Dotychczas nasza cywilizacja miała charakter czysto męski. Chyba nikt nie zaprzeczy, że kobietom było trudniej, nawet chociażby z tego względu, że wszystkie zawody obsadzone były przez mężczyzn.
Rozpowszechniał się pogląd, że kobiety są istotami infantylnymi, zbyt łatwo ulegają emocjom, ciągle są od kogoś lub czegoś zależne. Zastanawia mnie jednak fakt, czy te wszystkie stwierdzenia nie były po prostu efektem męskiej tendencji do pomniejszania poczucia wartości kobiet.
Otóż kobiety nie miały własnej przestrzeni. Pola, na którym mogłyby się popisać, odetchnąć pełną piersią. I tylko w niewielkim stopniu realizowały się w życiu pozarodzinnym. Na ich aspiracje i preferencje wpływała kultura. Od zawsze i zawsze oczywistym było, że sfera życia rodzinnego i prokreacji stanowiła kobiecy odpowiednik aktywności społeczno-zawodowej mężczyzn, i nie było z tym żadnej polemiki. Z góry przyjmowano, że tak powinno być, że jest to właściwe, takie jest miejsce kobiety i właśnie w ten, a nie inny sposób kobieta powinna się realizować.
Współczesne „fajterki”
Nie przedłużając jednak, przejdę do meritum sprawy: Jak jest teraz? Mam nieodparte wrażenie, że współczesna kobieta trochę się pogubiła. Stała się „fajterką”, ciągle walczy, odpiera ataki. Jest o co? Warto?Obecnie tak trudno dotrzeć do pań, zdobyć je i okiełznać, że zakładane są nawet Szkoły Uwodzenia Kobiet (praktyczne lekcje podrywu) – w Szczecinie akcja tego typu również miała miejsce ( pisaliśmy o tym w sierpniu 2009r.). W takiej oto szkole mężczyzna dowiedzieć się może jak pokonać lęki przed podchodzeniem do kobiet, jak brać od nich numery, jak je zainteresować, skąd brać intrygujące tematy do rozmowy. Właściwie nie wiem czy to oznacza kryzys kobiecości czy, o zgrozo(!), kryzys męskości.
To nie czas i miejsce na rozważania tego typu, bo dążę do tego, by zapytać : czy stajemy się bardziej męskie ( bo takie są wymogi współczesnego świata i życia w nim)? Zapytam o więcej: czy stajemy się bardziej męskie na w ł a s n e z y c z e n i e i czy to dobrze?
Mamy pełną swobodę wyrażania myśli, pełną swobodę działania. Jesteśmy w stanie dorównać mężczyznom w każdej dziedzinie życia. Od dawna nie ma już co do tego żadnych wątpliwości. Ale czy warto? Czy trzeba?
Płeć piękna od wieków kojarzona z ciepłem, miłością i delikatnością zaczyna przywłaszczać sobie nowe cechy – chcemy być twarde, niezależne, zdystansowane. Jest w tym jakaś olbrzymia determinacja. Być może to tylko obrona. Chcemy zakopać dawne poczucie niższości wzbudzone przez mężczyzn ( męska cywilizacja, wszelkie zawody obsadzane mężczyznami, męskie rządy, męscy naukowcy – no więc jak tu czuć się akceptowaną, pełnowartościową?)
Pancerz pęka..
Przyglądając się jednak sprawie bliżej, wyczuć można, że w tym pięknie zakamuflowanym światku z twardym pancerzem jest jednak coś nie tak, coś zgrzyta i nie pasuje.Otóż kobieta nie może wyprzeć się własnej natury, wyjść poza siebie, przekroczyć pewnych spraw, do których stworzona została tylko ona. Nie może być ponad tym wszystkim, co zostało jej przypisane w toku ewolucji.
Zgoda, może jesteśmy zbyt emocjonalne, ale to wynika z empatii. Może infantylne, ale to przez wrażliwość i chyba wrodzoną idealistyczną naiwność.
Możliwe, że faktycznie trochę nie pasujemy do świata, którym rządzą twarde reguły, ale, litości, nie niszczmy za wszelką cenę kobiecej natury!
Jest jednak i coś optymistycznego. Właściwą i przyszłościową drogą wydaje się projekt Domu Kobiet ( zainicjowany także w Szczecinie, ale o tym wkrótce) – pracowania rozwoju osobistego, gdzie kobiety mogą znaleźć przestrzeń do spotykania się, rozkwitania, pielęgnowania w sobie tego, co w nich najcenniejsze.
Drogie Panie szczecinianki ( i nie tylko), nie dajmy się zwariować! I walczmy o siebie, niekoniecznie o swoje.
Komentarze
6