Zamkowy dziedziniec zapełnił się miłośnikami stand-upu. Na scenie pojawił się Adam Van Bendler z programem „Placebo”, gdzie na tapetę został wzięty temat depresji. „Temat depresji w polskim stand-upie to chyba największe tabu, a okazuje się, że można pisać dobre żarty na największe problemy”.
Drugi dzień SZPAK-a należał do stand-upu. Na początku śmiałkowie mogli spróbować swoich sił na scenie w ramach open-mic. Potem przyszedł czas na petardy. Piątkowy wieczór uczynili lepszym Adam Van Bendler oraz duet Lotek i Rutek.
Mogłoby się wydawać, że depresja to nie jest dobry temat do żartów, a jednak Adamowi Van Bendlerowi udało się zrobić program, który skłania nie tylko do śmiechu, ale daje do myślenia.
Historie z życia wzięte
Jak mówi sam Adam, chce być on dowodem na to, że z depresją można wygrać i nawet po tak trudnym okresie, móc cieszyć się pełnią życia.
Fenomen całego programu polega na tym, że choć mowa jest o trudnym temacie, to w lekki sposób – wzięte z życia historie pokazują m.in. jak wyglądała walka z depresją, dlaczego jedne sposoby był mniej efektywne od drugich.
Licznie zgromadzona publiczność miała okazję usłyszeć m.in. opowieść o psie Atosie, walecznym ratlerze, który terroryzował rodzinę czy o wizycie na Sunrise Festival, która okazała się być zupełnie innym doświadczeniem, niż sobie to komik wyobrażał – przypuszczalnie każdego „miauczący” DJ wyprowadziłby z równowagi.
Wśród publiki nie było chyba nikogo, kto przynajmniej raz nie miał do czynienia z remontem, więc historia instalacji płyty indukcyjnej i użerania się z robotnikami bawiła podwójnie.
– Bardzo się cieszyłem na SZPAK-a od pierwszego dnia, kiedy zostałem zaproszony. Sam program jest dłuższy, potrafi trwać do trzech godzin, więc musiałem patrzeć na zegarek, ale było fantastycznie – mówi Adam Van Bendler. – Temat depresji w polskim stand-upie to chyba największe tabu, bo rozmawiamy o seksualnych dziwnych rzeczach, a o prawdziwie sentymentalnych czy w ogóle egzystencjalnych klimatach raczej nikt nie mówi, więc dźwignąłem temat. Sam skończyłem terapię i po odstawieniu używek okazuje się, że można pisać dobre żarty na największe problemy.
Zegarowy przerywnik
Zamek Książąt Pomorskich, który gości w tym roku festiwal SZPAK, przyczynił się do wielu wybuchów śmiechu podczas występu, a to za sprawą bijącego co kwadrans zegara. Komik nie mógł przepuścić takiej okazji i uderzenia w dzwon komentował, np. „zapiekanka nr 14 do odbioru” albo „czas na rundę nr 3”.
– Podziwiam stand-uperów za umiejętność ripostowania, że w ułamku sekundy potrafią znaleźć na wszystko odpowiedź – mówi jeden z widzów. – Na stand-upy chodzę, kiedy tylko mogę. Lubię komików, którzy mają interakcję z publicznością, prowadzą swój program, ale wracają do jakiejś osoby, co jest bardzo fajne. Adam jest pozytywnym człowiekiem, który zrobił stand-up o życiu, wplątał życie realne z kabaretem.
Festiwal SZPAK trwa. Przed widzami występ kabaretu Hrabi oraz recital Joanny Kołaczkowskiej.
Komentarze
0