Piosenki Kory dość często są śpiewane przez innych twórców. Ostatnio albumy z jej twórczością wydali m.in. Ralph Kaminski oraz Natalia Przybysz. Dokonania Olgi Jackowskiej to praktycznie gotowy materiał na widowisko muzyczne czy spektakl. Czy „Kora – dziecko słońca” w reżyserii Adama Opatowicza to tylko powtórka znanych już tematów, melodii i słów, czy może coś więcej? Premiera tej inscenizacji w Teatrze Polskim odbyła się 10 lutego.
Historia zmyślona, z którą nam do twarzy
Monodram Adrianny Szymańskiej w roli tytułowej, z muzyką na żywo w wykonaniu Krzysztofa Baranowskiego (klawisze) i Łukasza Wonsa (gitary), rozpoczyna się od utworu „Tęcza”. Numer pochodzi z albumu „Łóżko” zespołu Maanam. Ma ciekawą energię i poetycki tekst.
„To historia grzechu, to dziecko trójkąta/Słońca, deszczu i gwałtownej burzy/Historia zmyślona, z którą nam do twarzy/Nieuchwytna i piękna jak tęcza” – śpiewa Szymańska i w ten sposób niejako „nakreśla” tematykę spektaklu. Kora była niewątpliwie postacią nieszablonową, nieprzeciętną, ale jej droga na szczyt popularności nie była łatwa.
Kolejne utwory ukazują m.in. różne zmagania z tym związane, ale też przypominają to, co dla Kory było ważne, co ją inspirowało i motywowało. Realizatorzy spektaklu nie zamierzali bowiem stworzyć chronologicznie opowiedzianej historii życia artystki, a skupili się na istotnych faktach oraz jej zainteresowaniach i opiniach dotyczących współczesnego świata.
„Szare miraże” i el-muzyka
W spektaklu słyszymy kilkanaście utworów, w tym „Szare miraże”, „Ocean wolnego czasu”, „Zabawę w chowanego”, „Nocny patrol”, „Do kogo biegłam” czy „Krakowski spleen”, a także dwie piosenki anglojęzyczne: „Lipstick on the glass” i „Simple story”. Nowe aranżacje przygotował Krzysztof Baranowski, który zachował oryginalne formy, ale wprowadził też ciekawe, dodatkowe partie, idące w kierunku el-muzyki, kojarzące się z solowymi dokonaniami Kory (choćby z płyty „Ping-pong”).
Poza piosenkami, które nierzadko wzbogacono wizualizacjami (np. kadrami z filmów nagranych w latach 60. w Piwnicy Pod Baranami), słyszymy też fragmenty dzienników Kory. To wspomnienia, jak była wychowywana w domu dziecka przez zakonnice (to najczarniejszy fragment jej biografii), jak poznała tak ważnych dla niej mężczyzn – Marka Jackowskiego, a potem Kamila Sipowicza, ale też rozważania dotyczące niszczenia przyrody przez człowieka, roli snów czy tego jak „partyjniactwo” dewastuje wolność i inne wartości.
Współczesna Kora
Adrianna Szymańska podkreślała w wywiadach przed premierą spektaklu, że nie chce kopiować wizerunku Kory i upodabniać się do niej wizualnie. W niektórych momentach pojawiają się co prawda okulary, tak charakterystyczne dla autorki „Boskiego Buenos”, ale poza nimi aktorka nie sięga po inne rekwizyty. I to plus tej inscenizacji, która jest bardziej współczesną wizją tytułowej postaci niż odtworzeniem życiorysu bohaterki „w strojach z epoki”.
Szkoda może tylko, że repertuar zdominowały bardzo dobrze znane utwory. Gdyby wybrano kilka mniej popularnych piosenek (np. z albumu „Bela Pupa” nagranego przez Korę z Pudelsami), udałoby się stworzyć spektakl bardziej wychodzący poza schemat i zaskakujący również fanów Maanamu i Kory, którzy zapewne niejeden spektakl bazujący na jej utworach widzieli.
Kolejne prezentacje spektaklu „Kora – dziecko słońca” 15, 16 i 18 lutego.
Komentarze
2