Przygodowy komediodramat. Tak chyba można określić przynależność gatunkową „Gold”. To film-hybryda. Scenarzyści chcieli chyba stworzyć następny hit o barwnej, niekonwencjonalnej postaci, osiągającej olbrzymi sukces finansowy, ale do worka pomysłów wrzucili za dużo elementów. Rzecz do sprawdzenia m.in. w Multikinie.

Błyskotliwy wstęp

Matthew McConaughey dzięki rolom w takich produkcjach jak „Witaj w klubie” czy „Interstellar” podwyższył znacząco swoje notowania. Kreacja Kenny’ego Wellsa w „Gold” to kolejny popis jego możliwości, ale status tego aktora raczej się nie zmieni, bo sam film nie wytrzymuje porównania z wymienionymi powyżej tytułami. Początek jest niewątpliwie błyskotliwy, bo Kenny perfekcyjnie oczarowuje Kay (Bryce Dallas Howard) swoją opowieścią o złotonośnych dolinach gdzieś w dalekiej dżungli, a przy tym wręcza jej piękny prezent. Widzowie też zapewne są uwiedzeni tą pierwszą sekwencją i oczekują kolejnych. Równie emocjonujących kadrów, a tymczasem dramaturgia „Gold” pod tym względem „nieco” szwankuje...

Poszukiwacz marzyciel

Kenny to ambitny poszukiwacz cennych kruszców, który marzy o wielkim sukcesie. To współczesny desperado, który nie unika niebezpiecznych przygód jeśli tylko wie, że może zyskać wiele wkraczając na obcy, nieprzyjazny teren. Gdy zwietrzy dobry interes w kopalnianym biznesie gotowy jest na wiele wyżeczeń by osiągnąć zamierzony cel. Podobnym typem jest niejaki Acosta (Edgar Ramirez), który spalił już co prawda wiele mostów za sobą, ale namówiony przez Wellsa decyduje się na jeszcze jedną wyprawę – tym razem do Indonezji...

Brak drugiego planu

Choć obaj panowie są pełni entuzjazmu, to twarda, deszczowa rzeczywistość azjatyckiej głuszy, ten zapał dość szybko rozmywa. Dopiero po dłuższej walce z klimatem i opuszczającymi tonący okręt kopaczami karta się odwraca... Kenny i Acosta znajdują złoto i odtąd akcja przyspiesza w rytmie dobrej muzyki w tle (tytułowy temat śpiewa Iggy Pop, a słyszymy też utwory w wykonaniu New Order, Talking Heads, Joy Division). Ogólnie to jest jednak wciąż tylko popis jednego aktora, któremu dzielnie sekunduje co prawda Ramirez, ale zdecydowanie brak tu mocnych, ciekawych drugoplanowych postaci. Co prawda późniejsze zwroty fabuły, jak np. negocjacje z synem dyktatora Indonezji, ogląda się z zainteresowaniem, ale to jednak za mało... Zmarnowano chociażby potencjał Toby Kebbella, który mógłby z roli agenta FBI, przesłuchującego Wellsa wycisnąć znacznie więcej.

Dobry finał

Reżyser (Stephen Gaghan) uwierzył chyba za bardzo w atrakcyjność przygodowej strony swego filmu oraz talent Matthew McConaugheya, lekceważąc trochę inne elementy. Mimo wszystko warto docenić zakończenie „Gold” i na pewno warto do niego dotrwać do finałowej sceny, bo akurat suspens jest w tym filmie niepodważalnie udany i cenny.