Dziedziniec zamkowy był wypełniony do ostatniego miejsca, a śmiech nie ustawał. Były skecze, piosenki, anegdoty. Miłośnicy kabaretu Hrabi sobotni wieczór muszą zaliczyć do niezwykle udanych.

15. edycja SZPAK-a już za nami. To były trzy dni wypełnione śmiechem, które zapewniła improwizacja, stand-up oraz kabaret. Na zakończenie festiwalu widzowie zobaczyli kabaret Hrabi, a potem recital Kołaczkowskiej i oba występy nagrodzili owacjami na stojąco.

By nie powiedzieć, że diwa

Kabaret Hrabi z gościnnym udziałem Czesława Jakubca zaprezentowali program „Ariaci”, który skupiony był wokół opery i pokazał, że nie jest ona taka straszna, jak mogłoby się wydawać.

– Program był wyzwaniem dla umiejętności śpiewania i odnalezienia się w trudniej dziedzinie sztuki jakim jest opera – mówi Tomasz Majer.

– Wyzwaniem też był temat, bo opera większości ludzi kojarzy się z czymś niekoniecznie rozrywkowym. Tym bardziej nas to podjudziło, by to zrobić. Gdyby nie Czesiu, byśmy tego nie zrobili, on jest naszym asem, uwierzytelnia operowo ten program – dodaje Dariusz Kamys.

W programie były m.in. skecze o tym, co ludzie próbują wnieść do opery, by się nie nudzić, czy jak wyglądają rozmowy we foyer. Widzowie mieli również niepowtarzalną okazję zobaczyć „Operę Polarną”, historię miłości człowieka do foki.

Choć kabareciarze zaznaczali, że doświadczenia operowego nie mają i nie chcą mówić o sobie diwy, nie można nie wspomnieć o genialnych głosach, które rozbrzmiały na zamkowym dziedzińcu. Każdy z kabaretu popisał się swoimi zdolnościami wokalnymi, ale to Joanna Kołaczkowska i Czesław Jakubiec na sam koniec wykonali wspólnie swoją wersję „Time to say goodbye”, która spotkała się z ogromnym aplauzem widzów, a cały program został nagrodzony owacjami na stojąco.

Wychodząc, ludzie mówili o tym, że występ był bardzo dobry, a Joanna Kołaczkowska prawdziwa mistrzyni, nie do podrobienia.

Królowa polskiego kabaretu

Ostatnim wydarzeniem SZPAK-a był recital Joanny Kołaczkowskiej. Jeżeli ktokolwiek myślał, że bycie solo na scenie artystce nie wyjdzie, był w ogromnym błędzie. Cały występ „HRABINA PĄCZEK – czyli muzyczny stand-up” to była mieszanka fenomenalnych piosenek kabaretowych oraz historii z życia wziętych.

– Kiedy tworzyłam program, myślałam, że będzie bardziej piosenkowy, ale jak zaczęłam opowiadać o historiach z życia swojego i przyjaciółek, nagle się okazało, że to połowa programu. W programie jest dużo rodzajów komedii, ja to lubię – przyznaje Kołaczkowska. – Wiedziałam, że nie mogę grać tego jak w Hrabi, że muszę być sobą. Odczuwałam, że to jest bardzo inne, przygoda z odkrywania, co to jest. Bardzo dobrze się w tym czuję. W pisaniu wspierali mnie Władek Sikora i Artur Andrus, Darek Kamys, więc wiem, że od strony literackiej są to fajnie napisane rzeczy. Dużo trudniej jest być samej na scenie, ale to doświadczenie daje bardzo dużo. Spełniam się jako artystka.

Można było usłyszeć piosenki o nieznającej litości żółtej sukience, w którą już nie można się zmieścić, o wizycie w Paryżu, podczas której nie odwiedziło się Luwru, o kobiecie, która zabijała brudną szmatą. Każda piosenka była wykonana w innym stylu muzycznym, a Kołaczkowska wykorzystywała różne instrumenty, np. karimbę, kazoo czy ukulele.

– Zabrałam koleżankę na występ w ramach prezentu urodzinowego – mówi jedna z przyjaciółek. – Na występie byłam po raz pierwszy i to był bardzo udany prezent – dodaje druga. – Joanna Kołaczkowska to królowa polskiego kabaretu, głos i improwizacja na niesamowitym poziomie – przyznają wspólnie.

Pożegnanie ze SZPAK-iem

– SZPAK od samego początku dołączył na naszego kalendarza wydarzeń. Grzesiek Dolniak miał za każdym razem pomysł na festiwal, to było świetne, nie było to oczywiste, jak będzie wyglądał. Czasami królowało bardziej impro, czasami, stand-up. Mam nadzieję, że mimo że Grzegorz się pożegnał, to festiwal będzie trwał – przyznaje Kołaczkowska.

– W tym roku kończę 15-letnią kadencję, SZPAK to moje zrealizowane marzenie. Kiedyś pewnej osobie powiedziałem, zróbmy festiwal i usłyszałem: „Ostudzę twoje zapały młode człowieku, tutaj nie da się tego zrobić”. A jednak się da – mówi Grzegorz Dolniak. – Zawsze marzyłem, by na zamkowej scenie coś zorganizować. No i jest, można.