Tamtej grudniowej nocy 1945 roku płonęły obrazy na pierwszej wystawie malarstwa w polskim Szczecinie.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, które po raz pierwszy obchodzi się na, jak to się pisze, „odzyskanych ziemiach zachodnich”. Czytelnicy „Kuriera Szczecińskiego” z 11 grudnia poniżej artykułu „Pamiętajmy o gwiazdce dla wdów i sierot po ofiarach obozów koncentracyjnych” (dziennik też donosi, że w Szczecinie brakuje ziemniaków) znajdują notę z nagłówkiem „Pierwsza wystawa plastyków w Szczecinie”.

Pędzle i farby dzielą komisyjnie

Pomysł wystawy zrodził się w głowie redaktora Włodzimierza Goszczyńskiego, naczelnika Urzędu Informacji i Propagandy oraz Jana Maliszewskiego referenta kulturalnego tegoż urzędu, którzy zwracają się w tej sprawie do plastyków.

Tymczasem sami artyści nie okazują się entuzjastami pomysłu. Po pierwsze uważają, że jest ich jeszcze w Szczecinie niereprezentacyjnie mało. Dziennikarz „Odry” opisuje jak w grudniu 45 roku w stołówce wojewódzkiej siedzi nad talerzem zupy sędziwy malarza Leon Pokrywka i narzeka, że w Szczecinie jest ledwie ośmiu prawdziwych plastyków. Zresztą w grudniu grupa się uszczupla, bo Lucjan Jagodziński, pierwszy prezes tutejszego ZPAP (malarze szybko budują tu struktury związkowe) wraca do Warszawy, a Ryszard Kulm, pierwszy sekretarz związku zakłada … sklep z owocami.

Nie mają jeszcze własnej siedziby (potem będzie nią dla nich siedziba Klubu 13 Muz), zbierają się w siedmiopokojowym mieszkaniu Mariana Tomaszewskiego przy ulicy Wielkopolskiej 21 (pod szóstką). Wspólnie dzielą biedę. Powołują spółdzielnię pracy pod nazwą Poradnia Artystyczna i Wzornictwa. Służą pomocą przy malowaniu szyldów pierwszych sklepików i dekoracji z białym orłem. Pędzle i farby dzielą między siebie komisyjnie. To ich kolejny argument przeciw wystawie - po wojnie jeszcze nie mają co pokazać.

 

W kamienicy przy Wielkopolskiej 21 zbierali się szczecińscy plastycy

Naczelnik „Propagandy” jednak naciska. W grudniu w Szczecinie są 62 tys. Niemców i 23 tys. Polaków - polska władza potrzebuje manifestacji polskości.

Artyści pytają jeszcze o bezpieczeństwo. Obywatel Goszczyński obiecuje na wystawie stały dyżur woźnego z urzędu, względnie nawet milicjanta.

Ostatecznie do wystawy przekonuje obietnica zakupów obrazów do urzędu.

Na ekspozycję twórczości w nowiutkiej świetlicy Urzędu Informacji i Propagandy przy alei Armii Czerwonej 32 (dziś ulicy Monte Cassino) decydują się malarze: Marian Tomaszewski, Kazimierz Podsadecki, Henryk Osten - Ostachiewicz i najmłodszy z nich Grzegorz Maliszewski, który zaraz w grudniu wyjedzie ze Szczecina.

W kamienicy przy Wielkopolskiej 21 zbierali się szczecińscy plastycy

Winieta „Kuriera” i Chrystus w Getsemani

Najwięcej na wystawie zostanie pokazywanych prac Kazimierza Podsadeckiego - 22 obrazy, przede wszystkim pejzaże, które namalował w czasie okupacji a niektóre nawet przed wojną. O tej twórczości ze wzmianki o wystawie przeczytać można, że malarz idzie po linii poszukiwań malarstwa nowoczesnego, poimpresjonistycznego. Przed wojną Podsadecki był związany z krakowską awangardą. Już podczas studiów na Wydziale Sztuk Zdobniczych Szkoły Przemysłowej w Krakowie współpracował z Tadeuszem Peiperem i jego „Zwrotnicą”, co przyczyniło się do rozwijania umiejętności graficznych. Nad Odrą zaprojektował m.in. winietę „Kuriera Szczecińskiego” i pamiątkową 40- centymetrową chustkę z Pomorza. Jadwiga Najdowa, historyk sztuki opowiadała, że będąc błyskotliwie złośliwy, posiadał też wielki talent zrażania do siebie ludzi.

Cykl rysunków „Wojna 1939-1945” wystawił Marian Tomaszewski, po warszawskiej ASP, delegowany do Szczecina z Lublina przez zarząd główny ZPAP z zadaniem budowania struktur związkowych. „Człowiek ogromnej dobroci, dużej kultury i wiedzy, zyskujący przyjaciół w każdym środowisku, był dobrym duchem Związku Plastyków” - napisze Najdowa w „Plastyce szczecińskiej”. I, że to „bezsprzecznie jedna z najpoważniejszych indywidualności artystycznych tego czasu w Szczecinie”. Tomaszewski pokazał prace okupacyjne, w których w symboliczny sposób oddawał okrucieństwo wojny. W styczniu 1946 roku dostanie drugą nagrodę w konkursie na projekt nie zrealizowanego nigdy w Szczecinie pomnika Zwycięstwa. Wymyśli wtedy na cokole rzeźbę radzieckiego żołnierza z mieczem w uniesionej ręce, z miecza zrywa się do lotu orzeł biały.

Trzecim wystawiającym malarzem był Henryk Osten - Ostachiewicz, absolwent ASP w Warszawie, który pokazał nowe prace - fragmenty Warszawy i portrety rodzinne. Walczył w Powstaniu Warszawskim w rejonie pl. Trzech Krzyży i ul. Książęcej, w jedynym powstańczym oddziale żołnierzy głuchoniemych (jako dziecko ogłuchł po szkarlatynie). W kościele ewangelicko - augsburskim Świętej Trójcy przy ul. Energetyków nad ołtarzem wisi jego obraz - Chrystus w Getsemani.

Pierwszej wystawie w Szczecinie nie towarzyszył żaden katalog.

Istna obraza boska

„Pożar strawił gmach Urzędu Informacji i Propagandy” - krzyczy na ostatniej stronie nagłówek w „Kurierze Szczecińskim” z 14 grudnia. - „Pastwą płomieni padły również cenne dzieła sztuki”.

„Mimo wysiłków straży pożarnej ognia nie zdołano stłumić, wskutek czego doszczętnie spłonął budynek wraz z urządzeniem wewnętrznym. Przyczynę wybuchu pożaru ustali śledztwo wdrożone przez władze bezpieczeństwa” I dalej „Niepowetowane wprost są szkody kulturalne, bowiem pastwą płomieni padła wystawa obrazów malarzy i plastyków szczecińskich”.

Kto w 1945 roku podpalił Urząd Informacji i Propagandy (w latach 50. stanęła tam willa, w której dziś mieści się Polska Fundacja Przedsiębiorczości) z pierwszą polską wystawą? Nigdy nie ustalono. W 1945 roku w Szczecinie wybuchało wiele pożarów. Artystom obiecano odszkodowanie, ale na obiecankach się skończyło.

W następnym roku w „Odrze” pod tytułem „Chora plastyka” dziennikarz się zżymał: „Jest to najbardziej wstydliwa dziedzina sztuki w Szczecinie. Przechodzi ona zapewne jakąś ukrytą, a długotrwałą chorobę, skoro w okresie paru miesięcy, mimo istnienia Zawodowego Związku Plastyków nie zdołał się tenże Związek nawet na wysiłek urządzenia jednej chociażby wystawy”.

Prof. Andrzej Leder, współczesny filozof kultury, psychiatra i psychoterapeuta przykłada narzędzia psychoanalizy do bytów nieludzkich, szukając ran w historii czy strukturze miasta.

Dwa lata po „Pierwszej wystawie plastyków w Szczecinie” Lech Krzekotowski, pierwszy dyrektor polskiego Muzeum Miejskiego i nowy prezes tutejszego związku na łamach prasy przyzna, że tamto zdarzenie spowodowało „pewne zahamowanie”. Druga wystawa zostanie zorganizowana dopiero 1 grudnia 1946 roku już w sali Muzeum Miejskiego. Wśród 14 plastyków biorą w niej udział także Tomaszewski i Podsadecki.

W roku po pierwszej wystawie Marian Tomaszewski i Kazimierz Podsadecki dostają obiecane zlecenia od wojewody Borkowicza. Mają wykonać polichromie w gmachu Urzędu Wojewódzkiego na Wałach Chrobrego - „celem nadania wnętrzom bardziej polskiego charakteru”. W małej sali rady wojewódzkiej Podsadecki maluje wielkie kompozycje ścienne - „Polonia zwycięska”, „Ziemie zachodnie puklerzem Polski”, „Ojczyzna wieńczy swe dzieci” a Tomaszewski w gabinecie wojewody „Ślub Anny Jagiellonki” i „Bolesław Chrobry wbija słupy na Odrze”. Urzędnicy uznają je za zbyt współczesne a dziennikarz „Odry” nowe polichromie nazwie „istną obrazą boską”. Malowidła zostaną zamalowane i takie tam pozostają do dziś. Przeprowadzona kilka lat temu restauracja wnętrz Urzędu Wojewódzkiego przywraca tylko przedwojenne piękno.

W 1951 roku Marian Tomaszewski i Kazimierz Podsadecki opuszczają Szczecin.