Kiedy w 2005 roku Dmitrij Głuchowski wydawał powieść "Metro 2033" zapewne nie spodziewał sie, że jego książka okaże się bestsellerem. Po spektakularnym sukcesie autor zdecydował się na kontynuację serii, czego owocem było wydane w 2009 roku "Metro 2034". Jesienią 2011 roku do księgarń trafiła kolejna książka osadzona w tym postapokaliptycznym uniwersum, jednak w odróżnieniu od dwóch poprzednich stał za nią inny autor - Szymun Wroczek. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku wydanego w tym roku "Uniwersum Metro 2033: Do światła", za które odpowiada Andriej Diakow.
W cieniu oryginału
Tym, którzy z serią Metro nie mieli do tej pory kontaktu, należy się krótkie wprowadzenie. Zarówno "Metro 2033" jak i "Metro 2034" to powieści Dmitrija Głuchowskiego osadzone w postapokaliptyczej Moskwie. Chroniąc się przed wysokim promieniowaniem mieszkańcy tej wielkiej metropolii, zeszli do tuneli metra i rozpoczęli nowe życie, organizując się wokół stacji kolejki podziemnej. Te mikroskopijne państwa-miasta z czasem wykształciły własne struktury, łączyły się w sojusze, tworzyły federacje, ale też toczyły między sobą zażarte wojny. W "Metro 2033" czytelnik poznawał ten dziwny świat oczami młodego Artema, mieszkańca walczącej o przetrwanie, nieustannie atakowanej przez potwory stacji. Powieść cechowała się ciężkim klimatem, wyrazistymi opisami i szeregiem filozoficznych rozważań, które powinien docenić każdy wymagający czytelnik. Podróży bohatera przez metro towarzyszyła wewnętrzna przemiana, przez co cala powieść była wielowymiarowa i niezwykle wciągająca. Kontynuując serię Głuchowski nieznacznie złagodził klimat, jednak podstawowe cechy pierwowzoru zostały zachowane. Nic więc dziwnego, że kiedy sięgałem po "Uniwersum Metro 2033: Do światła" autorstwa Andrieja Diakowa, spodziewałem się kolejnej ambitnej lektury z wyrazistym, niemal namacalnym klimatem.
Degradacja
"Uniwersum Metro 2033: Do światła" przenosi czytelnika do zniszczonego nuklearną wojną Petersburga. Już od pierwszych stron powieści można odczuć, że klimat cyklu uległ znacznemu złagodzeniu. Płytsze, krótsze opisy nie pozwalają dokładnie poznać sytuacji, w jakiej znaleźli się bywalcy petersburskiego metra. Nie mamy także szansy na zżycie się z mieszkańcami poszczególnych stacji. Autor szybko przedstawia nam głównych bohaterów powieści - dwunastoletniego sierotę Gleba oraz zaprawionego w boju stalkera Tarana. Komandos zostaje poproszony przez kierownictwo jednej ze stacji o przeprowadzenie ekspedycji na powierzchnię i zbadanie tajemniczych rozbłysków w pobliskim Kronsztadzie. Jak nietrudno się domyślić, stalker w zamian za udział w misji żąda chłopca na własność. I to właśnie oczami Gleba czytelnik obserwuje, jak Taran wraz z wybranym do misji zespołem żołnierzy pokonuje kolejne przeszkody na drodze do Kronsztadu. Niestety postać chłopca jest mało wyrazista, wręcz papierowa. Przeszkadza to szczególnie w ważnych dla fabuły momentach. Narracja nie nadaje istotnym wydarzeniom odpowiedniej dramaturgii, a same przemyślenia chłopca pozostawiają wiele do życzenia.
Niczym rasowy film akcji
Płytki klimat zostaje jednak przykryty przez wartką akcję. Drużyna pod wodzą Tarana co chwila musi walczyć ze zmutowanymi zwierzętami i wszelkiego rodzaju obrzydlistwem. W wyprawie raz po raz pojawiają się różne nieprzewidziane sytuacje, z których Gleb ze swoim opiekunem prawie zawsze wychodzą bez szwanku. Tempo nadaje także miejsce akcji - zamiast w ciasnych korytarzach metra z dwóch pierwszych części, bohaterowie biegają po otwartej powierzchni. W historię wplecionych jest też kilka zwrotów akcji i zagadek, które tradycyjnie zostają rozwikłane wraz z zakończeniem powieści. Zastąpienie ciężkiego klimatu i autentycznej historii fabułą rodem z hollywoodzkich filmów akcji dla niektórych będzie plusem - dzięki takiemu posunięciu uniwersum stworzone przez Głuchowskiego staje się bardziej przyjazne dla mniej wymagającego odbiorcy. Książkę czyta się dzięki temu szybko, przyjemnie i bezrefleksyjnie. Jednak fanów oryginalnego "Metro 2033" takie uproszczenia mogą drażnić gdyż, nie pozwalają na pełne zżycie się z bohaterami i autentyczne zatopienie w kreowanym przez autora świecie.
Ewangelia według Artema
Do powieści Andrieja Diakowa dołączona zostało krótkie - bo zaledwie 16 stronicowe - opowiadanie "Ewangelia według Artema". Autorem tego dodatku jest twórca dwóch pierwszych części powieści, Dmitrij Głuchowski. Z tego krótkiego tekstu dowiemy się co nieco o wydarzeniach, które nastąpiły po zakończeniu "Metro 2033". "Ewangelia według Artema" jest doskonałą próbką pióra Głuchowskiego, w której zachowany został ciężki, wręcz przytłaczający charakter przemyśleń i filozoficznych rozważań z pierwszej części cyklu.
Werdykt
Napisane przez Andrieja Diakowa "Uniwersum Metro 2033: Do światła" łączą z oryginałem jedynie realia, w jakich rozgrywa się akcja. Powieść cechuje się zupełnie innym stylem, opisuje inne wydarzenia i rozgrywa się w zupełnie innym miejscu. Choć dalej jest to post-apokaliptyczna Rosja, to wydaje się ona jakby mniej zabójcza dla ocalałych niż miało to miejsce w książkach Głuchowskiego. "Do światła" czyta się przyjemnie, o ile nie mamy wobec tej książki ekstremalnie wygórowanych wymagań. Ponadto zawarte w niej informacje uzupełniają bazę wiedzy o świecie stworzonym przez Głuchowskiego. I choć osobiście jestem tą książką mocno zawiedziony, gdyż jej styl nijak nie przystaje do oryginału, to obiektywnie rzecz biorąc nie jest to zła powieść. Fani cyklu przeczytają ją tak czy siak, choć co bardziej zatwardziali miejscami będą zgrzytać zębami. Osoby szukające zaś po prostu dobrej powieści z mutantami uznają "Uniwersum Metro 2033: Do światła" za całkiem niezłą książkę.
Komentarze
0