Tola, Bolek i Lolek – to trzy wiewiórki, które znalazły schronienie w Fundacji Dzikich Zwierząt Marzeny Białowolskiej. Oseski straciły matkę i jedno z rodzeństwa w wyniku ścięcia drzewa. Cztery kolejne maleństwa przyjechały z okolic Koszalina. – Krzyczy się, że nie można dotykać osesków i podlotów dzikich zwierząt, ale maleńka wiewiórka musi zostać zabezpieczona – tłumaczy Marzena Białowolska.
Fundacja Dzikich Zwierząt powstała w lutym 2020 roku w Szczecinie. Pomimo krótkiego stażu, jest jedną z najprężniej działających organizacji na Pomorzu Zachodnim, których głównym celem jest ratowanie zwierząt i przywracanie ich do naturalnego środowiska. Jej założycielką jest Marzena Białowolska, która wcześniej była prezesem „Dzikiej Ostoi”. Przez kilka lat odchowała i przywróciła naturze setki osesków oraz piskląt dzikich zwierząt.
Wiewiórki osierocone za młodu
Tola, Bolek i Lolek przyjechały do Fundacji Dzikich Zwierząt Marzeny Białowolskiej z Tuczna. Straciły matkę i jedno z rodzeństwa w wyniku ścięcia drzewa.
– Przyjechały w dość ciężkim stanie, ale dzisiaj czują się już dobrze – informuje założycielka fundacji. – Tola i Lolek rozwijają się znakomicie. Boluś lekko odstaje sprawnościowo i wagowo, ale on był wyjątkowo obity. Maluchy ważą już ponad 100 gramów.
To nie jedyne oseski, którymi zajmuje się Marzena Białowolska. Kolejne cztery maleńkie wiewiórki przyjechały z okolic Koszalina. Otrzymały imiona Śpioszek, Gapcio, Śnieżka i Apsik. Ich matka straciła życie prawdopodobnie w wypadku samochodowym.
– Dzisiaj czują się już zdecydowanie lepiej. Są ślepe, nie mają jeszcze otwartych oczu. Ale myślę, że to kwestia kilku dni, jak będą już wszystko widzieć – dodaje Marzena Białowolska. Wrócą do naturalnego środowiska
Marzena Białowolska podkreśla, że opieka nad małymi wiewiórkami wymaga wiele skupienia i poświęceń. – Takie malutkie oseski muszą być karmione co dwie godziny. Kiedy ich stan będzie stabilny, to przejdę na karmienie co 3 godziny. W nocy jest tak samo, ale robię jedną przerwę 4-godzinną – tłumaczy.
Mali miłośnicy orzechów wrócą do naturalnego środowiska. Kiedy przejdą pierwszy etap rekonwalescencji, zostaną umieszczone w wolierze.
– Tam będą już samodzielnie zdobywać jedzenie, które będę celowo chować. Kiedy zaczną rozgryzać orzechy laskowe i włoskie, to znak, że są gotowe do całkowitego dziczenia. Wówczas zrobię im zapasy, które będą poukrywane w ziemi. Kiedy zobaczę, że świetnie sobie radzą, a na widok człowieka chowają się w dziuplach, to czeka mnie ich odłowienie. To najgorszy dla mnie etap – przyznaje Marzena Białowolska.
Wiewiórka może mieć tylko jednego opiekuna. Sam okres dziczenia powinien trwać około miesiąca. Tyle czasu potrzebuje, aby nauczyć się rozróżniać pokarmy i rozłupywać orzechy.
Do Fundacji Marzeny Białowolskiej najwięcej wiewiórek trafia w okresie wykotów (wydawania na świat młodych). – Mniej więcej jest ich 10, ale w tym roku może być ich troszeczkę więcej. Choć mam nadzieję, że tak jednak nie będzie.
Mała wiewiórka musi zostać zabezpieczona
Marzena Białowolska zwraca również uwagę, jak należy się zachować, kiedy w parku zobaczymy małą, leżącą wiewiórką. – O ile się krzyczy, że nie dotykamy osesków ani podlotów dzikich zwierząt, to o tyle mała wiewiórka musi zostać zabezpieczona – podkreśla.
Wiewiórcza matka ma dwie dziuple – jedna z nich jest dziuplą bezpieczeństwa. W momencie, kiedy do dziupli zbliża się drapieżnik, matka chwyta swoje maleństwa i przenosi je do drugiej dziupli.
– To właśnie w tym momencie może dojść do zgubienia maleństwa – tłumaczy M. Białowolska. – Matka nie wraca po oseska. Skacze do dziupli i zabiera następne. Takie maleństwa trzeba jak najszybciej zabezpieczyć, szczególnie w okresie maj-czerwiec, kiedy będą się pojawiać.
Jednocześnie Marzena Białowolska apeluje, aby nie pozwalać dzieciom biegać za wiewiórkami czy próbować ich dokarmiać. – Wiewiórki są nośnikami wirusa wścieklizny – podkreśla.
Komentarze
0