„Była utalentowana, każdą sprawę potrafiła załatwić z uśmiechem na twarzy, a chłopcy rozpraszali się na jej widok” – tak nastoletnią Helenę Majdaniec wspominają jej koleżanki z czasów liceum. To one wpadły na pomysł, aby Teatr Letni nazwać jej imieniem, a teraz proponują, aby w Parku Kasprowicza posadowiono ławkę dedykowaną wokalistce. Najlepiej w pobliżu przebudowanego amfiteatru.
Helena Majdaniec urodziła się w 1941 roku jako córka Filemona i Lidii Majdańców. W 1946 roku przeprowadziła się z rodziną do Szczecina, gdzie rozpoczęła naukę w I Liceum Ogólnokształcącym im. Marii Skłodowskiej-Curie.
– Byłyśmy ostatnią klasą żeńską. W tamtych latach to była elitarna szkoła, do której ciężko było się dostać – wspomina Teresa Leszczyszyn-Kyber. – Moje znajome z Głębokiego i Pogodna specjalnie dojeżdżały tramwajami. A przecież miały w pobliżu inne licea.
Helena Majdaniec z koleżanką przed LO nr 1
„Wyróżniała się urodą i indywidualnością”
Pani Teresa chodziła do klasy z Heleną Majdaniec. Tam nawiązały znajomość. Jak podkreśla, wówczas stosowano model „ostrego wychowania”.
– Po szkole nie mogłyśmy spotykać się z chłopakami. Nawet na studniówkę nie mogłyśmy żadnego zaprosić – opowiada, po czym dodaje ze śmiechem: – Helena się do tego nie stosowała.
Nasza rozmówczyni z rozbawieniem wspomina dni, w których Helena Majdaniec przychodziła do niej pod pretekstem nauki. – Jej tata bardzo mnie lubił i darzył zaufaniem. Kiedy przychodziła do mnie, aby „się pouczyć”, odprowadzałam ją do kawiarni przy Tenisowej, gdzie spotykała się z chłopakiem. Czekałam razem z nią, a kiedy pojawiał się na horyzoncie, szybciutko znikałam.
Szkolne koleżanki Heleny Majdaniec nie raz obserwowały fascynację jej urodą ze strony uczniów płci przeciwnej. Zresztą, to właśnie ona zaprowadzi w przyszłości szczeciniankę do telewizji, gdzie będzie możną ją oglądać m.in. w programie „Studio młodych”.
– Basia, nasza koleżanka z klasy, chodziła na szermierkę do szkoły na rogu alei Piastów i ulicy Jagiellońskiej (obecnie SP nr 1 – red.). Helenka nie raz tam przychodziła, a Baśka śmiała się, że sprawia same kłopoty. Nikt nie mógł uprawiać tej szermierki, ponieważ wszyscy byli rozproszeni urodą Heleny – opowiada pani Teresa. – Bardzo podobała się chłopcom i zdecydowanie wyróżniała się urodą i indywidualnością. Z uśmiechem potrafiła załatwić każdą sprawę.
Maj 1959 - na lodach słynnej lodziarni MORS przy al. Piastów
Pierwsza reklama i śpiewanie bez akompaniamentu
Urodę nastoletniej Heleny Majdaniec dostrzegły także jej przyjaciółki. – Któregoś razu zrobiłam jej zdjęcie w naszej klasie. Wspólnie z koleżankami wysłałyśmy je do redakcji „Na przełaj”. Zainteresowali się nią. Byłyśmy jeszcze przed maturą, a Helenka wystąpiła już w reklamie. Dla wielu to był szok, ale nie miała problemów – dodaje pani Teresa.
Przyszła gwiazda ukończyła także Szkołę Muzyczną I stopnia, gdzie chodziła do klasy fortepianu, ale jej prawdziwą pasją była jednak piosenka. Zainteresowanie muzyką wyniosła z domu – jej ojciec był klarnecistą samoukiem. Interesowała się jazzem i światowymi przebojami. Koleżanki pamiętają, kiedy nastoletnia Helena w przerwach śpiewała wszystko, co było modne. – Śpiewała bez akompaniamentu. Miała naprawdę piękny głos i już wtedy myślała o karierze wokalistki – dodaje pani Teresa.
Angaż w chórze i debiut w „Pinokiu”
Dziewczyny zdały maturę w 1959 roku. Wówczas ich drogi się rozeszły, a duże możliwości wokalne Heleny Majdaniec docenił Jan Szyrocki. Zaangażował ją do Chóru Politechniki Szczecińskiej, z którym wzięła udział w kilku zagranicznych koncertach. Natomiast w Szczecinie występowała w klubach „Pimpuś” (późniejsze „Kontrasty”) oraz „Pinokiu”.
W 1962 roku szczecinianka znalazła się z Złotej Dziesiątce Festiwalu Młodych Talentów, tuż obok Czesława Niemena, Karin Stanek i Wojciecha Kordy. Sukces w konkursie przyniósł jej popularność. Współpracowała z takimi zespołami jak Czerwono-Czarni, Niebiesko-Czarni, Ricercar 65 oraz kompozytorami Piotrem Figlem i Bogusławem Klimczukiem. Uroda i charyzma zaprowadziły wokalistkę także do kina i telewizji. Wzięła udział w takich programach jak „Studio młodych” czy „Zapraszamy na pół czarnej”.
W kwietniu 1968 roku Helena Majdaniec wyjechała do Paryża w ramach stypendium. W stolicy Francji postanawia osiedlić się na stałe. Do Szczecina powraca w listopadzie 1991 roku po śmierci ojca.
Spotkanie po 41 latach
Ze swoimi szkolnymi koleżankami spotkała się po 41 latach od zdania matury. Bowiem to właśnie wtedy pani Teresa postanowiła zorganizować „spotkanie po latach”.
– Od 2000 roku ponownie zaczęłyśmy się spotykać. Razem obchodziłyśmy wszystkie „60-tki”. Spotykałyśmy się w restauracji Petit Paris przy ulicy św. Wojciecha. Tam było też pianino, na którym dla nas grała i śpiewała. Zawsze siedziała na honorowym miejscu. Spotykałyśmy się tak aż do jej śmierci – opowiada pani Teresa.
Helena Majdaniec zmarła nagle 18 stycznia 2002 roku w Szczecinie. Jej śmierć zaskoczyła koleżanki.
– Nie mówiła, że jest chora. Nigdy się na nic nie skarżyła, ani nie było widać po niej żadnej choroby. Dzień przed śmiercią była w Krakowie. Miałyśmy się spotkać po jej powrocie. Bardzo nam jej brakuje, ale jednocześnie cieszymy, że była naszą koleżanką z klasy. Szkolne koleżanki chciały uczcić pamięć wokalistki. Zastanawiały się, co mogą zrobić, aby Szczecin dostał coś związanego z Heleną Majdaniec. – Wówczas doszłyśmy wniosku, że Teatr Letni nie ma imienia. Wystąpiłyśmy o nadanie amfiteatrowi jej imienia. Udało się – nie kryje radości pani Teresa.
Pomnik „królowej twista” w Parku Kasprowicza
W tym roku mija 20. rocznica śmierci wokalistki, patronki Teatru Letniego i wykonawczyni piosenek „Zakochani są wśród nas”, „Rudy rydz” czy „Jutro będzie dobry dzień”. Z tej okazji rodzina artystki zapragnęła uczcić jej pamięć poprzez ufundowanie akcentu rzeźbiarskiego w Parku Kasprowicza.
Pomnik autorstwa Doroty Dziekiewicz-Pilich stanie obok Teatru Letniego przy ul. Juliana Fałata. Akcent rzeźbiarski będzie przedstawiać postać Heleny Majdaniec stojącej na płycie winylowej, z mikrofonem w ręku. Wykonany zostanie z brązu patynowanego, a cokół w formie płyty winylowej będzie zawierać fragmenty tekstów piosenek.
– Nie wiem tylko, kto wpadł na pomysł, aby Helenkę przedstawić w spodniach – zastanawia się pani Teresa. – Nosiła je czasami prywatnie, ale na scenie w ogóle się z nimi nie kojarzy. Przecież swojego twista zawsze tańczyła w skórzanym żakiecie i spódnicy. Jakże byłoby miło, gdyby Helenka dostała własną ławeczkę, gdzie można się do niej dosiąść i powspominać.
Zdjęcia z archiwum Pani Teresy
Komentarze
0