nie był to zatem melancholijny recital starszego pana, który gra na sentymentach. Kilka razy sięgnął też bowiem po gitarę elektryczną, a nawet po harmonijkę (w utworze „Crazy, crazy, crazy”), dodając jeszcze ognia do swego przekazu. Jak powiedział na początku „Gram, co mi się chce”.

Dużo żartobliwych komentarzy

Porter znany jest z tego, że zawsze z humorem zapowiada swoje utwory. Jest znany z przekręcania polskich słów, ale to praktycznie niezbędny element jego show, oczekiwany przez widzów. Tak też było tym razem. Artysta dużo mówił o tekstach piosenek traktujących często o relacjach damsko-męskich, o trudnych pożegnaniach (gdy miał zagrać “Longest Goodbye”) i żartobliwie o swoim stanie umysłu (przed wykonaniem „Of Sirens, Vampires and Lovers”). Do niektórych widzów zwracał się bezpośrednio. Np. wtedy, gdy zapytał: „Będziesz się tak cały czas bawił tym telefonem?”, dodając „Ja zostawiłem swój w garderobie...”.

Piosenki nowsze i najstarsze

Repertuar całego tego, prawie dwugodzinnego, występu złożony był z utworów nowszych, takich jak „Naked Girl in Black Hat” czy „Love didn't save you", ale też tych już bardzo leciwych – w tym oczywiście wybranych z najsłynniejszej płyty Porter Band „Helicopters”. Oprócz wspomnianego już „Crazy, crazy, crazy”, z tego albumu zabrzmiały też melodyjne "Ain't Got My Music", „Life” i „I`m Just A Singer”.

W ostatnich minutach wieczoru Porter zdecydował się też zaprezentować swoją wersję „You`re My Sunshine” - utworu spopularyzowanego przez Johny`ego Casha, tak więc niejako złożył w ten sposób hołd swemu mistrzowi, a widzowie cały występ nagrodzili oczywiście aplauzem. Po takim przyjęciu artysta wróci do Szczecina, ale to już zapewne po wydaniu nowej płyty...