Prawie 13 lat temu w Szczecinie, w stoczniowej hali K-1, zabrzmiało "Requiem Polskie" Krzysztofa Pendereckiego. To było niewątpliwie bardzo spektakularne wydarzenie. Wczoraj ten znakomity kompozytor znów wstrząsnął naszą publicznością. W Filharmonii w Szczecinie zabrzmiała bowiem jego VII Symfonia „Siedem bram Jerozolimy”.
Wyprzedany od dawna
Bilety na ten koncert wyprzedane były już od wielu miesięcy. Nie było wątpliwości, że będzie to wieczór bardzo szczególny, bo kompozytor postanowił dyrygować częścią utworu, w ten sposób niewątpliwie podnosząc rangę wydarzenia. Jego siódma symfonia została stworzona na zamówienie miasta Jerozolimy z okazji jubileuszu trzech tysiącleci istnienia i była wykonana po raz pierwszy w styczniu 1997 roku. Aby mogła zabrzmieć także w Szczecinie (w roku 70-lecia utworzenia państwa Izrael) trzeba było podjąć specjalne przygotowania, gdyż wykonanie tego dzieła wymaga wielkiego składu osobowego, a także udziału instrumentu, którego jeszcze na tej sali nie było...
Gloria Artis dla orkiestry
Zanim rozpoczęła się ta muzyczna ceremonia, koncertmistrz Paweł Maślanka odebrał, w imieniu całej orkiestry, Srebrny Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" - za szczególne osiągnięcia artystyczne i działalność artystyczną (nadany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego). Następnie za pulpitem dyrygenckim stanął Krzysztof Penderecki i poprowadził naszych filharmoników przez kilkanaście minut, by później ustąpić miejsca Maciejowi Tworkowi.
Trzy połączone chóry
Oprócz muzyków Orkiestry Symfonicznej Filharmonii (ze znacznie poszerzonym udziałem perkusistów), zaprezentowali się członkowie Chóru Akademickiego im. Jana Szyrockiego Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie, Chór Akademii Morskiej w Szczecinie oraz Poznański Chór Kameralny. Poza tym na scenie byli także soliści: Iwona Hossa – sopran, Karolina Sikora – sopran, Anna Lubańska – mezzosopran, Adam Zdunikowski – tenor i Piotr Nowacki – bas, a także Sławomir Holland pełniący rolę narratora.
Polichóralna moc i siedmiometrowe rury
Od początku mogliśmy doświadczyć jak wielka moc tkwi w polichóralności tego dzieła, a precyzyjne rozmieszczenie wszystkich muzyków (także sekcji dętej w dwóch końcach górnego piętra sali) sprawiło, że emisja dźwięku była maksymalnie dopracowana przestrzennie. Imponująco prezentowały się także tubafony, instrumenty zbudowane z długich rur (według projektu samego Pendereckiego) ustawione na specjalnych konstrukcjach po bokach sceny.
Symboliczne siódemki
W całej symfonii wyraźne są nawiązania do klasycznych twórców form religijnych, do takich form jak chorał czy śpiew à cappella. Istotne jest symboliczne znaczenie „siódemki”, które poza tytułem dzieła odzwierciedla się w detalach struktury utworu, np. poprzez umieszczenie siedmiodźwiękowego tematu Passacaglii (w części II i IV). W warstwie słownej dzieła, kompozytor wykorzystał teksty zaczerpnięte ze Starego Testamentu – z Księgi Psalmów oraz Ksiąg Prorockich, a fragment Księgi Ezechelia (w części VI) został zaprezentowany przez recytatora po polsku.
100 lat dla kompozytora
Owacja po zakończeniu utworu (obowiązkowo na stojąco!) trwała nadzwyczaj długo. Krzysztof Penderecki w listopadzie tego roku świętował swoje 85. urodziny, a w Krakowie, Katowicach i Warszawie odbyło się wiele wydarzeń związanych z tym jubileuszem. Szczecińska publiczność także uhonorowała ten jubileusz, śpiewając 100 lat na koniec wieczoru (przy akompaniamencie orkiestry) i był to niewątpliwie bardzo podniosły epilog całego wydarzenia...
Komentarze
0