Wczoraj w Bramie Jazz Cafe, chroniąc się przed wiatrem, deszczem i syberyjskimi temperaturami, można było spędzić jesienny wieczór oglądając kilkanaście krótkometrażowych filmów pokazywanych w ramach Festiwalu Future Shorts.

Rzeczywiście, jak zapowiadali organizatorzy, Future Shorts to zbiór filmów bardzo zróżnicowanych ze względu na technikę wykonania (animacje, gatunki mieszane), tematykę poruszaną w obrazach (problemy społeczne, egzystencjalne), użycie warstwy muzycznej (teledyski), wykorzystanie/brak fabuły, czas w nich przedstawiony. Jednak zestaw środków, jakimi posługiwali się twórcy, by przekonać oglądających do własnych wizji to jedno. To, co widz wyniesie po danym obrazie i jakie emocje będę temu towarzyszyć, to drugie ważne kryterium.

 

Animacje

Oba filmy animowane pokazane wczoraj omawiały ważną tematykę. ,,Who I am and What I Want" był manifestem nonkomformizmu i ,,powrotu do natury", a ,,Fallen" opowiastką o kruchości ludzkiej egzystencji. Drugi film jest arcydziełkiem animacji 2D i 3D, natomiast w pierwszym obrazie wykorzystano rysunek prosty, wręcz ,,naiwny" jak dziecięce malowanie. W pamięci jednak zostaje właśnie ten ,,ubogi" animacyjnie, ale bogaty treściowo, o dużym ładunku emocjonalnym, film D. Shrigleya i C. Shepherda.

 

Muzyka

Nie poruszył mnie w ogóle obraz o londyńskich MC, natomiast wstrząsnął ,,Tsikibot". Ten finlandzki film składa się z ujęć zmieniających się w rytm muzyki, a stworzonej z powtarzania słów, okrzyków, szurania butami, szeleszczenia kartkami zeszytu czy uderzeniami piłeczki tenisowej. To właśnie dźwięk kształtuje w nim obraz. Natomiast ,,M Craft" jest przykładem na to, że nastrój i charakter danego utworu można doskonale pokazać za pomocą filmu. W ,,Function at the Junction" - choć to dziełko o konkursie tanecznym, w którym pełno jest muzyki, to jednak moją uwagę zwróciła przede wszystkim dokładna, wierna stylizacja wnętrz, strojów i innych detali na lata 70. W ciągu 6 minut w ,,Buskerze" mogliśmy obejrzeć pojedynek muzyczny mima i ulicznego, acz wyuczonego grajka. Mimo to w tym filmie - jak dla mnie - najważniejszy był humor i magia oraz pytanie: czy wyobraźnia może wygrać z rzeczywistością?

 

Czas na faworytów

Moje serce zdobyła bohaterka filmu ,,Ester". Najpierw widzimy ją jak porusza się w wodzie: lekko i z gracją jak nimfa wodna, opada i wznosi się, prawie tańczy. Po chwili wynurza się i oczom naszym ukazuje się gruba, ciężka kobieta, która na dodatek mija na basenie pełno zgrabnych, zbudowanych idealnie pań. Czy jednak Ester jest smutna? Absolutnie! Na jej twarzy wypisane jest ogromne szczęście, kroczy dumnie wyprostowana, bo pływa nie dla odchudzania, dla katuszy cielesnych, ale dlatego, że sprawia jej to po prostu czystą przyjemność. 

 

Do gustu przypadł mi także obraz pt. ,,The Nautical Education", bo pokazał, że prosty (dla mnie właściwie nudny) temat można przedstawić w sposób poetycki, zgrabnie go konstruując, stosując piękne zdjęcia i mówiąc wiele za pomocą głosu zza kadru.

 

Chyba najmocniejszym, a więc spełniającym bardzo ważne kryterium był film ,,Alex and Her Arse Truck" o seksualności, inności, akceptacji ujętych w różnych kontekstach. Świetna gra aktorki, do tego bardzo udane, barwne zdjęcia stworzyły dziełko na wysokim poziomie. A różowego smoczka nigdy nie zapomnę.