Widzowie Teatru Współczesnego przyzwyczaili się już do tego, że Scena Nowe Sytuacje to przestrzeń inscenizacyjnych eksperymentów. Przedstawienia, które oglądamy w dawnej Malarni, odbiegają od konwencji klasycznego, dramatycznego teatru. Taki też niewątpliwie jest spektakl „XD. Dramma per musica” w reżyserii Aleksandry Matlingiewicz, stworzony na podstawie pasty Malcolma XD, który można określić jako... nieśpiewaną operę.

Obrady w piwnicznej kanciapie

Na początku widzimy Pawła Niczewskiego w barokowym kostiumie, kwieciście anonsującego zebranie wspólnoty mieszkaniowej. Gremium obraduje w obskurnej kanciapie piwnicznej. Publiczność słyszy głosy uczestników dyskusji, ale ich nie widzi, a tymczasem wymiana zdań coraz bardziej się „zaognia”. Jej tematem jest montaż windy, w której nie będzie można pisać brzydkich słów na ścianach. Właśnie winda jest jedną z najbardziej „wandalizowanych” przestrzeni bloku, więc trzeba szczególnie ją chronić, a teraz pojawia się szansa, że dzięki rewitalizacji cały budynek „już nie będzie blokiem, tylko rezydencją, a w rezydencji to wiadomo”...

Dworski rytuał jak przykrywka

Spektakl swą formą odwołuje się do barokowego gatunku muzyczno-scenicznego dramma per musica. Zostaje to podkreślone przez kostiumy, których autorem jest Mikołaj Dziedzic. Każdy z aktorów ma fantazyjny strój. Maciej Łączyński ubrany jest w białą suknię, Arkadiusz Buszko w owadzi uniform, dlatego pierwsze wyjście bohaterów na scenę może przywodzić na myśl jakiś dworski rytuał. Aktorzy odtwarzają finezyjną choreografię i wydawać by się mogło, że uczestniczą w czymś ważnym, a na pewno efektownym. Jednak ta forma to mistyfikacja, bo kolorowa parada przewrotnie uwypukla mierność wypowiadanych słów i pospolitość blokowej „turboawantury”.

Banderoza na całego

W każdym kolejnym akcie sytuacja się powtarza, ale dialogi są wypowiadane w innym tempie. Aktorzy pomijają całe fragmenty tekstu, mówią ciszej lub głośniej, opuszczają pewne elementy. W ten sposób podkreślana jest absurdalność zebrania i to, że dyskusja właściwie prowadzi donikąd. Mieszkańcy bloku pozornie zajmują się pomysłami na to, jak zadbać o estetykę windy, ale tak naprawdę wychodzą na wierzch różne personalne niesnaski. W efekcie zaczyna się „banderoza na całego i nadawanie każdy na każdego”. Te epizody są dość komiczne, ale w szerszym kontekście jednak niewesołe, ponieważ wiele mówią o skrywanej agresji, nieufności wobec siebie i sygnalizują, że próba rozwiązania jakiegoś problemu prowadzi tylko do piętrzenia kolejnych. Nawet proponowany przez panią dyrektor firmy (w tej roli Grażyna Madej) system cobra protect, które zdawał się być antidotum na blokowe „zacofanie”, niewiele tu pomoże...

Atutem spektaklu są na pewno wspomniane już wcześniej kostiumy, które w dużej mierze powstały z recyklingu, czyli „reanimacji” starych strojów do nowych spektakli. Dobrym uzupełnieniem przekazu jest na pewno urywająca się, „incydentalna” muzyka Jacka Sotomskiego. Pewnym zgrzytem jest natomiast według mnie finał, w którym aktorzy śpiewają piosenkę o ogórku. Rozumiem intencję żartobliwego przetworzenia i dokończenia tekstu pasty Malcolma XD. Jednak wybór akurat tej, tak dziecinnej rymowanki, sprawia, że ów zabieg zostaje mocno osłabiony. To chyba jedyny minus tej realizacji, która na pewno jest propozycją wizualnie i intelektualnie pozytywnie prowokującą.