24. edycja tenisowego Pekao Szczecin Open była rekordowa pod względem frekwencji. W niedzielnym finale Włoch Alessandro Giannessi pokonał Niemca Dustina Browna 6:2, 6:3. Nie udało się zdjąć żadnej z trzech najważniejszych „klątw” ciążących na turnieju.
Szczeciński turniej ma rangę Challengera ATP. Jest najstarszą i obecnie najbardziej prestiżową imprezą tenisową w Polsce. Przez ostatni tydzień zmaganiom zawodników z całego świata towarzyszyła piękna pogoda, a to sprzyjało wysokiej frekwencji na trybunach.

Frekwencja
Korty przy al. Wojska Polskiego przez turniejowy tydzień odwiedziło ponad 25 tysięcy osób. To nowy rekord frekwencji, poprawiony o blisko 4 tysiące. Duża w tym zasługa Jerzego Janowicza, który przyciągał na swoje mecze tłumy. Jego wtorkowe i czwartkowe pojedynki śledził nadkomplet publiczności (3,7 tys. osób). Organizatorzy podkreślali, że nawet w większych, silniej obsadzonych turniejach, niespotykana jest tak wysoka frekwencja w początkowej fazie rywalizacji. Tradycyjnie już wolnych miejsc nie było także podczas niedzielnego finału.

Obsada

Szczeciński turniej najlepszą w historii obsadę miał w 2001 roku, gdy przyjechało aż 17 zawodników z pierwszej setki rankingu ATP. W obecnych realiach zgromadzanie tak wielu klasowych zawodników na imprezie rangi challengera jest już jednak praktycznie niemożliwe. Mimo wszystko mieliśmy się cieszyć z relatywnie najsilniejszej obsady od kilku lat. Wstępnie awizowano siedmiu zawodników z pierwszej setki. Ostatecznie przyjechało czterech: Marcel Granollers (ATP 45), Inigo Cervantes (ATP 74), Dustin Brown (ATP 87) i Radu Albot (ATP 98). Największy zawód sprawił Nicolas Almagro (48 ATP). 13-krotny zwycięzca turniejów rangi ATP oraz ćwierćfinalista Roland Garros i Australian Open byłby największą gwiazdą imprezy. Odwołał jednak swój przyjazd, oficjalnie z powodów osobistych. To nie pierwszy taki przypadek, gdy najbardziej rozpoznawalna postać, wykorzystywana marketingowo do promocji imprezy, w ostatniej chwili wycofuje się z Pekao Szczecin Open.

Zwycięzca
Włoch Alessandro Giannessi nie był wymieniany wśród faworytów. Do Szczecina przyjechał po raz piąty, ale nigdy wcześniej nie dotarł dalej niż do ćwierćfinału. Nigdy też nie wygrał żadnego challengera. Klasyfikowany był pod koniec drugiej setki rankingu, Trafił jednak z formą, której pierwsze zwiastuny pokazał podczas US Open, gdzie odpadł po dobrym meczu z późniejszym triumfatorem - Stanem Wawrinką. Giannessi na kortach przy al. Wojska Polskiego nie stracił ani jednego seta, a w finale rozbił notowanego ponad sto miejsc wyżej Dustina Browna 6:2, 6:3. Został pierwszym Włochem, który wygrał Pekao Szczecin Open.

- Dziękuję wszystkim, którzy przyłożyli rękę do organizacji tego cudownego turnieju i mam nadzieję, że widzimy się tu za rok! - mówił po finale Giannessi, przyłączając się do chóru zawodników chwalących organizację szczecińskiej imprezy.

Nieszablonowa postać

Największą osobowością turnieju był z pewnością Jerzy Janowicz. Po kontuzji spadł nisko w rankingu (do trzeciej setki), ale to on przyciągał największą uwagę kibiców. Czy to efektownymi zagraniami, czy nieprzewidywalnym zachowaniem. Potrafił w ataku złości połamać rakietę, a za chwilę kłócić się z kibicami, którzy przeszkadzali mu swoimi komentarzami. Przed przyjazdem do Szczecina wygrał turniej w Genui, czym zaostrzył apetyty miejscowych fanów. Odpadł jednak dość szybko, w drugiej rundzie, z nieznanym szerszej publiczności Włochem Stefano Napolitano. Przegrał, mimo że wygrał pierwszego seta, a w drugim prowadził 3:0. Tłumaczył później, że zabrakło mu sił, ale przyczyn porażki można pewnie szukać również w jego przygotowaniu mentalnym.

Klątwy
Trzy z nich wciąż obowiązują. Od lat najwięcej mówi się o „klątwie” ciążącej na hiszpańskich tenisistach przyjeżdżających do Szczecina. Przedstawiciele tej nacji są specjalistami od gry na mączce i na kortach przy al. Wojska Polskiego powinni czuć się jak ryba w wodzie. Tymczasem w 24-letniej historii nie triumfował tutaj żaden z nich, a gościły u nas naprawdę głośne nazwiska. W tym roku Hiszpanie też otwierali listę faworytów. Rozstawiony z „jedynką” Marcel Granollers skreczował jednak już w pierwszej rundzie, a Inigo Cervantes, turniejowa „dwójka”, odpadł w drugiej rundzie. Honoru Półwyspu Iberyjskiego najdłużej bronił doświadczony, 36-letni, Albert Montanes, który dotarł do ćwierćfinału.

Dustin Brown miał szansę zostać pierwszym tenisistą, który mógłby pochwalić się dwoma tytułami mistrzowskimi zdobytymi w Szczecinie. Wcześniej triumfował w 2014 roku, teraz doszedł do finału. W decydującej rozgrywce szybko został jednak zmieciony z kortu przez Giannessiego. Podzielił tym samym los czterech innych tenisistów. Nicolas Lapenti, Bohdan Ulihrach, Florent Serra i Jan Lennard Struff też mają na koncie zwycięstwo i porażkę w finale. „Klątwa” nadal trwa.

Miejscowi kibice najbardziej liczyli na historyczny pierwszy triumf Polaka. Nadzieje pokładali w Jerzym Janowiczu, który kilka dni wcześniej wygrał w Genui turniej podobnej rangi. W Szczecinie poszło mu zdecydowanie gorzej, odpadł w drugiej rundzie. Najlepszym wynikiem biało-czerwonych w historii pozostaje więc półfinał.