Czego może nauczyć wizyta na Cmentarzu Centralnym? - Przemijania. Nie jesteśmy panami wszystkiego i nie zabierzemy wszystkiego do grobu. - Że powinniśmy zachować pewną pokorę wobec przeszłości i natury. Cmentarz jest świadectwem naszej wrażliwości i naszego braku wrażliwości.

- Wreszcie, że piękno nie jest rzeczą oczywistą, że otacza nas tam, gdzie sobie tego często nie uświadamiamy. Cmentarz Centralny nazwałbym kompleksowym dziełem sztuki - wylicza Maciej Słomiński, historyk sztuki, prezes Stowarzyszenia na rzecz Cmentarza Centralnego w Szczecinie.

Między naturą i śmiercią

Franciszek Gil, który opisuje w 1947 roku Szczecin zauważa, że przechodnia, który wchodzi na szczeciński Cmentarz Centralny, „od bram obejmuje głęboki spokój”, którego źródło dostrzega w utrzymanej tu równowadze między naturą i śmiercią. - Pisarz doskonale odczytał intencję projektantów cmentarza - ogrodu - stwierdza Maciej Słomiński.

Projekt główny cmentarza opracowuje miejski radca budowlany czyli główny architekt miasta - Wilhelm Meyer - Schwartau (w tym czasie projektuje też monumentalne Tarasy Hakena - dzisiejsze Wały Chrobrego). Podstawą planu cmentarza staje się wytyczona z rozmachem oś główna, której bieg ma wymiar symboliczny. Linia zaczyna się od okazałej kaplicy głównej, gdzie żegnano zmarłego, a kończy, gdzie znikało zachodzące Słońce. Projektant szanuje ukształtowanie naturalne terenu, stąd część wschodnią tworzą biegnące zakolami alejki, a część zachodnią, projektowaną później przez Georga Hanniga, pierwszego dyrektora cmentarza oraz Luise Lotte Hoyer, aleje równoległe względem płynących tu strumieni Jasnej i Cichej Wody.

- W najlepszych kwaterach nagrobki wtopione były w zieleń, w innych na ogół otoczone one były żywopłotami i krzewami. Unikano efektu „kamiennej pustyni” powstającego przy stłoczeniu nagrobków. Pozostawiono też zagajniki i polany wolne od pochówków - opisuje Maciej Słomiński. - To była nowatorska koncepcja nekropolii - ogrodu umarłych, która przywędrowała ze Stanów Zjednoczonych i Anglii - podkreśla.

Zieleń sadzi się w sposób przemyślany, żeby uzyskać efekt estetyczny, np. pasy drzew liściastych, które zmieniają kolor w roku, przeplata się zawsze zielonymi iglakami.

Zarówno dla Meyera i Hanniga cmentarz ma być pięknym dziełem sztuki. Żeby to osiągnąć Hannig nie wahał się wprowadzić bardzo restrykcyjne przepisy, które np. zakazały nagrobków z błyszczących marmurów i polerowanych granitów, wtedy modnych, jako „gryzących” się z północną przyrodą. W ówczesnym Szczecinie wrzało, przepis krytykowano za ograniczanie wolności. Pierwsze pogrzeby odbyły się w grudniu 1901 roku.

Matka Ziemia z pojednaniem

Powojennej adaptacji cmentarza towarzyszyło też usuwanie niemieckich nagrobków. Co cenniejsze odkupywały zakłady kamieniarskie, te mniej wartościowe nierzadko stawały się w Szczecinie chodnikami i murkami. Płytami nagrobnymi umocniono brzegi Stawu Brodowskiego.

Nagrobek małżonków Hakenów stał nierozpoznany, na lewo od bramy głównej. Rodziny opiekujące się sąsiednimi polskimi grobami traktowały go jako kapliczkę. Maciej Słomiński oglądał album, ze zdjęciami ze Szczecina z lat 30. gdzie zobaczył przedwojenną fotografię grobu nadburmistrza Hermanna Hakena (zarządzał Szczecinem w latach 1878 - 1907, dokonał wielkomiejskiej przebudowy miasta, wprowadził do układu komunikacyjnego ronda, na emeryturze zamieszkał w Berlinie, gdzie zmarł w 1916 roku) i skojarzył z obiektem, któremu wcześniej opracowywał kartę ewidencyjną. Dziś nagrobek stoi w Lapidarium na Cmentarzu Centralnym.

Ekspresjonistyczna rzeźba Matki Ziemi stała pierwotnie na grobie kupieckiej rodziny Biesel. Jej autor Ernst Barlach, kiedy ją tworzył, przeżywał trudny okres: jego cierpiąca na depresję matka popełniła samobójstwo. Zapewne pod wpływem tego doświadczenia zdecydował się na rzeźbę wyobrażającą Matkę Ziemię, która stanęła na szczecińskim cmentarzu w 1921 roku. W 1938 roku zniszczono w Niemczech 381 dzieł Ernsta Barlacha jako przykład „sztuki zdegradowanej”. W tym samym roku artysta umarł.

W latach 60. Muzeum w Güstrow, rodzinnym mieście rzeźbiarza, zwraca się z prośbą o przekazanie do ich zbiorów rzeźby. Niemiecka delegacja przyjeżdża, ale odebrać rzeźby jeszcze nie może. Matka Ziemia leży na ogromnym 100-metrowym śmietniku poniemieckich nagrobków i nie sposób się do niej dostać. Niemcy wywożą Matkę Ziemię ze Szczecina w 1967 roku.

Ale w 2011 roku w pasie zieleni od południowej strony basenu poniżej kaplicy głównej, stanęła kopia rzeźby. - Chcemy to dzieło przywrócić Szczecinowi, oddając miastu utracone elementy jego historycznej pamięci i lokalnej tożsamości - powie podczas uroczystości Maciej Słomiński, prezes Stowarzyszenia na rzecz Cmentarza Centralnego, z inicjatywy którego doszło do realizacji pomnika. - Chcemy, żeby humanistyczne wartości, które niesie ze sobą sztuka, okazały się trwalsze od bagażu tragicznych doświadczeń XX wieku.

Trzy filary historyka sztuki

To dziadek, który był cieślą i budował drewniane domy na wsi pod Zamościem, zaszczepił w nim miłość do historii i sztuki. Maciej Słomiński pracuje w szczecińskim oddziale Narodowego Instytutu Dziedzictwa: - Dla mnie historia jest czymś ciągłym i opiera się na trzech filarach: antyku, chrześcijaństwie i oświeceniu. I każda próba wysunięcia któregoś z tych filarów owocuje katastrofą - tłumaczy. - Próbą odrzucenia filaru oświeceniowego był nazizm, przecież Himmler poszukiwał w głębi ziemi tytanów, niemieckich herosów, a zbrodnia ludobójstwa to szaleństwo. Natomiast komunizm podejmował próbę usunięcia tradycji chrześcijańskiej, która też jest jednym z filarów zachodniej kultury. Oświeceniu zawdzięczamy takie pojęcie jak naród, suweren.

Inicjatorem powstania Stowarzyszenie na rzecz Cmentarza Centralnego był dziennikarz, wydawca Jerzy Wohl. Kiedy wyjechał ze Szczecina funkcję prezesa 15 lat temu objął Słomiński. Rok później napisał pierwszą jego monografię „Cmentarz Centralny w Szczecinie. Ogromny park pochował umarłych”.

W trosce o zieleń

Założenie nekropolii - ogrodu zostało po wojnie zatarte, choć efekt parku wciąż jest czytelny dzięki rosnącym tu wspaniałym drzewom.

Ulokowanie wzdłuż osi głównej cmentarza na zielonych tarasach kwater wojennych też nie zakłóciło pięknego widoku spod kaplicy, który zamyka dopiero udany Pomnik Braterstwa Broni.

- Najgorszy czas dla pierwotnego założenia cmentarnego to był początek lat 90., kiedy jedyną zasadą, jaką się kierowano, to zmieścić jak najwięcej nowych pochówków - zasmuca się Maciej Słomiński. Tak zniszczono teren w okolicy kwatery zasłużonych, gdzie usunięto żywopłoty, żeby zmieścić groby tuż przy alejce.

Dziś na pytanie, co chciałby jeszcze zrobić, Maciej Słomiński marzy o rekonstrukcji układu zieleni - przynajmniej w niektórych miejscach. To jednak okazuje się najtrudniejsze do zrobienia, trudno przekonać ludzi, że to jest potrzebne. Łatwiej znaleźć pieniądze na rekonstrukcję nagrobka niż zielone ekrany. Padł też pomysł na muzeum cmentarza w okazałej bramie cmentarza.

Nagrobek Ciechomskiego

Zbiórka pieniędzy na ratowanie starych nagrobków, którą organizuje Stowarzyszenie na rzecz Cmentarza Centralnego wrosła już w tradycję dnia Wszystkich Świętych w Szczecinie.

W tym roku 1 listopada kwestować będą na odrestaurowanie zapomnianego grobu Feliksa Ciechomskiego, który był prawnukiem siostry Fryderyka Chopina, Ludwiki z Chopinów - Jędrzejewiczowej. Walczył w wojnie polsko - bolszewickiej w 1920 roku. Przed wojną był cenionym grafikiem, m.in. projektował plakaty, wykonywał ilustracje do czasopisma „Skrzydlata Polska”. Potrafił godzinami siedzieć na dworcu i oglądać ukochane parowozy. Już jako dzieciak malował pociągi, które pędziły do gwiazd. Do Szczecina los go przywiódł w 1948 roku i spędził w nim ostatnie 10 lat życia. Dostał posadę grafika w Muzeum Morskim, uczył też rysunku w tutejszym Liceum Sztuk Plastycznych.

Kazimierz Jordan w „Ku Słońcu 125. Księdze z miasta umarłych” nazywa go epigonem cyganerii. Jak zapukał do jego skromnego mieszkania żebrak to Ciechomski zdjął z szyi szalik, przeciął na pół i pół wręczył zdumionemu biedakowi. Podczas jego pogrzebu na Cmentarzu Centralnym wydarzył się moment mistyczny - ciszę przeszył nagle długi świst lokomotywy.