Tresowanych zwierząt nie było, za to ponad dwugodzinne przedstawienie pełne humoru, ciepła, muzyki i zapierających dech akrobacji.

"Zwierząt mi żal, o linoskoczków się boję, a dowcipy klaunów mnie nie bawią.." tak mawiała bliska mi osoba, gdy tylko rozmawialiśmy o cyrku. Tym razem było zupełnie inaczej.

Niepogoda nie zniechęciła widzów i tłumnie przybyli oni sobotnim wieczorem do sali Akademickiego Centrum kultury, by dać się porwać urokowi sztuki cyrkowej w rozmiarze kompaktowym. Tresowanych zwierząt nie było, za to ponad dwugodzinne przedstawienie pełne humoru, ciepła, muzyki i zapierających dech akrobacji.

Publiczność z podziwem podziwiała popisy młodych artystów i adeptów trudnej sztuki kuglarstwa, a ciszę przerywało tylko zachwycone "ooooo..." najmłodszych widzów. Zobaczyliśmy pokazy żonglerki, akrobacji na linie i chuście wertykalnej, pantomimy i tańca różnych rodzajów, wysłuchaliśmy gry na bębnach. Od azjatyckiego klauna dostaliśmy fiolkę z wróżbą, a przerwy pomiędzy występami dowcipnie komentowali prowadzący. Im też należą się słowa uznania, bo nawiązali wspaniały kontakt z publicznością - czasem ją rozpieszczając, częściej drwiąc - z życzliwym uśmiechem zresztą. Widzowie brali czynny udział w konkursach, zostali ostrzelani krówkami-ciągutkami, obdarowani metrami ekologicznego papieru, wreszcie zasypani kaskadą kolorowych baniek. Na koniec ujrzeliśmy pas de deux z "Jeziora łabędziego" w wersji znacznie odbiegającej od zamierzeń choreografa.

Przedstawienie zakończyła macarena, wspólnie odtańczona przez wszystkich artystów przy dźwiękach bębnów.Nastepne przedstawienie cyrku_bez_zwierząt / i towarzyszące jemu kuglarskie warsztaty/ już w październiku.