Może wreszcie przyszedł czas na rozprawienie się z mitem o szarości Szczecina.Trzeba zapytać, dlaczego tak jest, że mimo pewnej magii miasta wciąż brak mu kolorów. Nie mnie to samej oceniać, ale zawsze warto wysłuchać innych opinii i wyciągnąć jakieś wnioski.

Mieszkam tu czwarty rok i myślę sobie, że to miasto jest naprawdę specyficzne. Za każdym razem gdy tu powracam czuję jakieś podekscytowanie, ale także melancholię i dziwne zdenerwowanie, które przechodzi mi, gdy pobędę tu przynajmniej tydzień. Jest tu jakaś szczególna atmosfera, styl życia właściwy tylko temu miastu. Dopiero niedawno uświadomiłam sobie, że ze Szczecinem trzeba się zaprzyjaźnić, zbratać. Odkryłam, że do jego uroku trzeba się dokopać, wbić w jego wnętrze. To miasto zdaje się być bardzo hermetyczne, nieufne. Proces dokopywania i wbijania się wydaje się dosyć długotrwały, ale chyba wart wysiłku. Gdy już zaczniesz żyć tętnem tego miejsca, być może stanie się ono bardziej przyjazne i otworzy drzwi ku czemuś lepszemu.

Ale o co chodzi z tą szarością?

Znajoma, mieszkająca obecnie w Londynie, powiedziała mi, że Szczecin to jak Londyn. Niebo jakby wiecznie szare, a słońce przez chmury przebija się od niechcenia. Coś jest na rzeczy w tym stwierdzeniu. Podczas pierwszego roku mieszkania tutaj miałam wspaniały widok na niebo. Zastanawiałam się nad jego szarą barwą. Szybko jednak przyzwyczaiłam się do tego stanu rzeczy. Jednak ma to chyba wpływ także na ludzi. Uderzyło mnie to, że mało kto się w Szczecinie uśmiecha, każdy pogrążony jest w swoich myślach i jest jakby nieobecny, w jakimś letargu. Co sprawia, że najczęstszym przymiotnikiem określającym Szczecin jest „szary”? Czy to ludzie? Czy atmosfera? Klimat? Zabudowania?

W mojej ocenie to szczecinianie są szarzy - smutni, niezadowoleni ale też bierni. W większości nie podejmują walki o swoje prawa, nie starają się niczego zmienić. Raczej poddają się rzeczywistości, niż ją kształtują. Nie pędzą do kariery, wykształcenia. Ot jakoś mija im dzień za dniem. Szkoda, ze tak mało w nas zaangażowania, fantazji i poczucia bycia częścią wspólnoty – stwierdza absolwentka prawa.

Student geografii mówi: Ludzie w Szczecinie to mieszanka wybuchowa: są tu Ślązacy, Kaszubi, ludzie z Kresów Wschodnich, ogólnie z rejonów całego kraju, którzy zaraz po II Wojnie Światowej zaczęli się tu masowo osiedlać. Co nie zmienia faktu, ze postrzegam szczecinian jako ludzi szarych, są jakby bez życia i bez poczucia humoru. Może to przez ten specyficzny mikroklimat?

Jedna z zapytanych przeze mnie osób, porównała szarość londyńską i szczecińską, stwierdziła: Tam szarość spowodowana jest pogodą, u nas pochmurnością ludzi i nudnością miejsc. Ludzie: zabiegani i nieżyczliwi. Dodała także, że nie lubi Szczecina, ponieważ nie ma gdzie pójść: kina, teatry, parę (!) fajnych knajp i Jasne Błonia - to trochę za mało.

Myślę, że takie opinie warto brać pod uwagę. To głosy ludzi młodych, którzy mają być przyszłością Szczecina, mają je współtworzyć. Jednak najbardziej przerażające jest to, że mało ludzi chce związać swoją przyszłość z tym miastem. Jeśli ktoś już chce tu zostać to tylko dlatego, że będzie musiał. Ale dużych perspektyw dla siebie nie widzi. Dlaczego tak się dzieje?

W końcu Szczecin był miastem na miarę Paryża ( przecież centrum zbudowane zostało na planie Paryża, chodzi o gwiaździsty układ urbanistyczny), była to stolica kultury, handlu. Właśnie w tym mieście powstały pierwsze rafinerie cukru, w porcie zatrzymywały się okazałe sterowce, prężnie działała stocznia. Obecnie jest to największe miasto w województwie zachodniopomorskim, a także jedno z najstarszych miast w Polsce. Ma także swój hejnał, który rozbrzmiewa codziennie o 12:00 z Urzędu Miejskiego i wieży hejnałowej na Zamku Książąt Pomorskich. W Szczecinie jest naprawdę cała masa zabytków, które mija się na co dzień. A takie specyficzne miejsca... Jasne Błonia, Park Kasprowicza, Wały Chrobrego to te najpopularniejsze miejsca zwiedzania. Myślę, że fragmenty Starego Miasta, Katedra oraz "Pionier" - najstarsze kino w Europie- również zasługują na uwagę. Ciekawe są ponoć podziemia szczecińskie, ale nie byłem tam i nie jestem w stanie ocenić tego miejsca.

Coś optymistycznego.

Właściwie najciekawsze w tym wszystkim jest to, że to przyjezdni narzekają. Ci, którzy tu mieszkają wrośli w to miasto, stopili się z jego charakterem i klimatem. Szczecinianka, która w maju obroniła tytuł magistra inżyniera, mówi o Szczecinie: Lubię go, bo to moja "mała ojczyzna", mimo to uważa, że jest to szare miasto i wcale nie była taka pewna czy zwiąże swoją przyszłość ze Szczecinem, trudno było jej znaleźć pracę w zawodzie. Studentka czwartego roku filologii polskiej, również szczecinianka, na pytanie czy wiąże przyszłość z tym miastem bez namysłu odpowiada: "stąd jesteśmy i tu umrzemy " - moje miasto i tyle.

Większość pytanych przeze mnie osób zgodnie stwierdza, że brakuje serca miasta (Galaxy odpada!), czegoś na wzór Starego Rynku, tak jest w innych miastach: Poznań, Wrocław.

Tymczasem innym osobom taki stan rzeczy wcale nie przeszkadza. Urzekła mnie taka wypowiedź:

Przekornie w tym mieście pozbawionym typowego rynku, centrum tętniącego życiem, pełnym szarych kamienic jest dusza, która mnie urzekła. Nie wierzycie? Wybierzcie się w ciepły, słoneczny dzień na Wały Chrobrego. Spójrzcie z Katedry na panoramę miasta, na Zalew Szczeciński, na gwieździsty układ ulic. Ostrzegam - grozi permanentnym zauroczeniem!

Jeszcze innym brak typowego centrum rekompensuje park i…zapach czekolady!

Więc jak to jest z tym Szczecinem?

Myślę sobie, że Szczecin trzeba polubić właśnie za to, jaki jest. Jak widać przy całej swojej szarości może być w nim jakaś magia, coś pociągającego. Miasto szare w dzień, a piękne w nocy ma w sobie jakaś tajemnicę, skrywa sekrety, które najwidoczniej dane jest odkryć i poznać tylko nielicznym.