Drugi dzień Spoiw Kultury, to wiele akcji rozciągniętych w czasie, koncerty na Zamku, występy artystów, którzy przybliżą nam skomplikowaną kulturę w łatwej do przyswojenia formie. Co to znaczy? Wystarczy tylko wyjść i się przekonać.

Sztuka pędzla na Grunwaldzkim

O godzinie 12. rozpoczęła się akcja „Portret Zbiorowy”. Portrecistą został Andrzej Boj Wojtowicz, który przyjął na siebie zadanie niezwykłe – stworzyć portret ludzi miasta, a czasu miał niewiele bo tylko do 18. Tak też artysta czekał z pędzlem i czarną farbą akrylową. Każdy kto chciał mógł wziąć udział i zostać uwiecznionym na foliach ogrodowych. Znalazło się kilku chętnych i dzięki nim powstał portret (z nałożonych na siebie folii), który jest uwiecznieniem drugiego dnia Spoiw Kultury.

Awangardowo na podwórku

Arti Grabowski zaproponował nowe, bardzo radykalne odczytanie „Polowania na Czerwony październik” Toma Clancy`ego.  Za pomocą różnych środków starał się jak najwierniej  oddać grozę sytuacji bohaterów powieści, uwięzionych w łodzi podwodnej. Efekty dźwiękowe generowane z komputera dodatkowo wzmacniały przekaz. Jak przystało na performance organizowany na podwórku jednej z kamienic artysta miał świetny kontakt z publicznością i to co chciał on przekazać zostanie zapamiętane przez długi czas.

Ideologiczny taniec japoński

Kolejną propozycją, która przyciągnęła dużą rzeszę widzów była propozycja na Łasztowni – Jinen w wykonaniu Atsushi’ego Takenouchi. Taniec człowieka z naturą, przewijający się z niesamowitymi przekazami emocji połączony z niesamowitymi efektami dźwiękowymi. Atsushi wczuł się w ten taniec i chciał pokazać, że wszystko jest ze sobą połączone. Każdy element, nie ważne czy to ziemia, czy reflektor, czy nawet publiczność siedząca i oglądająca jego występ może być źródłem wspomnień, które są jedną z podstaw emocji i zachowań. Hiroko Komiya – towarzysząca perkusistka to znakomity przykład osoby, która z każdego przedmiotu jest w stanie zrobić idiofon (instrument perkusyjny brzmiący całym sobą). Można ją nazwać jedną z nielicznych osób, które są w stanie zagrać na dzbankach każdą melodię. Do tego dochodzi bycie wirtuozem kamienia, miski metalowej i wielu innych, bardziej typowych dla kultury japońskiej, instrumentów.

Wieczorem dwa koncerty na Zamku. Pierwszy na małym dziedzińcu, drugi na dużym.

Wagogo Mirungu – zespół który wystąpił wcześniej to dziewięć osób grających na instrumentach, których nazwy nie jestem w stanie wymienić. Tu dopiero było widać, że ten festiwal spaja. Zupełnie inna kultura niż europejsko-amerykańska. Począwszy od strojów ludowych grupy etnicznej Gogo (jednego z plemion afrykańskich), a skończywszy na tańcach i muzyce. Na południu Afryki muzyka ciągle jest ściśle złączona z kultem religijnym i także na małym dziedzińcu mieliśmy okazję, żeby obejrzeć kilka rytuałów.

Na koniec dnia występ Bester Quartet. Grupa z Krakowa grająca muzykę awangardową – nowy jazz. Nie zanudzali, a wręcz przeciwnie. Każdy z utworów dopracowany. Zapewne do tego doszedł doskonały dobór materiału na koncert plenerowy: „Meshakh” (utwór Johna Zorna), „Recolections of The Past”, „Memento Mori”, „Metamorfozy”, „Czas Wolności”, „Samotność”, „Colours Of The Heavens”, „A Devilish Taleto”.  Było widać niesamowitą pasję, przyjemność jaką sprawia muzykom kwartetu granie tych kompozycji. Jedyna rzecz, która mi przeszkadzała – za krótko mimo tego, że bisowali. Na szczęście mają stronę internetową, można posłuchać krótkich próbek i delektować się tą wspaniałą muzyką.

>>Tutaj można posłuchać fragment „Meshakh” w wykoaniu Bester Quartet.