W zimie jest zimno - pada śnieg i deszcz, czasami też mocno wieje. Nie można nic robić na powietrzu. W lecie jest inaczej - cieplej i nie pada śnieg. Zawsze pachnie ładnie trawą i słońcem, a wiatr jeśli nie wieje burzowy to lekko omiata twarz. Podczas upałów warto jednak znaleźć miejsce do ochłody - cień drzewa czy zimną kąpiel. Warto także poszukać miejsca, które miałoby swój klimat i przywoływało wspomnienia. Zawłaszcza teraz, gdy modne stało się powracanie do korzeni.
Sobotni ranek. Jako ośmiolatek wstawałem zawsze pierwszy około godziny siódmej. Myłem się, jednak nie piłem kawy, otrzeźwiałem się tylko pod zimną wodą. Zresztą ranek był jeszcze chłodny, teraz takich poranków nie ma. Później myślałem zawsze jak rozbudzić rodziców i brata tak żeby się nie dowiedzieli. Już od dawana planowałem to wyjście. Od pierwszych dni, które były ciepłe- mama w końcu zawsze mówiła, że kąpielisko otwierają jak będzie ciepło. Tylko, że pierwsze ciepłe dni przypadały na marzec… Potem szybko pakowaliśmy się- mleczko do opalania, pledzik, ręczniki i piłka. Ta ostatnia była jednak trzymana przeze mnie w specjalistycznej siatce.

Pamiętam, że zawsze, jeszcze do dzisiaj, osiedle Zawadzkiego kojarzy mi się bardzo pozytywnie. Po pierwsze, bo mieszkała tam moja najulubieńsza, szczecińska ciocia, po drugie dlatego, że już po wyjściu z autobusu zaczynałem kopać piłkę. Najpierw chwaliłem się, że potrafię zrobić nieskończoną liczbę “kapek” (piłka była w końcu na sznurkowej siatce) potem zaczynałem już ją kopać swobodnie. Musiałem oczywiście uważać, żeby zbyt mocno nie kopnąć na spadku koło Toru Kolarskiego.

Słońce świeciło nadal gdy wchodziło się do Lasku Arkońskiego. Potem znowu w dół. Piłka odbijała się o korzenie a czasem także wpadała w krzaki. Pokrzywy kuły, jednak ośmiolatek, jako istota niezwykle zahartowana nie zwracał na to uwagi. Na samym dole było wejście. Duże bramki i budki do sprzedawania biletów. Już tam można było wyczuć zapach waty cukrowej i lodów.

Miejsca zawsze trzeba było wybrać w miarę blisko basenu i zacienione. Pamiętam, że zawsze pierwsze co robiłem to wchodziłem do wody. Z wiekiem zmienia się nastawienie i przestaje się gustować w szybkich kąpielach. Wtedy jeszcze nadzwyczaj to uwielbiałem. Problem jednak tkwił w czym innym. Jego dorosły ośmiolatek nie wypadało kąpać mi się w brodziku. Woda natomiast w normalnym basenie była zbyt głęboka- było to jedynym uniedogodnieniem w całym kompleksie- dla mnie był to zawsze olbrzymi problem. W brodziku przecież kąpią się małe dzieci, do których ja oczywiście się nie zaliczałem. Jeśli chodzi o kąpiel to przerażała mnie także jeszcze jedna rzecz. Miejsce, w którym woda przelewała się do filtrów- była to wielka, ogrodzona dziura na końcu basenu. Ja natomiast, jak przystało na prawdziwego ośmiolatka wielkich, czarnych dziur się bałem. Strach rekompensowały mi zabawy w berka pod mostkiem przerzuconym przez basen.

Przeważnie po kąpieli, w południowym słońcu rozpoczynała się gra w piłkę. Małe bramki zachęcały do doskonalenia techniki, jednak przeciwnicy onieśmielali. Zawsze tata powtarzał mi żebym nie bał się starszych. Co jednak gdy gra się z takimi 14- latkami w piłkę? Zawsze, gdy któryś grał lepiej ode mnie mogłem go sfaulować, w końcu tata był blisko.

Popołudniowe słońce już dogorywało, trawa wchodziła w palce u stóp, pan od waty cukrowej kończył pracę. Dla mnie została jeszcze ostatnia kąpiel w pół letniej wodzie. Na koniec tylko ostatnie spojrzenie na całość basenów, wielką rybę w brodziku, drabinki i budki z hamburgerami. Po drodze do wyjścia ostatnia wata cukrowa. Wszystko wtedy pachniało i kojarzyło się z kolorami: czerwonym i żółtym czasami także zielonym. Późnym popołudniem powrót do domu z nadzieja, że jutro też się wybierzemy na Arkonkę.

Tak było kiedyś. Teraz jestem starszy o parę lat i niektórzy mówią, że mądrzejszy. Ale kto nie tęskni do wspomnień z dzieciństwa. Należy tylko czekać aż zacznie być ciepło, mama zresztą powie mi chyba kiedy to będzie.

Machyński Piotr (Numer 13)