O prawie piętnastoletnim doświadczeniu w prowadzeniu galerii, architekturze Szczecina, twórczości, odbiorcach sztuki i sąsiadach opowiadają właściciele Galerii Trystero ze Szczecina: Teresa Bojułko i Przemysław Cerebież-Tarabicki - malarz, którego prace można tam oglądać.

Jak zaczęła się Państwa przygoda z prowadzeniem galerii? Czy najpierw powstał pomysł jej założenia czy decyzję o powstaniu Galerii Trystero podjęli Państwo po zobaczeniu miejsca?

 

Teresa Bojułko: Właśnie tak było. Zaczęło się mniej więcej...

 

Przemysław Cerebież - Tarabicki: 15 lat temu...

 

TB: ... jak w pierwszych scenach „Ziemi Obiecanej”. Było nas troje, właśnie Przemek, Lech Karwowski, ja i właściwie nie mieliśmy nic - nie mieliśmy forsy po prostu. Został rozpisany konkurs ofertowy na dzierżawę tych pomieszczeń, no i pomyśleliśmy, że to byłoby fajne miejsce na galerię. Wygraliśmy ten przetarg, co dopiero przyprawiło nas o ból głowy. Po drodze Leszek musiał zrezygnować z projektu. Przez wiele lat galeria była naszym kosztownym hobby.

 

PC-T: Teraz sytuacja się trochę polepszyła.

 

TB: Wiele lat utrzymywaliśmy ją z własnego kapitału. Tym, którzy chcą otworzyć galerię, powiem, że jest to cieżki kawałek chleba. Jednak miejsce wydawało się idealne, Przemek poza tym tutaj też pracuje.

 

Studiował Pan na Wydziale Architektury Politechniki Szczecińskiej. Co Pan sądzi o architekturze naszego miasta?

 

PC-T: Co ja sądzę? Architektura Szczecina jest... wielowątkowo na to trzeba patrzeć... Jest architektura, że tak powiem, zabytkowa, czyli głównie ma XIX - wieczny  charakter; jest architektura powojenna, w różnym wydaniu, lepsza i gorsza, natomiast generalnie rzecz biorąc, patrząc na miasto czy uczestnicząc w życiu miejskim, to odczuwa się jeden wielki chaos. Niestety. Jest dużo bilbordów, szyldów, różnych elementów, które architekturę przykrywają, zaśmiecają, tworzą taki - powiedzmy - chaos przestrzenny, który może czasem doprowadzić do szewskiej pasji.

 

A co by Pan zmienił w architekturze miasta, gdyby Pan miał taką możliwość?

 

PC-T: Architektura to jest jakiś wyraz społeczny, jakaś ciągłość, układ przestrzenny, który trzeba uszanować.

 

Pierwszym krokiem byłoby uporządkowanie tego układu komunikacyjnego i architektonicznego. Przede wszystkim trzeba porządek zrobić, najpierw z  reklamami, a raczej z pseudoreklamami czy antyreklamami.

 

Pana obrazy, przynajmniej te, na które patrzę, są kolorowe. Czy np. dodałby Pan koloru miejskim budowlom?



PC-T: Alkohol pity w  dużych ilościach, ale z umiarem, nie szkodzi... To samo tutaj, ta sama zasada.

 

Mógłby Pan opowiedzieć o swojej działalności artystycznej?


PC-T: Generalnie zajmuję się malarstwem. Trochę rysunkiem. Siedzę w tym fachu już kilkadziesiąt lat. W różnych okresach, wykorzystywałem różne formy - często maluję cyklami, które tytułuję. Tworzę trochę figuratywne malarstwo.

 

Jaki jest Pana ulubiony nurt historyczny w malarstwie?

 

PC-T: To zależy od artysty. Są rzeczy, które cenię z epoki renesansu. Akademizm francuski ma również pewne swoje zalety wg mnie. Nie jestem krytykiem sztuki.

 

Cenię sztukę współczesną. Proszę Pani, ja jestem tradycyjnym malarzem. Teraz jest dużo malarzy, którzy używają innych mediów, komputera czy kamery. Chociaż robimy u nas wystawy artystów którzy posługują się także innymi środkami. Przykładem takim jest kolega Sułek z Warszawy...

 

TB: Marek Sułek.

 

PC-T: ... który tu rzeźbił żywą osobę na oczach publiczności.

 

TB: Robił także odlewy zatytułowane „Trzynaście pośladków Katarzyny Figury”. Do nas, na wernisaż, zaprosił modelkę, która siedziała na postumencie i była okładana częściowo gipsem...

 

PC-T: Także ścierpiała te doznania różne... 

 

TB: ... i malowana na niebiesko. Dopiero jak ruszyła gałkami oczu, ludzie zauważyli, że jest żywa. Sułek - może coś się teraz zmieniło - wszystko malował na niebiesko. Raz w akcji „Sarajewo” pomalował na ten kolor drzewo w Szczecinie [był to rok 1997 - AD].

 

I kiedy ten wernisaż się odbył?

TB: Kilka lat temu.

 

A inne tak interesujące wystawy?

 

PC-T: Była wystawa malarstwa współczesnego Antoniego Fałata, znanego twórcy, rektora szkoły wyższej artystycznej w Warszawie. Było ich kilkadziesiąt, nie pamiętam dokładnie, to piętnaście lat w końcu. Co roku są dwie większe wystawy.

 

W zeszłym roku była wystawa kolegi, który mieszka w Melbourne od kilkunastu lat...

 

TB: ... od dwudziestu kilku.

 

PC-T: ... i planujemy razem wystawę pt. „SMS”: „Szczecin - Melbourne - Szczecin”. Będzie pięcioro artystów ze Szczecina, malarzy jakby tradycyjnych; dwie osoby będą wykonywać instalacje, jedna fotografie.

 

Kiedy to będzie miało miejsce?

 

PC-T: Pierwsza wystawa odbędzie się na przełomie czerwca i lipca w Melbourne, druga na przełomie listopada i grudnia, a potem w 2010 roku tu u nas w galerii i prawdopodobnie w Muzeum Narodowym.

 

Czego Państwu życzyć?

 

(cisza)

 

No dobrze, to wielu klientów.

 

TB: Nie chodzi tylko o klientów. Klienci, którzy przychodzą, chcą porozmawiać o sztuce, przez lata stają się także naszymi przyjaciółmi. To nie taki klient, który przychodzi do supermarketu i nie pamięta jak wyglądała pani w kasie. To zupełnie co innego.

 

Klimat jest taki kameralny. Zresztą to wymusza rodzaj działalności, jaką prowadzimy.

 

Wcale nie trzeba tutaj wejść i od razu coś kupić. Bardzo nas cieszy, jak ktoś przyjdzie i w ogóle ma potrzebę popatrzenia na sztukę, więc ma to pełnić także rolę edukacyjną.

 

PC-T: Sztuka nie jest koniecznością życiową. Zawsze to jest spychane na jakiś tam siódmy czy ósmy plan. No ale jakoś się kręci, są ludzie zainteresowani, jak się mówiło w PRL-u - inteligencja pracująca; ludzie, którzy mają potrzebę posiadania i odczuwania czegoś...

 

...ale nie mają pieniędzy. 

 

PC-T: Wtedy możemy szukać jakiejś innej drogi, np. ustalić raty, odroczyć płatności, dać rabaty duże, i się jakoś kręci.

 

TB: Generalnie jest jakaś grupa ludzi, która ma taką potrzebę. Ja rozumiem młodych, którzy wieszają sobie plakaty - one są świetne na ten czas, ale jeżeli ktoś zaczyna w ogóle od tego, że chce coś fajnego powiesić i na to patrzeć, to jest nadzieja, że w przyszłości zainteresuje się sztuką inną i że ludzie inaczej spojrzą na sztukę współczesną, bo ciagle żyć w otoczeniu kopii starych mistrzów czy „kossaków”... Myślę, że to jest kwestia edukacji również.

 


Jak wygląda odwiedzanie galerii?

 

TB: Bywa, że mało kto tu wejdzie.

 

Organizujemy też wystawy. Wtedy przychodzi grupa gości związana z galerią przez lata no i odwiedzają ją ludzie, którzy tu mieszkają i wiedzą o jej istnienu i patrzą, co jest nowego.

 

To miejsce ma świetny klimat. 

 

TB: Dziękuję, bo właśnie o to nam chodzi. Jak przychodzą ludzie z dziećmi, to nie chciałabym, żeby w dziecku wyrabiać poczucie, że jak wchodzi do takiego miejsca, to ma być grzeczne i trzymać mamę za rękę.

 

PC-T: A ja szału dostaję, jak mi się jakieś pętają.

 

TB: No Przemek ma trochę inne podejście. Podkreśla, że galeria to świątynia sztuki. Moim zdaniem trzeba się pozbyć tych hamulców i wtedy łatwiejsze jest obcowanie ze sztuką. To nie jest muzeum! Mamy nadzieję, że ludzie będą bardziej odważni i będą nas odwiedzać.

 

Ciekawi mnie, jak mieszkańcy kamienicy reagują na działalność galerii. 

 

PC-T: Różnie reagują. Jedni czasem zajrzą, inni się krepują, inni pyszczą, że jakaś impreza trwa do 12.00. Pacyfikujemy, pacyfikujemy...

 

TB: Nie robimy tego często. Staramy się żyć w szacunku z sąsiadami.

 

PC-T: Większych problemów nie ma.

 

TB: Oni są sympatyczni. Znamy się przecież wiele lat... Bywały takie śmieszne rzeczy, jak np. gdy występował zespół rockowy, który grał w trakcie wernisażu na dziedzińcu. Później był performance: jeden z młodych artystów nacinał sobie żyły delikatnie i za chwilę zjawiła się policja z informacją, że dzieją się jakieś dantejskie sceny,a ludzie piją krew kieliszkami.

 

Czy fontanna jest czynna?

 

PC-T: Pracujemy nad tym, żeby była czynna. 

 

TB: Kiedy Przemek zadaje to pytanie, to słyszy w odpowiedzi: ,,A po co ona panu, panie Przemku?". Może kiedyś będzie okazja, by napisać o nas inaczej niż: „Galeria przy nieczynnej fontannie”. 

 

To o czym Państwo marzą?

 

PC-T: Proszę Pani, żeby kasiora strumieniami płynęła.

 

TB: Oj, Przemek zawsze się odgrażał i mówił, że marzy mu się taki moment, żeby w tej galerii powiesić trzy dobre obrazy i żeby one spełniały tę rolę, żeby można je było zmieniać co jakiś czas, żeby nie pokazywać jakiś driobazgów i żeby ludzie byli przygotowani do odbioru jakiejś sztuki nie tylko z gatunku „konik i aniołek”, ale myślę, że to jest jeszcze dosyć trudne .

 

Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń!