Regularnie czytam felietony tego krytyka w "Kinie" i dla mnie to bardzo cenna lektura. To wnikliwe, często zaskakujące i nieoczywiste obserwacje... Teraz otrzymujemy od niego ponad pięćset stron zapisków, impresji i komentarzy, które powstawały w latach 1982 – 2000 oraz podróżniczy "aneks" z 2005 roku. Całość została wydana pod tytułem "Dziennik. Jeszcze jedno zdanie" i jest to w twórczości Tadeusza Sobolewskiego pozycja być może najważniejsza.

Lata przełomu

Ten znany krytyk filmowy (dziennikarz "Filmu", "Kina" i "Gazety Wyborczej) ma na swoim koncie całkiem sporo prozy. To głównie dzieła oparte na własnych doświadczeniach, takie jak „Dziecko PRL-u” czy „Malowanie na Targowej” oraz poświecona M. Białoszewskiemu, książka „Człowiek Miron”. Ta najnowsza propozycja, to swego rodzaju summa jego literackiego dorobku, bo Sobolewski pisał swój dziennik w latach przełomowych i trudnych. Pierwsze zapiski pochodzą z czasu, kiedy trwał stan wojenny. Autor pisze o gwałcie jakim było, według niego, wprowadzenie go. Dużo w jego rozważaniach polityki i komentarzy społecznych, co jest naturalne zważywszy, że cały kraj przeżywał wtedy przeobrażenia, które miały doprowadzić do tak oczekiwanej zmiany na lepsze...

Wielka, inspirująca literatura

Sobolewski jeździ na festiwale filmowe za granicę, ma dostęp do literatury nieobecnej wtedy w Polsce, a tę obecną, odczytuje na swój sposób, dostrzegając w prozie Tołstoja, Conrada oraz Dąbrowskiej (której dzienniki cytuje bardzo często) coś więcej, pisząc o tej ostatniej, że „nie ugrzęzła w żadnej ideologii, udało się jej ominąć „złudzenie, które każe brać wytwory naszego umysłu za całkowite odbicie i poznanie rzeczywistości”. Zachowała do końca poczucie tajemnicy, którą kryje w sobie zarówno pojedynczy człowiek, jak naród”.

Rodzinny dramat

Niewątpliwie autorka „Nocy i dni” jest dla niego ważnym autorytetem (sam też nie chce ugrzęznąć w żadnym systemie...), podobnie jak Białoszewski, choć na „innej płaszczyźnie”, bo tego poetę znał osobiście. Słynna Mamuta, czyli Jadwiga Stańczakowa, osoba z najbliższego otoczenia Mirona, to matka żony Sobolewskiego, Anny... W „Dzienniku” jest zresztą bardzo wiele prywatnych zapisków, o rodzinie. Swemu ojcu poświęca tekst, który nazywa opowiadaniem i jest to gorzki i wręcz bolesny zapis relacji między nimi, które nie układały się za dobrze, a momentami dramatycznie...

Narodziny drugiej córki, Cecylii, w 1989 roku, to także trudny moment, bo dziewczynka ma zespół Downa. Autor próbuje zrozumieć tę sytuację, zaakceptować ją, opisując swoje odczucia. Potrafi znaleźć uspokojenie i dystans wobec tego, z dala od Warszawy. „Zza okna słychać jednostajny szum od gór. Cecylia chrapie. Słychać też ptaki, które zna się głównie z radia. Najpierw słowik zaśpiewał w lasku za ośrodkiem, a teraz słychać sowę puszczyka. Chyba dotknąłem szczęścia. Tak jakoś bokiem przez moment” notuje podczas pobytu w małopolskiej Zawoi. Treść jest też wzbogacona o zdjęcia rodzinne, z różnych lat i miejsc.

Film i świadomość

Oczywiście dużo w „Dzienniku” refleksji o kinowych realizacjach. O dziełach Zanussiego, Wajdy, Kieślowskiego czy Krauzego. „Film. Moje zajęcie pisanie o nim. Ale ja właściwie nie pisałem o samym filmie, tylko starałem się dociec, jaka jest moja świadomość w związku z filmem i co film wyrażą z mojej świadomości” – to zapis z lipca 1991 roku, który dość jasno określa, jak Sobolewski traktuje tę materię. Analizuje filmy właśnie w taki sposób i dlatego nie kryje swoich rozczarowań dokonaniami wybitnych reżyserów, którym zdarza się zrobić coś, co tylko się podoba, a nie daje wiele więcej, nie prowokuje do jakiejś reakcji... Autor co pewien czas „podsuwa” też czytelnikowi swoje listy i artykuły z tych lat, wkomponowując je w całość. Dodaje też komentarze, nieraz obszerne (pisane w ubiegłym roku), które „naświetlają” pewne sytuacje.

Szczególna wartość

Autor wyraża często niezgodę na to, co się dzieje w Polsce. Latem 1991 roku notuje: „Jak mogę stać się wolny w innym systemie, skoro wokół mnie są ci sami ludzie, którzy przedtem moją wolność ograniczali. A robili to nie tylko dlatego, że był taki system, ale że chcieli ograniczać”. Jest krytyczny wobec wszystkich stron. Dostrzega też grzechy opozycji, coraz większy apetyt na władzę ze strony Kościoła, próbuje zatem znaleźć i wskazać „trzecią drogę”, niepokojąc się przy tym o własne inklinacje do fatalizmu i nihilizmu. I to jest szczególna wartość tej książki, która jest zdecydowanie wielowymiarowa. Ukazuje indywidualne, osobiste spojrzenie na świat, jednocześnie zbliżając się jednak do optyki uniwersalnej, oddającej nasze powszechne, polskie doświadczenia.