Dzieła wielkiego dramatopisarza w wersji kabaretowej, historia mieszająca się z nowoczesnością, pełna sala, zainteresowanie publiki i czynny udział w przedstawieniu – tak wyglądał sobotni (14.07.2007r.) wieczór na Zamku Książąt Pomorskich.
Dzieła wszystkie Szekspira (w nieco skróconej wersji) napisało trzech Amerykanów: Adam Long, Daniel Singer i Jess Winfiled. Tłumaczenia czegoś tak oryginalnego podjął się Włodzimierz Kaczkowski. Na zamku mieliśmy przyjemność zobaczyć spektakl w reżyserii Piotra Krótkiego. Jak to wyglądało?
Sala Bogusława była pełna. Przedstawienie rozpoczęło się punktualnie o 21:30. Trójka aktorów w czarnych strojach najpierw w zabawny sposób przedstawiała się, opowiadała o stradfordzkim mistrzu i tym, co pokażą. Tak rozpoczął się pokaz kabaretowo – szekspirowski, który w zamyśle, jak się okazało, miał więcej bawić niż zaznajamiać z Szekspirem. Przed rozpoczęciem szybkiego kalejdoskopu sztuk, poproszono mistrza Williama o błogosławieństwo. Sądząc po głośnym śmiechu wielu widzów, przekleństwo w języku angielskim, które rozległo się z głośników, mogło rozbawić, mnie jednak zniesmaczyło.
Ukazano wiele sztuk. Romeo i Julia na scenie zamku stali się parką jak z telenoweli. Trzeba przyznać, że w wersji komediowej byli oni śmieszni. Sądzę, że to najlepszy punkt programu. Z drugiej strony robienie komedii z tragedii zakochanych z Werony to chybiony pomysł. Te zarzuty muszę jednak kierować nie do aktorów, a do pomysłodawców skrótu Szekspira a’la kabaret. Szanowni Państwo to nie był dobry pomysł. Wiele osób zachwyca się produktem trójki Kalifornijczyków, ja chyba na szczęście, nie. Trawestacja wielkich tragedii nie podoba mi się. Całość przywodzi na myśl papkę kulturową i zamerykanizowany świat. Tym są śmiechy i chichy ze sztuk, które naprawdę mają wiele uroku i nie muszą być modernizowane.
Można było ujrzeć Tytusa Andronikusa jako telewizyjne show, bardzo niesmaczne. Z braku Murzyna – jak oświadczają aktorzy – powstała rapowana wersja Otella. Jedną z kronik królewskich ukazano jako mecz piłkarski. Natomiast Makbet został przekształcony przez Polish Szekspir Company w skecz po góralsku. Hamlet zamienił się w studium obłędu Ofelii. Wybrano dwie osoby z widowni, które pomogły w odegraniu kabaretu. O pomoc poproszono także publiczność. Podzielono nas na sektory i polecono powtarzać krótki tekst z gestykulacją. Grupy skandujące naraz różne hasła wytworzyły ogromny hałas, który miał symbolizować chaos w głowie narzeczonej Hamleta.
Spektakl wymagał nie lada pamięci i zręczności od aktorów. Trójka osób musiała opanować dużą porcję tekstów, a poza tym śpiewać, biegać i wciąż zmieniać elementy stroju i rekwizyty. Kostiumy zostały bardzo dobrze przygotowane. Były proste, lecz bardzo sugestywne i zabawne. Scenografii praktycznie nie było. Tło stanowiła czarna scena i kufer na napisem Polish Szekspir Company (jednak tego braku nie zauważało się, gdyż wypełniały go kostiumy i żywa gra aktorska) Ważną rolę pełniło światło. Od jasnego kabaretowego oświetlenia, przez lekko dyskotekowe mignięcia, przechodząc w bardziej tajemniczych momentach w niebieskawe, po półmrok – towarzyszący scenom z Hamleta. Bawiła i muzyka np. hiszpańska piosenka przy Romeo i Julii.
Całe przedstawienie oceniam dobrze choć sama idea przemiany Szekspira w kabaret nie podoba mi się. Wykonanie na zamku mogło jednak przypaść do gustu. Skecze mające posmak Szekspira były zabawne. Wszystko było by wspaniałe, gdyby nie właśnie połączenie całości z wielkim pisarzem. Nie pasują mi dzieła przerobione na taką estetykę. Może w mniej eleganckim miejscu wyglądałoby to lepiej. Czy musimy wszystko modernizować? Czy należy przefabrykowywać kulturę w skróty i streszczenia? Dobrze się czasem pośmiać, ale warto znać oryginały klasyki. Reszta jest milczeniem
Komentarze
2