Będą duchy, spacer po statku, historia angielskiej łajby uratowanej przez Polaków i zwiedzanie miejsc zazwyczaj niedostępnych dla szarych obywateli. Starsza Pani, na prośby naszych czytelników, znów przyjmie gości.

Bemridge to jeden ze skarbów Pomorza Zachodniego i my go zwiedzimy w miarę możliwości dokładnie. Tam historia – ta angielska – jest po prostu niesamowita, powalająca z nóg. Dodatkowo poznamy ludzi, którzy żyją pasją, którzy chcą z własnej woli tę historię odnawiać – zachęca Grzegorz Kruszewski, przewodnik miejski.

Będzie odmiennie niż przy poprzednim zwiedzaniu – tym razem Kruszewski skupi się głównie na Starszej Pani, która kryje w sobie ogrom tajemnic i niewiarygodnych historii. Tym razem uczestnicy mniej uwagi poświęcą Zarządowi Portu, przewodnik także pominie temat strefy wolnocłowej.

Starsza Pani wiele przeżyła

Bembridge to angielska, zabytkowa jednostka, która została zbudowana w 1938 roku. Statek - bohater wojenny, jako jedyny brał udział w obu istotnych morskich operacjach tzw. „Dunkierce” i „Normandii”. W latach sześćdziesiątych na swym pokładzie gościła Elżbieta II z księciem Filipem. Później jednostka była szkołą morską dla tzw. trudnej młodzieży. Przez 28 lat od 1974 roku był siedzibą klubu jachtowego, później przez dwa lata klubu nocnego. Zdawało się, że to już koniec jego posługi – statek miał zostać zezłomowany. Z ratunkiem przyszła szczecińska firma Magemar, która postanowiła na statku urządzić swoje biuro, sale konferencyjne i prywatne muzeum morskie. Statek w 2009 roku został przeholowany do Szczecina.

Miejsce, w którym straszy

Ale Bembridge to nie tylko historia statku, który wiele przeszedł. To także smutne opowieści, które do dziś kołaczą się pod pokładem. Podobno niektóre przedmioty zmienią miejsce. Podobno ktoś zbił lustro. Podobno komuś nie odpowiadało zdjęcie wiszące na ścianie. Wszystkie niewyjaśnione wydarzenia to podobno sprawka ducha. Czyjego? W 1942 roku w wyniku nalotu Luftwaffe na Southampton całą swoją rodzinę stracił jeden z członków załogi - Jack Saunders. Ten w rozpaczy, nocą powiesił się pod pokładem statku. O jego kajucie mówią, że jest nawiedzona. Jego obecność odnotowano już kilka razy. Kto wie, kto go spotka 22 lutego.

Jednak aby dostać się na statek musimy przejść przez szczeciński port. Najpierw historyczna brama, a później coraz głębiej, głębiej w tereny na co dzień niedostępne. Co dokładnie zwiedzimy? Grzegorz Kruszewski nie chce zdradzić – ale jak sam przyznaje, musimy zwiedzić kawałek portu, by dojść do Bembridge.

Ta wycieczka to unaocznienie tego jakie znaczenie miał port dla miasta. Spróbujemy sobie wyobrazić czym Szczecin byłby bez portu. Bo to, że Szczecin tak się rozwinął to duża zasługa portu. - mówi Grzegorz Kruszewski.

Port – istotna część miasta

Z opowieści przewodnika wyłoni się zarówno port średniowieczny jak i ten, który był świadkiem solidarnościowych wydarzeń. Nie zabraknie – już tradycyjnie – kilku słów na temat architektury, tym razem przemysłowej, która – jak zastrzega Kruszewski – nie musi być brzydka i zaniedbana.

Wycieczka – na wyraźną prośbę uczestników – to jedyna okazja, by zwiedzić ten niebywale okazały statek. Spacer zaplanowano na 22 lutego, koszt to 30 zł od osoby. Tradycyjnie na koniec uczestnicy przy kawie, herbacie i ciastkach będą mogli dyskutować o urodzie tej części Szczecina. Więcej informacji na temat wycieczki znajdziecie na stronie projektu www.poszczecinie.pl