Od lat 50. XX wieku ta miejska legenda wyewoluowała w kilka wariantów. Niezmienne pozostają tylko dwa elementy: morderca i ofiara. Rzeźnik z Niebuszewa od czasu do czasu przypomina o sobie w kolejnych publikacjach, które próbują rozwikłać jego zagadkę.

Także Jarosław Molenda w swojej książce „Rzeźnik z Niebuszewa” stara się odpowiedź na pytanie o Józefa Cyppka i to, co się wydarzyło przy ówczesnej ul. Wilsona 7.

Zabił. Pytanie jak wiele osób?

Wariantów tej historii jest kilka. Ta budząca najmniejszy niepokój mówi o mordzie na sąsiadce, który został podyktowany chucią. Ponieważ Irena Jarosz nie była zainteresowana zalotami znacznie starszego sąsiada, została zabita. Zbrodnia w afekcie? Pierwsze wątpliwości wzbudza fakt rozczłonkowania – podobno z chirurgiczną precyzją – ciała ofiary. Kolejne pośpieszne, niedokładne, pełne błędów śledztwo, które zakończyło się błyskawicznym wyrokiem i egzekucją. Ale ze sprawcą nie umiera legenda Cyppka, jest gorzej – przybiera przerażający kształt.

Jedna z legend mówi o tym, że Cyppek był seryjnym mordercą, a Irena Jarosz nie była jego pierwszą ofiarą. Kolejna o tym, że głównie „lubował” się w zabójstwach dzieci. Dalsze prowadzą do zabójstw w celu pozyskania mięsa na wyroby garmażeryjne, które były sprzedawane na pobliskim targowisku. Nie brakuje także powiązań mordercy z hitlerowcami czy komunistami. Ile w tym prawdy i skąd takie plotki? Z tym tematem w doskonały sposób radzi sobie Jarosław Molenda, który sugeruje co może być ich powodem. Autor nie skupia się tylko na szczecińskiej historii, zatacza pełne koło, przedstawiając „klimat” tamtych czasów, omawiając zbrodnie z całej Polski. Muszę przyznać, że mam mieszane uczucia co do tego zabiegu. Z jednej strony ta analiza dopełnia historię Cyppka, wciągając czytelnika w gęstą powojenną atmosferę miast na Śląsku czy w Szczecinie - na ziemiach, które po brzegi były wypełnione ludźmi różnych narodowości i o różnej przeszłości (także przestępców, którzy właśnie tu zaczynali „od nowa”). Z drugiej jednak strony czułam przesyt i oddalanie się od głównego tematu książki. Od próby rozprawienia się z rzeźnikiem z Niebuszewa. Gdybyśmy bowiem oddzielili otoczkę i pozostawili tylko treść dotyczącą szczecińskiej sprawy, nie mam pewności czy z niemal 400 stron pozostałaby chociaż połowa.

Książka – pełen obraz

Nie sposób jednak odmówić autorowi niemałego zaangażowania i wnikliwej analizy. Sięga do akt, szuka dotychczasowych ustaleń innych dziennikarzy czy twórców, którzy wykorzystują sprawę Józefa Cyppka w swojej twórczości. Rozprawia się z błędami, zadaje pytania. Nie odpowiada jednak na główne pytanie – nie jest to jednak zarzut, nie jesteśmy w stanie na nie odpowiedzieć – jaka jest prawda o Józefie Cyppku?

Mam jednak wrażenie, że to bardzo dokładna, ułożona praca, w której znajdziecie fragmenty akt, czy faktyczne zdjęcia. Książka, która zadaje więcej pytań, niż daje odpowiedzi, która jednak pozwala, a może wręcz, nakazuje spojrzeć na tę historię z innej perspektywy. Jeśli zdecydujecie się po nią sięgnąć, muszę zaznaczyć, że narracja jest dość specyficzna, jak przypuszczam przebija przez nią charakterystyczny styl autora. Na początku byłam nią zmęczona, nie potrafiłam złapać „rytmu” tej książki. Dopiero, gdy uświadomiłam sobie, że jest ona trochę jak snucie opowieści przy kuflu piwa, gdzie autor opowiada o sprawie, chwyta za dygresje i szkicuje zarys tamtych czasów, poczułam rytm, a właściwie z przyjemnością zaczęłam „słuchać” autora.