W dawnym Szczecinie handlowano przede wszystkim śledziami. To zapach tej świeżej ryby był kojarzony z miastem. Dzisiaj się o tym mało pamięta, a śledź ląduje na szczecińskim talerzu właściwie tylko od święta.

Impreza wieńcząca karnawał, która odbywa się we wtorek poprzedzający Środę Popielcową i która wypada właśnie dzisiaj (04.03.), popularnie nazywana jest Śledzikiem. Choć według tradycji sam Śledzik powinien rozpoczynać się dopiero o północy, nie wcześniej. Ale skąd to się wzięło?

Staropolskie tradycje w Szczecinie?

Ten zwyczaj musiał przybyć do Szczecina wraz z ludnością napływową ze Wschodu po II wojnie światowej. Według staropolskiego obrządku do izby, w której odbywała się ostatnia zabawa karnawałowa, punktualnie o północy wchodził przebieraniec. Miał na sobie łachmany i w ręku trzymał sznur, na którego końcu przywiązany był śledź. Oznaczał definitywny koniec karnawału i początek Wielkiego Postu. Wszyscy biesiadnicy, którzy jednak lekceważyli zakaz dalszych tańców, dostawali od niego razy śledziem.

O tej samej porze urządzano również pogrzeb basa. Cichła muzyka, gospodarz imprezy, co kwadrans odpinał jedną z czterech strun instrumentu, następnie skrapiał go wódką i chował do futerału. Podobnie czyniły kobiety, ściągały ozdoby oraz biżuterię i umieszczały je w skrzyniach, by móc wyciągnąć dopiero na Wielkanoc. Ze stołów znikało mięso, a w jego miejsce przynoszono śledzie.

Szczecin miastem śledzia

Jedzenie śledzi w okresie postu to jeden z tradycyjnych polskich zwyczajów, ale w dawnym niemieckim Szczecinie, można rzec, że śledzie same w sobie były tradycją. Podobno zapach tych świeżych, solonych ryb kojarzono z miastem, tak jak obecnie zapach czekolady.

Wszystko zaczęło się od powstania w XIII w. w Lubece Hanzy, czyli związku kupców morskich. Do Związku Hanzeatyckiego należały nie tylko porty i miasta nadmorskie, ale również miasta śródlądowe. Szczecin przyłączył się do tej grupy w 1278 r., co wpłynęło na rozwój gospodarczy tej miejscowości.

W Związku Hanzy każde znaczące miasto, a Szczecin niewątpliwie takim miastem był, miało określone, czym się konkretnie zajmuje, w czym się specjalizuje. Utarło się nawet takie powiedzenie, że Stettin ist Fischhaus, Lübeck ein Kaufhaus, Köln ein Weinhaus, Danzig ist ein Kornhaus, co oznaczało że Szczecin jest miastem handlarzy ryb (przede wszystkim śledzi), Lubeka kupców, Kolonia handlarzy winem, natomiast Gdańsk to miasto kupców zbożowych.

Obecność w Hanzie umożliwiała Szczecinowi posiadanie swoich rybaków w północnej części Morza Bałtyckiego, w pobliżu Szwecji, gdzie przede wszystkim mieli dostęp do łowisk śledzi. Na pobliskich targach je sortowano, solono i wysyłano zarówno do Szczecina, jak i w inne miejsca. W połowie XIV w. jeden z takich targów śledziowych na szwedzkiej wyspie Falsterbo był zarządzany przez szczecińskiego wójta.

Sprzedawali śledzie w surdutach

W samym Szczecinie handlowano śledziami do II wojny światowej. Odbywało się to na szerokim Targu Rybnym, który przylegał do Rynku Warzywnego, a z drugiej strony stykał się z Odrą. Restauratorom i hurtownikom ryby były sprzedawane bezpośrednio z łodzi. Co ciekawe, wyjąć śledzie z beczki i podać je kupcom do spróbowania mogła tyko osoba, posiadająca uprawnienia mistrza śledziowego. Zarówno nabywcy, jak i mistrzowie śledziowi, przy dokonywaniu tych ważnych dla nich transakcji byli ubrani w surduty.

Śledź na wynos

Dzisiaj przechadzając się po Szczecinie, zapachu świeżego śledzia się nie uraczy. Można mieć tylko nadzieję, że gdy kiedyś Podzamcze zostanie w całości odbudowane, to ktoś wpadnie na pomysł, by tę rybną tradycję w tym miejscu przywrócić. Targ śledziowy to już na pewno nie będzie, ale może chociaż mały kramik ze śledziem w  bułce na wynos?