Aranżowanie folku i motywów ludowych do stylistyki nowoczesnej niesie ze sobą spore ryzyko. Podobnie jak próba zaszczepienia klasyki na grunt muzyki popularnej, czego najlepszym przykładem jest nasz, niedawno jeszcze płowowłosy, pan Rubik. Jest to ryzyko depnięcia na minę tandety i szmiry, by nie rzec profanacji. Dlatego jest tak mało chętnych by podjąć się tej próby. Od lat mamy w Polsce jedynie kilku takich folkowych „saperów”. Jednym z nich jest Village Kollektiv, który niedawno wydał swoją drugą płytę „Subvillage Sound”.

Jak ogień z wodą

Nie dość, że folk wielu kojarzy się z ludowymi przyśpiewkami, to w dodatku elektronika często bywa rozumiana jako tło dla nażelowanych wygibasów w białych rękawiczkach. Połączenie tych dwóch światów wydaje się próbą pogodzenia ognia z wodą, co na logikę, powinno skończyć się kupą dymu i smrodu. Jednak jak się okazuje, talent muzyczny, żyłka eksperymentatora i pomysłowość gwarantuje powodzenie tej trudnej operacji. W Polsce od dobrych kilku lat mamy trzech głównych przedstawicieli tejże sztuki: Kapelę Ze Wsi Warszawa, Żywiołaka i bohatera dzisiejszego odcinka, Village Kollektiv.

Elektro-folkowi monopoliści

Zespół powstał w 2002 roku. W skład weszli muzycy Kapeli ze Wsi Warszawa, Masali i Swojej Drogi. Nowatorskość idei splecenia folku z elektroniką sprawiła, że Village Kollektiv z miejsca stał się monopolistą w tej dziedzinie, w kraju. Cała masa muzycznych pomysłów, wliczając w to reggae, drum’n’bass czy dub,  sprawia, że twórczość Kollektivu jest nad wraz różnorodna i trudna to sklasyfikowania.

Pierwsze wydawnictwo zespołu, „Motion Roots Experimental” z 2006 r. odbiło się szerokim echem na polskim rynku. Płyta utorowała zespołowi drogę do nominacji do dwóch najważniejszych nagród fonograficznych w kraju: Fryderyka i Folkowego Fonogramu Roku. Rok później druga z tych nagród była już w rękach zespołu. Rewelacyjne recenzje Village Kollektiv potwierdził na najważniejszych festiwalach folkowych w Europie.

W 2009 r. wyszła EP-ka zespołu zawierające dwa nowe utwory oraz ich remixy, przygotowane przez zaproszonych artystów. Po 4 latach od ostatniego longplaya, doczekaliśmy się nowego długogrającego krążka „Subvillage Sound”.

Podwiejskie dźwięki

Nowa płyta nie jest przełomem, jest natomiast z pewnością urozmaiceniem dotychczasowej twórczości i krokiem w przód zarazem. Village Kollektiv pozostaje w swoim świecie, lecz z premedytacją rozszerza klamrę gatunkową, która w ich przypadku i tak zawsze była szeroko rozwarta. Najbardziej widoczną zmianą jest wyeksponowanie sekcji dętej. Dźwięk puzonu i trąbki uszlachetnia niełatwe elektroniczne bity i sample. Choć przyznam się, że mam słabość do dęciaków, więc mogę nie być obiektywny. Drugą widoczną zmianą jest mocniejszy zwrot ku Bałkanom. Silnych wpływów muzyki bułgarskiej, rumuńskiej, cygańskiej nie sposób nie zauważyć.

Pochylmy się nad płytą uważniej. Odnajdziemy na niej dwa, minimalnie zmienione, utwory z EP-ki, „Stąd do miłego” oraz „Nazad”. Nie brakuje też niespodzianek. W utworze „Ktoby”  zagościł Pablopavo, znany z Vavamuffina czy projektu Pablo&Ludziki. Dzięki tej współpracy otrzymujemy mieszankę folku, elektroniki, ragga, reggamuffin i dancehallu.

Ze stepów na wesele

Silnie zabarwiona orientem piosenka „Molih ta” przywołuje twórczość Masali. Kolejny utwór, inspirowany staropolską pieśnią „Uado” to Village Kollektiv, który znaliśmy z poprzednich wydawnictw. Natomiast w „Topoli” możemy poznać rzadką umiejętność śpiewu gardłowego, którą to opanował grający na co dzień na wiolonczeli elektrycznej Bart Pałyga. Brzmi egzotycznie, niemal jak pierwszy zespół eksportowy Republiki Tuwy, Bugotak. Z zimnych, wietrznych stepów przenosimy się w klimat cygańskiej zabawy. Utwór „Romani Chai” dla Kollektivu napisała Marysia Natanson z zespołu Caci Vorba. Genialne partie sekcji dętej zapierają dech i nie przejmując się zbytnio tym, że to pieśń cygańska, sieją jamajską pozytywną energię. Dla mnie to utwór numer jeden tej płyty.

Kolejnym utworem jest  „Svatba”, tradycyjna bułgarska pieśń weselna. Bułgarskie motywy zespół zawdzięcza wokalistce Weronice Grozdew-Kołacińskiej, której przodkowie wywodzą się z tego kraju. W tym utworze znowu szaleją dęciaki. W połączeniu z elektronicznym podkładem brzmi to niesamowicie. I ta trąbka, która nieśmiało przebija się przez bity, by ostatecznie stać się pierwszoplanowym instrumentem…

Równie udaną fuzją folku, elektroniki i sekcji dętej są utwory „Słońce i Księżyc”, „Zima” i zamykający płytę „Jak wyjdą na pole”. Tuż przed końcem krążka poznajemy jeszcze drugą, alternatywną, bardziej folkową wersję „Ktoby”, tym razem już bez Pablopavo.

Nowa płyta Village Kollektiv jest pozycją obowiązkową dla wielbicieli folku i stylów pokrewnych. Choć nie jest to łatwa muzyka, to kiedy już zrozumiemy o co mniej więcej chodzi twórcom, pochłania w całości.  Trzeba poczuć ten pulsujący żywioł, ludową pierwotność i siłę nowoczesności. Nie wolno też odstawić tej płyty po pierwszym przesłuchaniu. Można w niej grzebać godzinami, odkrywając co raz nowe smaczki. Odkryć będzie bez liku.