„Dzień transgraniczny miał być bodaj największą atrakcją tegorocznego Kontrapunktu. Sześć form teatralnych, które posiadacze karnetów A lub C mogli obejrzeć w trzech różnych miastach na pięciu scenach – to rzeczywiście intensywny „przejazd”. Plan ten niestety nie do końca został zrealizowany ...
Materia fantazji
Kate McIntosh pochodzi z Nowej Zelandii i jest tancerką, performerką, twórczynią prac wideo, obecnie mieszka i działa w Brukseli i stamtąd przywiozła na tegoroczny Kontrapunkt swoje nowe dzieło – projekt „Dark Matter”. W ramach konkursu zostało ono pokazane na głównej scenie „Pleciugi” (początek, godz. 10.00). Autorka sama zagrała w nim główną rolę w błyszczącej zielonej sukience prowadząc widzów w rejony nauki i wyobraźni w towarzystwie dwóch asystentów, Gilberta (Thomas Kasebacher) i Georga (Bruno Roubicek). Cała trójka zajmuje się eksperymentowaniem posługując się probówkami, balonami, sznurami, wodą i innymi mniej lub bardziej tajemniczymi substancjami. Akcja jest bardzo dynamiczna,. Postacie biegają po scenie, przewracają się, w jak najkrótszym czasie starają się dokonać jak najwięcej. Choć widzimy kilka wybuchów i uczestniczymy we frapującym koncercie, w którym instrumentarium stanowią kieliszki do wina, to jednak nie są to bynajmniej prace prowadzone tylko dla efektu. Mają przybliżyć badaczy do odpowiedzi na nurtujące ich fundamentalne zagadnienia dotyczące człowieka i jego umysłu. Ten absurdalny pokaz różnych metod i obserwacji, wsparty jest narracją Kate, która stawia widzom pytania i sama próbuje na nie odpowiedzieć. Np. stara się przeanalizować kwestię co się dzieje z myślami, które oderwały się od swego właściciela i dotarły do celu jego podróży wcześniej niż on sam ... Bez wątpienia to jedno z ciekawszych przedstawień całego przeglądu,- efektowna, komiczna próba uruchomienia naszych fantazji.
Trzy razy performance
Po tych wrażeniach paranaukowych cztery autokary spod budynku „Pleciugi” zabrały wszystkich „uprawnionych” w przejażdżkę, której pierwszym celem był znajdujący się kilka kilometrów od Pasewalk - Schloss Bröllin, Międzynarodowy Ośrodek Poszukiwań Artystycznych. Obiekt ten, jak piszą na stronie internetowej mu poświęconej, organizatorzy „stwarza idealne warunki do prób, eksperymentów, treningu, organizacji warsztatów i konferencji oraz pobytów wypoczynkowych”. Kiedy dotarliśmy tam około godziny 13.30 i przeszliśmy do miejsca, w którym przygotowano scenę widzowie mogli zobaczyć projekt "Big heap/Mountain. Proposition 2: Reconstruction". Jest to praca belgijskiej performerki Miet Warlop, która przy użyciu kartonów, plastikowych wiader, butelek, piłek i worków oraz wielu innych rekwizytów wraz ze swoim asystentem-arlekinem konstruuje i dekonstruuje świat przedmiotów w rytualnym porządku prowadzącym do finałowej sceny – stworzenia tytułowej góry.
Ten pokaz także uczestniczy w konkursie Kontrapunktu, natomiast poza nim obejrzeć można było w Bröllin projekt - berlińskiego teatru Grotest Maru „Timebank” Tanzinitative z Hamburga. Ten pokaz to połączenie różnych technik teatralnych i plastycznych , instalacji i tańca. Na faszadzie budynku, w jego oknach i na terenie przed nim grupa performerów (Ursula Maria Berzborn, Benno Plassmann, Eleonora Aira, Paulina Almeida, Martin Ertl, Basia Pradzynska, Spyridon Paterakis, Jakob von Recklinghausen, Sergio Goni Serrano, Fee Willscheid, Anne-Katrin Fellehner, Marc Lingk, Michael Zimme) przedstawiła kilka symbolicznych scen, które tematycznie dotykały teraźniejszej kondycji człowieka, niewolnika systemów, korporacji i garniturów, uwikłanego w stworzony przez siebie świat.
Ciepły posiłek, zaproponowany przez organizatorów, po tej inscenizacji był przerywnikiem w duchowych przeżyciach, ale tylko przerywnikiem, bo dzień transgraniczny dalej trwał. W brollińskim ośrodku zobaczyliśmy bowiem jeszcze coś w rodzaju próby generalnej niektórych scen ze spektaklu "Gimme Shelter" które przygotowała grupa Tanzinitative z Hamburga. W rytmie muzyki Nico & Velvet Underground trójka aktorów weszliśmy na moment w sferę doznań i tanecznych sekwencji zbudowaną przez artystkę Isę Melsheimer. Trudno napisać coś więcej o tym projekcie, bo był to właściwie szkic większej całości i jak powiedzieli twórcy – „owoce prac ostatniego tygodnia prób”.
Błądząc po Berlinie
Przed godziną szesnastą kawalkada Kontrapunktowych wycieczkowiczów wyruszyła do Berlina by tam zobaczyć dwa kolejne spektakle konkursowe: "Dritte Generation"(Trzecie Pokolenie) Yael Ronen w Schaubühne na Lehniner Platz i "Ein Chor irrt sich gewaltig" („Chór był w wielkim błędzie”) bardzo cenionego reżysera - René Pollescha w Volksbühne na Rosa-Luxemburg-Platz. Ponieważ do stolicy Niemiec dotarliśmy około godziny 18-ej, wiele osób mogło jeszcze wykorzystać pozostay do pierwszego spektaklu czas na spacer po Kurfürstendamm i okolicznych uliczkach. To były ostatnie chwile wytchnienia przed kolejnymi emocjami artystycznymi, które nas czekały o godz. 19.00.
"Dritte Generation" to forma dzieła w toku, w którym izraelska reżyserka Yael Ronen próbuje poddać analizie najbardziej istotne wydarzenia z dwudziestowiecznej historii Niemiec, Izraela i Palestyny w kontekście ich wpływu na świadomość kolejnych pokoleń mieszkańców tych państw. Jest to kooprodukcja Schaubühne i Izraelskiego Teatru Narodowego Habima z Tel Awiwu, a aktorzy to właśnie przedstawiciele wymienionych wyżej krajów (ubrani w koszulki z napisem 3G) Mówią oni o swoich przeżyciach związanych z konfliktem izraelsko-paestyńskim, o holokauście (który był swoistym „Laboratorium dla ludzkości”), o tym jak są postrzegani przez inne nacje. Dyskutują, spierają się, obrzucają wyzwiskami i choć wydaje się, że zbliżają się do zrozumienia swoich problemów, że uczą się czegoś wzajemnie od siebie, to okazuje się, że stereotypy, którym podlegają nie są łatwe do pokonania. Czy Izrael mści się na Palestynie za żydowskie cierpienia zgotowane przez nazistów ? Czy Niemcy już zawsze będą obarczeni bagażem faszystowskiego dziedzictwa ? Kto tak naprawdę jest ofiarą, a kto katem ? Kiedy nastąpi kres tej zdawałoby się nieskończonej spirali negatywnych następstw ? Autorce i aktorom nie udało się zaproponować rozwiązania tych kwestii, ale chyba nikt się tego nie spodziewał. Może trzeba poczekać na pokolenie numer cztery ?
O godzinie 21.30 mieliśmy się stawić na Rosa-Luxemburg-Platz by tam zobaczyć przez wielu najbardziej oczekiwane przedstawienie dnia czyli „Chór był w wielkim błędzie” w reżyserii René Pollescha (czasami pracującego także w Polsce - w 2007 roku reżyserował swoją sztukę "Ragazzo dell`Europa"w warszawskim Teatrze Rozmaitości),. Okazało się jednak, że to ...organizatorzy byli w wielkim błędzie. Niestety w wyniku nieporozumienia dotyczącego umiejscowienia teatru Volksbühne najpierw wylądowaliśmy w zupełnie innym miejscu i ostatecznie – po skutecznym zlokalizowaniu tego właściwego (i straceniu kolejnych trzydziestu minut) weszliśmy na salę około 22-ej, kiedy spektakl już trwał. Siedzeniami dla widzów okazały się dość wygodne i miękkie białe worki. Po ich zajęciu wielu widzów próbowało jeszcze „złapać wątek” wydarzeń rozgrywających się na scenie, ale zważywszy na to, że tekst sztuki nie jest łatwy w odbiorze, było to dążenie skazane raczej na niepowodzenie. Trudno zatem pokusić się o ocenę tego przedstawienia i nie wiem czy jurorzy będą mogli je obiektywnie zrecenzować na podstawie jedynie 2/3 całości. Ta luźna adaptacja filmu Yywesa Roberta „Jak zrobić słonia w trąbę” (z 1976 roku) jest rodzajem dyskursu na temat kapitalizmu i ... miłości. Wzbogacony przez płynące z offu piosenki francuskie ( w finale „Nathalie” Gilberta Becaud) spektakl odwołuje się do krytycznych koncepcji gospodarki i pieniądza. Fabuła, a właściwie jej szkicowy konstrukt podporządkowany jest socjohistorycznemu manifestowi (ideom odautorskim ) komentowanemu przez tytułowy chór. Wielka szkoda, że nie było nam dane „zmierzyć się” z tym dramatem w pełnej formie.
Droga powrotna do Szczecina była już sprawna i bezstresowa (autostrada szybko umykała spod kół naszych autokarów), ale niefortunny finał dnia pozostał jednak w pamięci.
Komentarze
0